poniedziałek, 27 lutego 2012

1h 30'

Mój kalendarz zdobyty krwią i blizną pęka w szwach od wyrazów zapisanych na jego kartkach. W życiu posegregowanym na dni znajduję więcej miejsca na wszystko co dookoła. To cenne. Jest czas na spotkania, na filmy, na modlitwę i na grę w gry planszowe, na kawę, spacer, gorącą czekoladę, na zajęcia na uczelni, na konferencje położnicze, na wyjazd do Warszawy, na spotkanie z wspaniałym człowiekiem, na posłuchanie mądrych słów. To cenne. Postanowienie odnośnie czterdziestu godzin spełnia się każdego dnia. Wybiła północ. Brakuje mi doskonałości w tym posegregowaniu na dni życia. 

niedziela, 26 lutego 2012

Wiatr

Gorzka czekolada w Wedlu. Kolejne spotkanie. 1h. I to jak przyjemne i w jak przyjemnym towarzystwie. 
Dziś minął mi piękny dzień. Pobudka bez budzika. Samoistna, z niepokojącego mnie snu uświadamiającego wielką miłość. Miły początek dnia oświetlony przez słońce i ożywiony przez wiosenne powietrze, które wkradło się do mieszkania przez uchylone okno. Twój głos. Chwila później zamieć śnieżna, a słońce wciąż na niebie. Niezwykły widok. Nie potrafiłam zostać w domu, w obliczu tej pogody. Spacer, w miejsca tak bliskie, a jednak dotąd mi nieznane. Wychodzę przed blok, wdycham wiosnę i wybieram, w którą stronę dziś. W stronę słońca. Pięknie. Nieznany mi Kraków w niespodziewanej odsłonie ukazał się zaraz za progiem. Sama na spacerze nie czułam się samotna. Nie jestem przecież samotna. Powrót. Ciepła herbata. Lampka. Wieczorne dziękczynienie za kolejny dzień. 
4h

Godziny doliczają się z niespodziewaną prędkością. Nie mogąc jednak zapomnieć o obowiązkach, dziś muszę pozostać w domu. Pomyśleć poważnie o pracy magisterskiej, bo tak poważne tematy zaczynają być w moim życiu aktualne. I tu, wraz z uświadomionym upływem czasu, nasuwa mi się wiele pytań egzystencjalnych. Staram się je oddalać, bez większego zastanowienia. Jedyne o czym myślę, to, żeby nasze osobne życia złączyć w jedno. Spacerować nad Wisłą. Wejść do pierwszej napotkanej kawiarni. Podziwiać architekturę starego miasta.

Tymczasem gra w Scrabble może być niezwykle interesująca.

piątek, 24 lutego 2012

Życie zaczyna się po 40h

http://www.40h.pl/

Postanowiłam dołączyć się do akcji. Zmobilizować wszystkie siły. Zrobić to, co zazwyczaj wydaje mi się niemożliwe.

1.

czwartek, 23 lutego 2012

Rachunek sumienia.

nie potrafię.
Znów zamieszkuję miasto, w którym niegdyś smok wawelski siał postrach wśród ludu i młodych pięknych dziewczyn.
A ja się nie boję.
Wisła wciąż płynie spokojnie. Mosty wciąż poprzerzucane przez nią na drugi brzeg.
Studia powitały mnie wielkim zaskoczeniem o 9:00 rano. I ciężką pracą długo po 21:00 wieczorem.
Wiele postanowień wiążę z faktem powrotu tu. Wiele z czasem oczekiwania.
Mają mnie zmienić. Na lepsze i świętsze.
Oby.
I są kwestie wciąż nierozwiązane, które spać mi nie dają.
Uwielbiam się przytulać. Tylko kiedy przytulasz mnie Ty.
Wyobraź sobie. My i głęboka woda.
Tęsknie.

poniedziałek, 20 lutego 2012

W poszukiwaniu książek natrafiłam na kolejną powieść K. R. Zafon'a pt. Marina. Nie słyszałam o niej wcześniej, nie słuchając zresztą uważnie. Mój stosunek do tej książki ukształtował się po pierwsze zanim po nią sięgnęłam, z samego uwielbienia do tego pisarza, do drugie zaś w momencie czytania wstępu. W nim bowiem Zafon, pisze o pewnym sentymencie jakim darzy to dzieło. Nie wynika on z powodu sprzedaży w niesamowitym nakładzie, ani z powalających opinii krytyków. Tak twierdzi autor, a ja wierze mu do końca, z opisanego w drugim zdaniu względu. Przeczytałam w zadziwiającym mnie tempie. Być może moje mocne postanowienie dotyczące czytania książek, sprawiło, że w końcu zaczynam czytać szybciej niż jedna Lalka przez wakacje. 

