wtorek, 29 marca 2011

Pewna kobieta inspirowała mnie przez ostatnie tygodnie.
Chcę zapamiętac jej sposób mówienia, podejście do świata.

poniedziałek, 28 marca 2011

Rok III, semestr VI

Uzupełniając dokumenty, które mają zawierać całą moją pracę jaką wykonałam przez ostatnie kilka tygodni natknęłam się na miejsce gdzie należało wpisać: "Rok III, semestr VI"
Jutro ostatni dyżur na sali porodowej. Ostatni raz będę tam jako studentka. Porusza mnie ta myśl.
Te liczby, z liter złożone kryją w sobie wiele czasu. Tygodni, miesięcy, lat... od kiedy to zobaczyłam na liście przyjętych na studia moje nazwisko. A może i nawet, od kiedy składałam na ten kierunek moje świadectwo maturalne i zdjęcie, dwa zdjęcia. Od pierwszych marzeń być może, które pojawiły się przecież o wiele wcześniej...
Sala porodowa to przecież ich realizacja.
Spoglądając wstecz widzę wiele. Czuję to wszystko w sobie. Pierwszy poród, przy którym łzy w oczach ,a w ręce mojej ręka inna potrzebna. Później kolejne, z każdym z nich coraz lepiej i dokładniej uczyłam się sztuki położnictwa. Nadszedł czas kiedy sama mogłam przyjąć na świat dziecko. Dało mi to szczęście, które wraz nadzieją czekało od czasów, kiedy pierwszy raz pomyślałam o tym, że chcę zostać położną.To piękny zawód.
Semestr IV wciąż trwa...

Bezy.

Upiekłam bezy.
Moje pierwsze w życiu bezy.
Szkoda, że nie mogę zrobic im zdjęcia. Są urocze.

niedziela, 27 marca 2011

Siostry.

Siostra, lustrzane odbicie mojej duszy.
Choć całkiem inna, potrafi stanąć obok mnie aby spojrzeć na świat moimi oczami. Potrafi stanąć naprzeciwko mnie, aby przeciwstawić się, kiedy popełniam błąd.
Cenne cząstki, które tworzą moje życie. Dopełniają je.
Choćby głosem w słuchawce, chociażby zdjęciem na ścianie.
A najpiękniej przez uśmiech, łzy, smutek, szczęście. Ciszę wymowną, słowa tylko nasze i tylko przez nas rozumiane.
Trzy dusze połączone pewną jednością. Miłością.
H. i D. nie potrafię za Was dziękować tak pięknie jak powinnam.


http://gabra.wrzuta.pl/film/11EtnIXG7bM/katarzyna_groniec_-_bede_z_toba
http://sprytnabacha.wrzuta.pl/audio/7oEYvzvCRgL/renata_przemyk_katarzyna_nosowska_-_kochana

środa, 23 marca 2011

Wróciłam do domu. Zmęczona po czterech dniach wolnych od pracy. Spędzonych przy pracy. Pisaniu. Zmęczona po 12 godzinach na sali porodowej. Po braku przerwy na sen pomiędzy nią a salą kinową, w której obejrzałyśmy film. Film na szczęście pozwolił mi zapomniec o senności jaka trzymała się mnie odkąd rano zadzwonił budzik. Dał również wiele do myślenia. 
"Może byśmy gdzieś wyjechali. A nie. Nie mogę."
Wiosna coraz śmielej oświetla Kraków słońcem. Pozwala na spacer nad rzeką. A podczas spaceru, co by pamięci mojej nie umknęło gdzieś w natłoku wspomnień: 'National Geographic. Fauna krakowska'.
Błądze gdzieś ścieżkami życia szukając tej właściwej. 
Długie chwile, godziny lub minut setki poświecam na słuchanie w tle muzyki jakiej nigdy wcześniej nie słyszałam. Oddaje jej dobór w ręce nieznanych mi sił. 
(www.tuba.fm)  
Jutro zobaczę się z jedną z moich siósrt. Tak bardzo na to czekam.  

sobota, 19 marca 2011

Noc. Nie jak każda inna noc. Dokłdanie chwilę po godzinie 7 rano...

Nieprzespana noc. 'Nasz zawód jest posługą.' Tak. Kobietom, których szczęście na widok tego cudu wynagradza wszytko. Zapamiętam ten kolor paznokci. Głowa boli mnie, chociaż nigdy wcześniej nie zawodziła po takich bezsennych nocach. Wracam do domu. Według naszej nigdzie nie uwiecznionej umowy, ona czyta, ja podziwiam świat w milczeniu zza szyb tramwajowych. Dziś z nieba padają płatki śniegu. Za dwa dni pierwszy dzień wiosny. Nie rozstaję się z moim bólem głowy. Nawet pare godzin snu nie ma wystarczająco dużo sił, aby pomóc mi się go pozbyc. Kawa. Może ona. Stoję na początku drogi, która ma niedługo się skończyc. Nie mam czasu na odpoczynek. Na zastanowienie. Na przebycie drogi na wschód. Nie mam. Muszę zrobic wszytko.

środa, 16 marca 2011

„Aby wypełnić ludzkie serce, wystarczy walka prowadząca ku szczytom.”

Pracę tą napisałam dwa lata temu. Na prośbę pewnego pana, wykładającego filozofię na moim uniwersytecie. Pan ten zwykł chodzic w czerwonych trampkach. Publikuję te słowa i rozważania 'Mitu Syzyfa'.

„Trzeba wyobrażać sobie Syzyfa szczęśliwym”

„Trzeba wyobrażać sobie Syzyfa szczęśliwym.” Pan swojego losu – Syzyf. Człowiek skazany na wieczną udrękę, brak nadziei na poprawę, na monotonię życia polegającą na cierpieniu, a mimo wszystko Albert Camus zachęca do spojrzenia na tę postać jako na kogoś szczęśliwego. Aby móc zrozumieć szczęście Syzyfa, którego postać jest ponadczasowym symbolem beznadziei, należy uświadomić sobie jak bardzo niejednoznaczne jest pojęcie szczęścia. W celu dostrzeżenia czym było szczęście dla naszego bohatera trzeba poznać Syzyfa za jego życia sprzed otrzymania kary od bogów. Nietrudno jest zauważyć jego umiłowanie do życia, uwielbienie ziemi i wszystkiego co ziemskie. Bogów, którzy stanowili znaczą cześć jego życia, którzy powierzali mu tajemnice, skarżyli się mu i opowiadali swoje żale, traktował z pewną lekkością. Nie straszny był mu boski gniew wobec radości jaką przynosiło mu życie, „łuki zatok, olśniewające morze i uśmiechy ziemi”. Dlatego też żywił pogardą decyzje, którymi wciąż, z przeróżnych powodów, próbowali zamknąć go w ciemnościach podziemnego świata zabierając możliwości radowania się urokami ziemi. Nadszedł jednak dzień, w którym Syzyf został 'dożywotnio' ukarany za swoje postępowanie. Igranie z bogami dobiegło końca. Po wieloletnich próbach oszukiwania śmierci oraz wyroków boskich Syzyf został skazany na mękę bez końca.
 Kara, która całe jego życie skupiła w wysiłku, nie dając nadziei na wytchnienie, była ciężarem, który już zawsze miał dźwigać na swych barkach. Stwierdzenie „ bogowie nie bez racji doszli do wniosku, że nie ma straszniejszej kary niż praca bezużyteczna i bez nadziei” nie jest jednak do końca słuszne. Syzyf bowiem odnalazł się w pewien sposób w tym życiu, stając ponad swoim losem. Odebranie mu możliwości radowania się tym co dawało mu ziemskie życie, a w zamian za to skazanie na wieczne cierpnie miało byc najgorszym losem jaki mógł spotkać osobę tak kochającą życie jak on, jednak Syzyf przezwyciężył ten los uświadamiając go sobie. Najbardziej wyjątkowym momentem, w jego monotonnej, wydawało by się, egzystencji jest chwila, w której Syzyf powraca z góry po kamień. Ten czas został nazwany „pauzą”, przerwą dającą odpoczynek i możliwość refleksji, „oddechem”, który tak samo jak cierpienie zawsze powraca. Powrót ten jest czasem jego świadomości. Czasem, który stawia go ponad swoim losem. Świadomość swojego istnienia sprawia, że staje się on silniejszy niż jego kamień, symbol i przedmiot jego udręki. Być może nadaje ona również tragizmu życiu bohatera jednak „nie ma takiego losu, którego nie przezwycięży pogarda”. Jasność z jaką widzi swoje życie tworzy go zwycięzcą. Zwycięstwo natomiast daje szczęście. Coś co miało go udręczać okazuje się wygraną. „Jeśli zatem to zejście w pewne dni jest cierpieniem, w inne może być radością.”
Albert Camus zwraca szczególną uwagę na zejście Syzyfa z góry, bo w tym właśnie momencie rozważa on swoje życie. Z uświadomienia sobie panowania nad swoim losem „płynie milcząca radość” bohatera. Być może człowiek odnajdujący szczęście w świadomości swojej udręki wyda się absurdalny, to jednak los jest jego własnością co często nie jest dane ludziom nieświadomym. To właśnie czyni Syzyfa zwycięzcą i stawia go ponad innymi, pomimo okrutniej kary jaką otrzymał. Człowiek jest skazany w swym życiu na pewien rodzaj koniecznego cierpienia.”Nie ma słońca bez cienia i nie można nie znać nocy.” Człowiek absurdalny jakim jest Syzyf jest przekonany, że jeśli istnieje los to na pewno nie został on nadany człowiekowi „ z wysokości”, z niej bowiem ”dane jest tylko rozwiązanie nieuchronne”, które jest warte jedynie pogardy. Los, który jest przeznaczony ludziom jest ich własnością. Każdy jest panem swojego losu. W tym tkwi całe sedno życia. Szczęście ma tu nadzwyczajny wymiar. Jest ono umiejętnością radowania się z wolności, z posiadania, z panowania nad swoim losem.
Syzyf powraca do swego głazu, do życia. Rozważa zdarzenia, które po sobie następują, nie mające związku ze sobą ale tworzące razem jego istnienie. Tam właśnie u stóp góry rozstajemy się z Syzyfem. Bohater ten jest przykładem dla ludzi, uczącym wierności wyższej. Wierności, „która neguje bogów i podnosi kamienie”. Uczy pomijania zdania i tego co jest dane z wysokości, nakazując jednocześnie uszczęśliwiania się z tego co daje nam nasze życie, co daje nam podnoszenie ciężaru kamienia, którym jest ono dla nas. Syzyf odnajduje życie w blasku minerału wtopionym w głaz, który musi wtaczać na górę. Nie chce zapominać o tych ciężkich momentach, które wciąż nieuchronnie powracają i wplatają się w jego istnienie. Wręcz przeciwnie, każdy z tych momentów tworzy jego świat.
„Aby wypełnić ludzkie serce, wystarczy walka prowadząca ku szczytom.”
To zdanie zwieńczające „Mit Syzyfa”, kryje w sobie całą tajemnicę jego losu, i to co swym życiem utkanym cierpieniem chce nam przekazać ten wieczny męczennik. Szczęścia należy doszukiwać się nie na szczycie, ale w samym jego zdobywaniu. Idąc za takim tokiem myślenia pojęcie to oznacza, że nie tylko osiągnięty cel jaki postawimy sobie w życiu ma nam dać radość, ale przede wszystkim jego zdobywanie, które z pewnością będzie pełne wzlotów i upadków ma nadać sens naszemu istnieniu.
Trzeba wyobrażać sobie Syzyfa szczęśliwym.
Albert Camus jako egzystencjalista patrzy na postać Syzyfa bardzo indywidualnie. Rozważa jego jako jednostkę zwracając uwagę na szczegóły. Bardzo dokładnie opisuje moment, w którym bohater wtacza głaz na górę. „Tu widać ciało napięte, aby dźwignąć ogromny kamień i pchnąć go na górę po stoku, setki już razy przebytym; widać ściągniętą twarz, policzek przy kamieniu, pomocne ramię, o które wspiera się oblepiona gliną masa, stopę odnajdującą równowagę ( …)”. Uniwersalność „Mitu Syzyfa” polega jednak na tym, że każdy człowiek, nazwany przez Alberta Camusa robotnikiem, może odnaleźć się w postaci wiecznego męczennika. Ukazując nam tę postać z całkiem odmiennej strony niż znaliśmy ją dotychczas uczy innego postrzegania swego życia, cierpienia, które stanowi jego nieodłączny element i odnajdywania szczęścia w walce prowadzącej ku szczytom.

 
              Dedykuję ten wpis pewnej osobie, której obiecałam coś, kiedyś zadedykowac. Czarodziejowi muzyki z przełomu lat 2010/2011.
Głos. Ten sam, który śpiewał piosenkę, do której to nakręcono jeden z najpiękniejszych teledysków.
Najpiękniejszy teledysk.
I ten sam głos, w innej piosence.

wtorek, 15 marca 2011

Zapatrzona.

Ostatnio czesto mój wzrok podczas jazdy tramwajem, tam lub wracając, przykuwały obrazy wyświetlające się na szklanym ekranie zawieszonym u sufitu. O ile tramwaj ma sufit. Nie istotne. Umieszczam tu jeden z nich. Nie wyświetlający się podczas moich podróży, ale namalowany przez tego samego artystę. Doceniając jego talent zachęcam do obejrzenia pozostałych. Wybrałam ten ze zwzględu na zmagania kobiety. Moje życie obecnie też polega na zmaganiach. Ku szczytom. Oczywiście. Poza 12 godzinnymi częściami mojego życia, o których wspominam nie raz, spędzonymi na sali porodowej walcze każdego dnia z moją pracą. A może raczej o moją pracę licencjacką. Sala porodowa przynosi mi tyle szczęścia co nowe życie i tyle nieszczęścia co robienie czynności zbędnych. Pozostajemy bez wpływu na to. Porzuciłam już oglądanie seriali. Nie zabrałam się jeszcze za czytanie książek nie mających związku z położnictwem. Wciąż plącze się po Krakowie załatwiając niezbędne sprawy zajmujące cenne godziny. Zazwyczaj towarzyszy mi SDM. Dziś mój zielony towarzysz śpiewający mi cicho do ucha odmówił współpracy. W nagrode stojąc w zatłoczonym tramwaju, usłyszałam jeszcze ciszej znajomą mi melodię. I tak oto nieznajomy młody człowiek stojący ramię w ramię ze mną także słuchał starego dobrego... Wiosna śmielej rozgościła się w tym mieście, pozwalając na lekki ubiór. Niech tak zostanie. Tęsknię za domem. Głos mamy był dziś dla mnie ukojeniem.
Kobieta zmagająca się.

sobota, 12 marca 2011

'Skoro i tak jesteśmy oka mgnieniem, będziemy wspomnieniem, czemu nie wierzymy w ułamki sekund? Z nich składa się czas, z nich składa się "wiele lat".'
                                                                                                                                             Elizabeth

czwartek, 10 marca 2011

Niebieski cyrkiel.

Każdego dnia. I z każdym kolejnym kilometrem, z każdą chwilą.
Idę ulicami Krakowa. Rano nie jest jeszcze jasno. Wychodzę zbyt wcześnie. Wieczorem jest już późno. Jest już ciemno. Zimno też. Wiosna, która czasem pojawia się na chwilę wykrada się ukradkiem zanim znajdę wolną chwilę aby ją poczuc. Życie podzielone na 12 godzinne kawałki. Raz jest lepiej, innym razem mogło by byc lepiej. To co teraz istotne dla mnie, co jest koniecznością stawia przede mną opory nie do pokonania. Czas do końca marca wciąż nieubłagalnie się skraca. Przecież wiecej czasu nie mam. Zmęczenie. Czym? To na co czekam, i czego bardzo chcę zdaje się nie zbliżac do mnie ani najmniej. Czas bawi się mną. Najwidoczniej. Przemierzając labirynty księgarni zapamiętuję tytuły książek, które przecież tak ciężko mi będzie przeczytac. Chyba brak we mnie jakiejkolwiek umiejętności organizowania sobie czasu. I do tego moja fizyczna słabośc psychiczna. Samotnośc, którą znam na pamięc. Powiedziałaś mi, że wiesz co to znaczy. Mój dom zawsze pełen, podkreśla ją na każdym kroku. Jadąc tramwajem zawsze marzę o tym, aby pójśc do teatru, albo na koncert. Piosenki autorskiej, lub coś jeszcze bardziej nieprzewidywalnego. I w ostatnim czasie, po tych kilku chwilach spędzonych w moim dawnym świecie, odczuwam mocniej brak tego co kiedyś przenikało mnie w całości.

http://maliniak999.wrzuta.pl/audio/8y0AZGjgxN4/niebieski_cyrkiel

poniedziałek, 7 marca 2011

'A tak swe istnienie przypisuję Tobie i harcerstwu czyli temu co robię'

... nie wiem od jakich słów powinnam zacząc. Początek tego wszystkiego to rok 2001. To moja piąta klasa szkoły podstawowej. Pierwsza zbiórka. I moc jaką kryło w sobie harcerstwo. Zawsze uważałm,że dziś jestem kim jestem dzięki tej właśnie drodze, że to ona mnie ukształtowała.
'Kim byłbym gdyby nie skautowy styl życia?'
Wiele lat czynnej służby. Całe serce oddane. Harcerzem jest się 'do samego końca(...) aż do nieba.'
Ludzie i ich wspólne pasje, ideały. Przyjaźń. Kiedyś po latach uświadomiłam sobie w czyimś towarzystwie, że czasem nie zdajemy sobie sprawy jak cennym skarbem jest nasza harcerska przyjaźń.
Całe nasze wspólne życie. To co było piękne i pełne radości, to co było trudne i zalane łzami. Wszystko to stworzyło między nami więź niepowatrzalną, wyjątkową. Nauczyło nas wiele, może wiecej niż nam się wydaje. Wzbogaciło nas o nieskończoną ilośc wspomnień.
I choc drogi  nasze biegną różnymi torami ta więź wciąż splata nas nierozerwalnie.
'Nie pozwolimy by ją skradł nieubłagany czas.'
Nasze uwielbienie do harcerstwa sprawia, że po wielu latach spotykamy się razem przy blasku świec. Bawimy się znów, śpiewamy, spędzamy ze sobą czas, jak gdyby wehikuł czasu przeniósł nas do czasów kiedy się poznaliśmy.
I tak tu dziś i każdego dnia dziękuje wszytkim tym, którzy dawaniej i teraz tworzą nasz harcerski świat.



'Spotkamy się kiedyś u studni...'

czwartek, 3 marca 2011

Z dnia wczorajszego. Wieczorem.

Kraków wciąż usilnie robi wszytko aby mieścił w sobie coraz więcej ludzi.
Przypadkiem sprawia, że pośród tych tłumów coraz więcej miejsca na samotnośc człowieka jednego.
Nawet ludzie na czerwonym świetle odchodzą bezprawnie, zostawiając mnie samą w oczekiwaniu na światło zielone.

wtorek, 1 marca 2011

"    - Nie martw się.
     - Nie martwię. Kiedyś się martwiłam, lecz zrobiłam małe badanie i odkryłam, że dziesięc na dziesięc osób... umiera.    "

Bella, 2006.