Powoli dobiega końca czas przeznaczony na życie w domu z rodziną. Przyjdzie mi za kilka dni, za dwa, pojechać do Krakowa i zadomowić się tam na nowo. Spojrzeć na swój pokój i być u siebie. Przebywać wielkie odległości tramwajami, spędzając w podróży zbyt długą ilość czasu. Znów przyjdzie mi uczestniczyć w wykładach i ćwiczeniach, być studentem. Znów życie zmieni się zupełnie. To dobrze. Myślę o takim życiu często. O kilku równoległych życiach, a może o jednym z poprzeplataną strukturą po prostu. Czas studiów jest dla mnie piękny. I choć miliony razy słyszałam, że tak jest i aby się tym cieszyć bo jak minie to już nie powróci, myślę, ze nie musiałam tego słyszeć. Wiem to i jestem tego świadoma każdego dnia, ucząc się pokory z którą będę musiała powitać ten koniec. Kiedy nadejdzie. Tymczasem drugi semestr za chwilę się zacznie. Mój plan zajęć, jeszcze ciepły od druku, wysuwa się z drukarki.

czwartek, 16 lutego 2012

Uświadomiłam sobie coś niezwykle ważnego. Wśród tłumów przemierzających pokoje naszego mieszkania dotknęła mnie samotność. W dzień taki jak dziś, w tłusty czwartek, który ugina się pod ciężarem ociekających lukrem pączków, zabrakło mi ich. Wieczorem, w kuchni, gdy prawie wszyscy domownicy świętowali dzisiejsze święto. Brakowało miejsca, a ja byłam samotna. W ciszy podejrzewam, że to ujmujące uczucie dotyczyło nie tylko mnie. Brakowało babci. Osoby zawsze obecnej będącej nieodzownym elementem mojego życia, mojego domu, ciepła kuchni, zapachu posiłków, poczucia zaopiekowania i troski. Zabrakło dziś na stole pączków, które ona by usmażyła. I choć widziałam ją wczoraj i zobaczę jutro, to dziś właśnie głęboko doświadczyłam samotności.

wtorek, 14 lutego 2012

Ofiara w środku zimy Mons Kallentoft

Tęskniłam za moją siostrą. Nie było jej w domu zaledwie jeden dzień, a ja już tak bardzo tęskniłam. Wyszłam po nią na dworzec. W drodze powrotnej do domu, dość krętej tym razem, wykrzywionej nadmiarem spraw do załatwienia, weszłyśmy do biblioteki. Pani, która tam pracuje, zamaszyście zmazała notkę napisaną ołówkiem na mojej karcie bibliotecznej, informującą o możliwości wypożyczania książek przez D. D. odetchnęła z ulgą. Zapytałam czy może polecić mi jakąś książkę. Bibliotekarka z uśmiechem spojrzała na regały uginające się pod ciężarem książek, nastepnie z nutką rozbawienia powiedziała: jakąś mogę. Byle nie miłosną. Może jakiś kryminał. Polski czy może być zagraniczny. Nie ma znaczenia. Krwawy czy nie? Jak pani uważa. O tą mogę polecić. Jest ciekawie napisana.
W dniu nazywanym dniem zakochanych ugotowałam mojemu mężczyźnie obiad. I choć nie będzie miał okazji go nawet skosztować, mam nadzieję, że nie umniejszy to uczuciom jakie chciałam mu tym czynem okazać.

poniedziałek, 13 lutego 2012

Pobyt w domu daje mi okazję do spędzania czasu z Hanną. Uwielbiam to, choć dusza niemalże ośmiolatki bywa uparta. Ciężkie wzdychanie i już nikt jej nie rozumie, a miłość emanująca dookoła wydaje się być niewidoczna. Często w takich momentach nachodzą mnie refleksje dotyczące mojego własnego być może macierzyństwa. I absolutnie moje być może nie wynika z wahania się nad kwestią posiadania dzieci. No cóż. Zawsze dochodzę do wniosku, że to wielka sztuka. Dotrzeć do tych miejsc w duszy dziecka gdzie można w pełni je zrozumieć i wykazać odpowiednie do wieku, uczuć, wyobrażeń ... zrozumienie. I czasem z ulgą wzdycham gdy w tym całym wychowawczym zamieszaniu, wybudza mnie z mych zamyśleń słowo Mama wypowiedziane nie do mnie. I czuję wielką nadzieję, gdy widzę, że ta do której to słowo zostało skierowae umie w ten nieodgadniony sposób z Hanną porozmawiać.

piątek, 10 lutego 2012

T.

Brakuje mi tego, czego potrzebuję najbardziej.
Wciąż posiadam uczucie, myśl i wartość ogromną.
Jednak pustka dookoła dotyka mnie głęboko.

Rzeszów

Dwa ostatnie dni zapisały się we mnie jako wyjątkowe. Jakby wyjęte z filmu lub bajki i wklejone swą bielą w mój życiorys. Biała była kamienica, białe ściany jej pomieszczeń, biała drewniana podłoga, białe kubki na kawę, białe strony w książce. Wyjechałam z mojego miasta by towarzyszyć mej siostrze. To zawsze dla mnie zaszczyt. Na miejscu, choć dotąd mi nieznanym czułam się jak we właściwym miejscu we właściwym czasie. Przepełniało mnie uczucie, czasem spotykane, jakby coś nowego znane mi było od zawsze. Otrzymałam wraz z kompleksową opieką, fotel niczym prosto ze sklepu z antykami, tapicerowany materiałem w kolorze bordowym. I miejsce przy grzejniku. I oknie. Przez osiem godzin czytałam, w tym oto wyjątkowym miejscu przesiąkniętym artyzmem, książkę. Dorotka była w pobliżu. Ktoś wciąż dokładał do pieca, dbając o ciepło w dniu, w którym mróz zmusił ludzi do rozpalenia ognisk w koszach na przystankach autobusowych. Tak się zdarza. Inny ktoś rozmawiał ze mną jak gdyby znał mnie od zawsze. Znów. Trzeba przyznać, że takie wyjątkowe dni potrzebne są by czuć. I aby zrozumieć.

środa, 8 lutego 2012

Sztuka jako miłość do bliźniego.

Spotkanie z T. Budzyńskim po obejrzeniu w kinie jego filmu "Podróż na wschód."
Nadeszły takie czasy kiedy podróż na wschód została wyparta przez podróż na północ.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Sen zimowy.

Żyję z wielkim zamiarem nie opuszczania ciepłego domu. Na stopach ciepłe skarpety, na ramionach sweter, w pobliżu koc do otulenia, w czajniku woda gwiżdże, kaloryfer podkręcam na 5 i czekam w bezruchu na ciepło. Sama myśl o wyjściu na zewnątrz mnie mrozi, przeszywa na wskroś, jakimś zimnym niepokojem. A jednak wciąż, codziennie, niemalże każdego dnia, zdarza mi się wyjście, którego owszem, nie żałuję. Ubieram się, wydawało by się odpowiednio, w płaszcz zapinany na cztery guziki,  czapkę z przewagą ok tkaną, w dwie różne rękawiczki, opuszczone przez swoje pary około tygodnia temu, być może nie wytrzymały presji tego mrozu. I opuszczam ciepło, mijając próg mego domu z dumnie podniesioną głową. I idę do lasu przespacerować się strumykiem.

Oplątani Mazurami

Oplątani Mazurami Katarzyny Enerlich to zbiór opowieści o tymże regionie Polski. Historie w nich opowiedziane różnią się zupełnie od moich wspomnień związanych z tymi terenami. Dla ludzi będących bohaterami książki, Mazury to dom, w którym przyszli na świat, spędzili całe życie, tęsknią za nimi, jak ja wciąż za Stalową Wolą. Gdziekolwiek bym nie była. Serca tych ludzi chłoną każdy kawałek tego fragmentu naszego kraju. Każdą kroplę w jeziorze, każdą uliczkę krętą, każdy las i chatę od dawna zapomnianą, chylącą się ku ziemi ciężarem swych doświadczeń. Moim domem tam jest jezioro i kołysząca się na nim żaglówka. Na ląd schodzę tylko by uzupełnić zapasy, które znów pozwolą wypłynąć. Stronię od miast, wybieram naturę. Nie wchodzę w głąb lądu. Zawsze chcę czuć zapach wody jezior, wtedy czuję, że jestem we właściwym miejscu na ziemi. Tym bardziej cenne było dla mnie przeczytanie tych 125 kartek. Poznanie rodzimej strony Mazur opowiedzianej wspomnieniami zamieszkujących ją ludzi.

niedziela, 5 lutego 2012

Czasami.

Wiele myśli, które rodzą się w mojej głowie zostaje zapomnianych. Nie mam chwili by opisać ulotne uczucia, moc emocji, jasność spostrzeżeń.

Spędziłam dwa dni w oderwaniu od świata. Pośród drzew, lasów zaśnieżonych, zamarzniętych na wskroś strumyków, w drewnianej chatce. Siedząc przy kominku upajałam się zapachem palonego drewna. Pijąc zaparzone zioła osłodzone łyżką miodu, wpatrywałam się jak obecna pora roku włada nieubłaganie światem. W tym miejscu, będącym namiastką raju, oderwaniem od rzeczywistości miast, powrotem do natury, wspomnieniem całej mej młodości, życie ma całkiem inny bieg. Ciepło domu kontrastuje z niezmierzoną zimą, która czeka tuż za progiem. Dookoła las i łąki. I jeszcze. Konie. Symbol siły i pewnej niezwykłej zależności jaka wypracowana została pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem.