sobota, 28 grudnia 2013

Święta Bożego Narodzenia.

Czas Świąt Narodzenia Mojego Pana, powoli dobiega końca. To ważny czas ubrany strojnie w tradycję, wcale nie bez znaczenia. Otóż jak piękny jest czas poprzedzający wieczór wigilijny. Ile w tym czasie miłości w nas. Ile myśli o każdej drogiej osobie, podczas kupowania, czy robienia prezentów, dla tej właśnie jedynej, wyjątkowej osoby. Trzeba wejść w jej życie, w jej dusze i serce by prezent z precyzją dobrać do życia, do duszy i do tego serca właśnie niepowtarzalnego. Wszystkie myśli biegną ku bliskim, wkradają się ukradkiem w ich życie, starają się poznać bliżej. I znów kolejny moment, gdy wszyscy z różnych stron świata jedziemy do domu. Wszystkie drogi prowadzą do Stalowej W. Wszystkie drogi do tego jedynego mieszkania, w którym się wychowaliśmy. I nawet jeśli cały rok dawał nam możliwości rozjazdów i wysyłał w różne części Polski i  'zagranicy', to teraz w tym jednym czasie każdy z nas zawraca i podąża za głosem serca, aby choć na chwilę wrócić tam skąd bije bezpieczeństwo. Tam gdzie są rodzice. Wspólne przygotowanie wieczerzy wigilijnej i wszystkich wspaniałych potraw, które sprawia, że maleńka kuchnia mieści nas wszystkich splatając nasze ręce we wspólnych przedsięwzięciach. Przystrajanie domu, który od zawsze w tym czasie wygląda podobnie, przywracając wspomnienia z lat przeszłych i dając pewność, że w przyszłości ( o ile nadejdzie ) będzie niezmiennie pięknie. 
Pośród tego wszystkiego rodzi się Jezus. On narodził się ponad dwa tysiące lat temu i jest, wciąż jest. W tym czasie więc, to my rodzimy się na nowo dla Niego, poprzez narodzenie się dla siebie nawzajem. 

czwartek, 19 grudnia 2013

Nie mam wszystkiego. Mam dużo więcej.

Kielce

Kolejny raz w tym mieście. Jadąc ulicami, wiem gdzie wysiąść, wiem, w którą stronę iść. Wiem, że to miasto jest moim kolejnym przystankiem w życiu podróżnika, wiem, że pozostanie nim dopóki D. będzie tu studiowała. Jutro wieczorem mam nadzieję na definitywne zakończenie moich wypraw w poszukiwaniu pracy. Jutro usiądę wieczorem we własnym domu, z rodziną, całą liczną moją jedyną, w jedynym jak dotąd domu. I spędzę tam z nimi czas świąteczny, ostatni czas przed dorosłym w pełni życiem. Dobrze, że narodzi się Wiara, Nadzieja i Miłość w Jednym w te święta. Jestem spokojna. Obecnie ciężko stwierdzić, czy to dzielność w moim sercu, czy raczej pewnego rodzaju znieczulenie wywołane nadmiarem zdarzeń. 
Przypominają mi się słowa Litzy: " [...] żebym nie miał wątpliwości, kto jest powodem zwycięstwa, zostaje z niczym na starcie." 
Z moich wielkich planów, rozważań: Kraków czy Rzeszów, ważenia gdzie więcej subiektywnych plusów, gdzie mniej, przeliczania ilości bliskich osób na kilometry dzielące mnie od nich, z mojej zabawy w przewidywanie przyszłości... nic. Nie pozostało nic. Wszystko ułożyło się inaczej.  

wtorek, 17 grudnia 2013

Życie upływa mi na działaniu, podróżach, załatwianiu ważnych spraw. W ostatnim czasie przebyłam tysiące kilometrów. Byłam zmęczona. Wciąż jestem, bo kolejne kilometry przede mną, ale to właśnie one doprowadziły mnie do miejsca, w którym będę żyła i pracowała od stycznia. 

wtorek, 3 grudnia 2013

"Możesz ucałować rodzinę i przyjaciół na pożegnanie i oddalić się na mile, ale jednocześnie zabierzesz ich w swoim sercu, umyśle i trzewiach, bo nie tylko ty żyjesz w świecie, ale świat żyje  w tobie".
F. Buechner, "Mówienie prawdy" (W.P. Young, "Chata")

Zawód: poszukiwacz.

Właśnie rozmawiałam z P. i doszłam do wniosku, że żadna ze mnie obecnie położna. Szpital od strony sali porodowej widziałam ostatnio na praktykach, obecnie tylko szukam napisu: Administracja i ślepo, czym prędzej podążam w jego kierunku. Ale cóż, jestem więc zawodowym poszukiwaczem. Taki moment w życiu. Szukasz aż znajdziesz. A co! Dodatkowa specjalizacja wzbogacająca człowieka o niezbędną w położnictwie cierpliwość, wytrwałość w dążeniu do celu, potrzebną każdemu człowiekowi, chcącemu spełniać swe marzenia, umiejętności interpersonalne będące jednym z głównych narzędzi w pracy położnej, dająca szanse na utwierdzenie się w przekonaniu, że dla położnictwa to ja mogę wiele. 

Skoro otrzymałam te 34 kg złota równe jednemu talentowi, który łatwą i jasną grą słów można tłumaczyć jako umiejętności i serce ku czemuś, nie chciałabym zakopywać go w ziemi tylko dlatego, że nie łatwo go mnożyć. 

poniedziałek, 25 listopada 2013

Przystań.

Wypłynęłam na głęboką wodę. Wyruszyłam w podróż w nieznane. Wyjechałam z mojego miasta, z mojego województwa, wyjechałam z domu rodzinnego, z miasta pięciu ostatnich lat mojego życia, z nowo wybranego miejsca na ziemi, wyjechałam w poszukiwaniu szczęścia, w poszukiwaniu pracy. Zdobyłam cztery województwa. Pukałam od drzwi do drzwi, schludnie uczesana, elegancko ubrana, z obcasami, które wybijały swój rytm głośniej niż moje niewiarygodnie spokojne serce, z plikiem dokumentów w ręku, z chęcią do pracy wyrażaną w rozmowie. I znalazłam, bo kto szuka ten znajdzie. A jednak nie każdy może sobie pozwolić na taki komfort (?!) szukania, jak ja. Komfort: Podróże bez zniżek, setki kilometrów. Noclegi w różnych, choć muszę z wdzięcznością napisać niezwykle gościnnych, to jednak obcych miejscach. Mapki z google maps i plan drogi opracowywany każdego dnia ponownie, łączący coraz to dalej odległe miejsca. Dokumenty składane w wymarzone, mniej chciane, lub nawet ostateczne, potencjalne miejsca pracy. Wciąż nadzieja tląca się w sercu, mimo, iż gaszona każdego dnia, za każdymi drzwiami, w które zapukałam. Spojrzenia i rozmowy: "Jak daleko jest stąd do Pani domu? [...] To będzie musiała się Pani przeprowadzić. Ale przecież wtedy nie utrzyma się Pani z jednej pensji." I znów te same słowa. I znów. I znów: "To jak to, nie dowiadywała się Pani przed rozpoczęciem studiów, że po nich pracy nie ma?!", "Warto byłoby się przekwalifikować.", "W tym momencie nic nie mamy, ale nigdy nie wiadomo, różnie bywa.", "Może jakieś zastępstwa, ale nie teraz.", "Za jakieś dwa lata spodziewamy się odejścia na emeryturę.", "Ma Pani skończone jakieś kursy? Kurs 'środowiskowy'? Tak wiem, że to są duże koszty, ale zawsze to ładnie wygląda w CV.", "Nie", "Nie potrzebujemy nikogo, nie przyjmiemy CV, przyjmiemy CV, dopiero kiedy ogłosimy konkurs.", "Nie potrzebujemy.", "Przyjmiemy dokumenty bo ma Pani prawo je złożyć, ale nie potrzebujemy nikogo."
I setki taki rozmów. 
A jednak znalazłam. Wbrew temu. Ku przyszłości. 

czwartek, 14 listopada 2013

Poszukiwania pracy

Nie poddaje się. Nie siedzę na miejscu, nie stoję w miejscu. Chodzę, biegam, spaceruje, pytam, rozmawiam, dzwonię, kseruje, drukuje, przerabiam, piszę, modyfikuje, znów drukuje, wręczam, rozmawiam, pytam...
Dziś jadę w kolejne miejsca na mapie Polski. W niedzielę jeszcze dalej za zachód. Wciąż szukam. 

wtorek, 12 listopada 2013

cisza

Ciąg dalszy

Wróciłam. 
Stolica przyjęła mnie gościnnie swoimi ramionami zbudowanymi z ogromnych budynków, zatłoczonych ulic, biegnących przechodniów. Myślę - to nie dla mnie. Ale jestem w stolicy z G. moją, by uczyć się sztuki położnictwa. Śmiejemy się trochę z siebie, że wydajemy grubą kasę na to, by dokształcać się w tym naszym ukochanym kierunku, który pracy za nic dać nam nie chce. A może wina leży gdzie indziej. Nie istotne, położną jestem i zostanę. Idziemy więc ulicami Warszawy, gubimy się by dojść do budynku fundacji. Tam trzy dni zanurzone na nowo w położnictwie, nowym, nieznanym, przepięknym, naturalnym, odważnym. Moim. Tam wśród położnych, które myślą podobnie do mnie, chcą coś zmieniać, zmieniają lub dodają odwagi by te zmiany wprowadzać, bo są to zmiany na lepsze. Cudowny czas, ukierunkowujący spojrzenie, rozpalający na nowo iskry tlące się w sercu. Spędzamy tam trzy dni, twierdzimy, że zbyt mało. Tam wszystko jest tak bliskie, położnictwo leży w moich rękach, wokół kobiety, tam nie gaśnie ani na chwilę zapał i chęć wdrożenia w życie wiedzy, którą zdobywamy. Tam czuję się bezpiecznie, chciałabym więc zostać na dłużej. Ale nie. Życie każe wracać. Wracam więc. Ale wcześniej zwiedzamy wieczorami stare miasto, pijemy grzane wino na Krakowskim Przedmieściu. Wcześniej spacerujemy, rozmawiamy, śmiejemy się, snujemy plany...

Moje życie od pewnego czasu znalazło się w miejscu bardzo specyficznym. Być może wciąż jestem na owym moście. Być może jednak zamiast iść na drugi brzeg, wychylam się zbyt mocno przez balustradę i widzę jedynie przepaść. Narzekam wciąż i mówię, że nie jest łatwo. Nie chcę tego. Wydaje mi się to całkiem pozbawione sensu, gdy jako młoda kobieta posiadająca usłużny zawód pozostaję w bezruchu. Chcę działania.

W tym wszystkim otwieram się na nowe możliwości. Mam wspaniałych ludzi wokół. Rodziców i rodzeństwo. Wparcie z każdej strony opatulone w szacunek do mojej własnej woli i pokorę co do Wyższych planów dotyczących mojego życia. Mam również wokół cały świat potrzebujących kobiet, płaczu dzieci. Nigdy nie byłam głodna, zawsze miałam dach nad głową, nie marzłam z braku rękawiczek. Czy to nie jest właśnie przestrzeń do działania?

wtorek, 5 listopada 2013

Leje deszcz.

Dziś słońca nie ma. Od rana, a może nawet od północy leje z nieba deszcz. Budzik zadzwonił kiedy jeszcze było ciemno. Nie dając czasu na dojście do siebie zmusił do wstania z łóżka o porze dnia pozorującej noc. I znów wyruszyłam w kolejną podróż pełną wyzwań, tym razem bez kawy. Autobusem choć dziennym, zasługującym na miano nocnego. Później chwilę na nogach, wykreślonymi wcześniej na mapie skrótami - wciąż uczę się tego miasta. Dotarłam. Urząd Pracy. Zostałam bezrobotną. 

Nie jest to przegrana. Nie jest to akt równy wywieszeniu symbolicznej białej flagi. To wciąż tocząca się walka o marzenia, o powołanie, o pasję, o służbę. Brzmi górnolotnie. Może stąpanie po podłogach urzędów, stanie w kolejkach, czy wezwanie do pośredniaka ma mnie sprowadzić na ziemię. Może po prostu ma być jednym z wielu aktów w mej krótkiej historii położnictwa. A co jeśli się nie dam?  

"Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić. I wtedy pojawia się ten jeden, który nie wie, że się nie da, i on właśnie to coś robi." A. Einstein

poniedziałek, 4 listopada 2013

Nowy dzień. Wstaje rano. Piję kawę. Sprawdzam zawartość teczki w kolorze kawy z mlekiem, która towarzyszy mi  od początku zbierania materiałów do pracy magisterskiej. Za chwilę wyjdę z domu.
Pośród pochmurnych, zimnych i zatopionych w deszczu dni, dziś pojawiło się słońce. Lżej jest chodzić po ziemi. 

niedziela, 3 listopada 2013

Piję wino, myślę Francja.

Piję wino - myślę Francja. Dziś po długiej przerwie napiłam się wina i wspomnienia o czasie spędzonym we Francji zalały mnie, nim zdążyłam odstawić lampkę od ust. To piękne uczucie, chwila, która tak precyzyjnie przywołuje przeszłość i wzbudza tęsknotę. Francja na zawsze pozostanie tą chwilą w ciągu roku, która przydarzyła mi się i być może przydarzy w przyszłości. Zawsze będzie wyczekiwanym zakończeniem lata. Początkiem nowego roku. Francja na zawsze zostanie snem na jawie. Długo wyczekiwanym, nieosiągalnym miejscem wprost z marzeń, znanym wyłącznie z opowiadań. Na zawsze zostanie mieszaniną uczuć nie mającą innego miejsca na tym świecie, winnicą pełną równoległych linii, brzmieniem obcego języka, uśmiechem ludzi... ach. 


sobota, 2 listopada 2013

Nadzieja, sen i poczucie humoru.
Niech będzie. Postaram się wysypiać.
Poza tym pewien cytat... "[...]moje Indie są tutaj." dał mi wiele do myślenia.
I skoro coś się sypie to po to, by zbudować coś nowego, cisza jest po to by w niej coś wybrzmiało.

sobota, 26 października 2013

Jasność

Wszystko się wyjaśniło. Wątpliwości się rozwiały. Dni, godziny, minuty wyczekiwania skróciły do zera. I poza kilkoma łzami, które popłynęły z moich oczu, poczułam spokój. Ulgę jaką dała mi wiedza, która nastąpiła po niewiedzy. Może nawet pewnego rodzaju radość z odzyskania na nowo tych minut, godzin, dni, które mogłabym stracić na wyczekiwanie. Straciłam coś czego nie ma. Wciąż mam to co najważniejsze. Mam w sobie miłość. 
Pustynia niech zostanie pustynią. Ciszą. 
A skoro ma być pustką niech będzie bez studiów, pracy, męża, narzeczonego, chłopaka, dzieci, wspólnoty... 
W pustce jest miejsce na wszystko, na to wszystko. Na więcej.

poniedziałek, 21 października 2013

nie jestem studentką
nie mam pracy
nie jestem dziewczyną, narzeczoną, żoną
nie mam dzieci
nie mam wspólnoty


kim więc jestem?

Powrót

Wróciłam do Krakowa. Na trzy dni. Ze sprecyzowaną godziną wyjazdu w kierunku Krakowa i bez biletu powrotnego. Tak bym mogła spokojnie spędzić czas w mieście moich studiów. Doceniłam małe miasta. Tłum ludzi, długie podróże tramwajami, towarzyszyły mi przez pięć lat. Czas na zmiany, który nadszedł oczekiwanie wraz z przeprowadzką do mniejszego miasta okazał się dobrym wyborem. Nie czułam się gościem, czułam się u siebie. Równie dobrze zamiast w niedziele wsiąść do pociągu, mogłabym w poniedziałek rano pójść na zajęcia. I nie dziwiłoby mnie to, a wręcz przeciwnie wydało by się naturalne. A może czeka mnie coś więcej? Może życie nie ma być dla mnie naturalną koleją rzeczy ale czymś zachwycającym? Wsiadłam więc do pociągu by przebyć podróż na wschód. Tym razem bardziej południowy niż poprzednio. Nie wróciłam do domu rodziców, do miasta dzieciństwa, ale nie było mi z tego powodu przykro. Stalowa Wola pozostanie moim miastem, dom domem. Wysiadłam więc na stacji Rzeszów główny nie czując zmęczenia towarzyszącego zazwyczaj podróży. Przejazd pociągiem okazał się przyjemny ze względu na komfort, możliwość czytania oraz jeszcze studencką cenę biletu. Wysiadłam więc szczęśliwa z pełnym pokojem w sercu i radością, że mogę iść do mieszkania znajdującego się przy ulicy tego właśnie miasta. Rzeszów. Sprawia mi przyjemność spacerowanie po tym mieście, gdzieś w sercu Podkarpacia. Czasem przez myśl przechodzi mi, że to miasto docelowe, do końca życia. Czasem myślę o tym jak bardzo jest dla mnie nowe. 

Dziś od rana złożyłam CV do każdego ze szpitali, w których mogę pracować. W każdym z nich przyjęto moje dokumenty - otóż mam do tego prawo, ale równie konsekwentnie odebrano mi wszelkie nadzieje. 
A ja jestem spokojna. Nigdy jeszcze nie byłam głodna i bez dachu nad głową, może stąd moja beztroska. Będę starała się nadal, oferując to co mam - całą siebie. 

poniedziałek, 14 października 2013

Siedem piosenek w polu - formidable

siedem piosenek w polu

Bóg wysłuchuje naszych próśb. Francja.

To było jak sen. I mam nadzieję, że jak sen to zapamiętam. Tak piękne, tak ulotne i tak krótkie. Jak ze snu. Niech wyda mi się snem, który istniał tylko dla mnie, który tak naprawdę nigdy nie istniał, który na zawsze pozostanie czymś co należało i jednocześnie nie należało do mnie. 

Francja. Czekałam na ten wyjazd. Miał zakończyć coś, coś rozpocząć. Nie myślałam, że sam w sobie wyjazd ten a raczej pobyt tam tak wiele będzie dla mnie znaczył. Znaczył i dał mi więcej niż się spodziewałam. Stał się nie tylko końcem i początkiem, ale skarbcem doświadczeń i uczuć, myśli i spostrzeżeń. 

Gdyby życie ludzkie miało kończyć się wraz z wyczerpaniem określonej liczby doświadczeń, moje życie skończyło by się wczoraj. 
Tak wiele się wydarzyło.

Chcę zapamiętać wszystko... ciężar pracy, smak posiłków, upojenie winem, uśmiech i śmiech, rozmowy w obcym języku, współpracę, wszystkie ciężkie wydarzenia, trudne, modlitwę wyśpiewaną gdzieś w drodze, przyjaźń i łzy, to co dobre było tam i to co wydawało się tak złe, to co miłe i co odpychało i przerażało, chcę zapamiętać każdego człowieka, każde słowo i spojrzenie, chcę zapamiętać spacery i szczegóły tamtej architektury.

Chcę zapamiętać to jak bardzo różniło się drugie miejsce, jak inaczej wyglądały winnice i bramy do nich prowadzące, jak wszystko było mi obce wśród tak gościnnych ludzi, jak wielka tęsknota przepełniała moje serce, zimne noce w namiocie i ciepło domu, pomoc osiemnastolatków i pracę po pracy, chcę zapamiętać walkę o każdy dzień i chęć powrotu do domu, chcę zapamiętać wdzięczność i to zaszczytne traktowanie.

W tak młodym wieku zrozumiałam, że pieniądze to nie wszystko, że istnieje o wiele więcej. 

Moje oczy widziały to co widziały oczy tak wielu osób, moje dłonie doświadczały pracy, wykonywanej przez tylu ludzi, jednak moje serce, ono czuło to czego nikt inny nie czuł. 

Wróciłam do domu, teraz muszę wrócić do siebie.

Dziękuję.

środa, 25 września 2013

Jeśli miałabym powiedzieć cokolwiek o tym, co teraz się dzieje powiedziałabym, że wyjeżdżam. Napisałabym tu, że do tego wyjazdu czekałam by rozpocząć nowe życie. Życie, które nigdy nie będzie nowe, zawsze będzie takie samo i to samo, moje w otoczeniu otoczenia. Ale wyjadę bo mimo, że nie da mi to możliwości rozpoczęcia życia od nowa, to da mi tę szansę by wrócić. Wyjadę by wrócić. 

piątek, 20 września 2013

Szczęście

Za trzydzieści groszy kupiłam jedną z 53 części sagi "Akuszerka" i niedługo po tym do drzwi zapukał kurier z całą paczką zawierającą prześliczne, niczym nowe, choć kupione jako przeczytane, 53 tomy układające się w jedną opowieść o norweskiej akuszerce z lat '30. 

Martwiłam się, a może raczej powinnam się martwić, a ja jedynie troszczyłam się o mój kredyt. O start w nowe życie. Robiłam wszystko by się z tym uporać jak najlepiej potrafiłam. I znów powiedział mi: " A może On będzie chciał dać Ci niespodziewanie ... i da Ci. Nie martw się o to. To nie jest złe, ale On może mieć na to inny plan niż Ty." I ma. Dostałam propozycję kolejnej pracy, tak po prostu wymarzoną okazję w prześlicznej scenerii. Piękne plany masz wobec mnie. Podoba mi się to.

Chciałam mieć wszystko. Wszystko naraz. Można mieć wszystko, ale nie wszystko przynosi korzyść. Rozchorowałam się. Pozostało mi łóżko i herbatka z miodem. 

Dylematy dotyczące miejsca zamieszkania po studiach targały mną niejednokrotnie doprowadzając do łez. Siedziałam z A., która z dzieckiem pod sercem i z mężem u boku, tłumaczyła mi spokojnie na schodach naszej klatki schodowej zawiłości życia. Płakałam, bo był to dla mnie dylemat bez jasnego rozwiązania. I wszyscy ze mną rozmawiali, każdy mówił co innego. Kraków, jasne, że Kraków, zostań w Krakowie. Rzeszów, nigdy nie Kraków, Rzeszów jest piękny i odnajdziesz tam spokój. A może zostaniesz z nami, w domu, nie chciałabyś poszukać pracy w Stalowej Woli? Płakałam. Nocami zastanawiałam się, gdzie moje miejsce. Co powinno się mieć najpierw pracę czy wymarzone miejsce życia? I słyszałam składaj CV w całej Polsce, Gdańsk, Zakopane, Stalowa Wola. Tam gdzie dostaniesz prace tam mieszkaj. Wybrałaś miejsce zamieszkania i trzymasz się wyboru - pięknie, podoba mi się to, na pewno znajdziesz pracę. Płakałam więc. 
Przyszedł odpowiedni czas.Otarłam łzy po roku dylematów. Porozmawiałam z ważna dla mnie osobą, autorytetem, kimś komu na mnie zależało, kto dba o mnie. Usłyszałam piękne słowa, które zostały we mnie głęboko i wciąż pracują w moim sercu i myślach. Miałam czas na przemyślenie, ale czas dojazdu z uczelni do mieszkania tramwajem wystarczył by wiedzieć. I wiem. Zdecydowałam. Śmiejąc się, ze wszystkie znaki na niebie i ziemi na to wskazują, łącznie z pomnikiem, chlubą tego miasta, bym właśnie tam była położną. Nagle wszystko przemawiało za tym, w tak jasny i oczywisty sposób. 

Dużo szczęścia mnie spotyka. To tylko kilka przykładów. 

wtorek, 17 września 2013

Dużo się dzieje, jestem szczęśliwa. Czas nie będący już studiami, a jeszcze pracą wciąż trzyma mnie w swoich objęciach, jednak coraz wyraźniej dostrzegam, to iż w takim stanie na długo pozostać nie mogę. Czuję chęć i pewną potrzebę samodzielności, odpowiedzialności za siebie, a może nie tylko. Obawiam się pójścia na przód, odkrywania nowego życia, wypływania na jego głębię. Obawę tą staram się zamienić w ekscytację z powodu wyzwania. Bo wyzwaniem okazać się może każdy dzień życia. Jak na razie pozostaję w domu. Sprawy konieczne związane z zakończeniem etapu zwanego studiami i rozpoczęciem kolejnego znanego pod krótką nazwą praca, załatwiam na miarę swych możliwości. Jutro odbiorę prawo wykonywania mojego zawodu. Niedługo stworzę moje CV i poszukam w googlach miejsc pracy dla położnych. Dziś byłam w banku i odbyłam pełną nadziei rozmowę z Panią tam pracującą. Jej uśmiech i pytania dotyczące moich studiów dały mi wiele. Oby to podejście towarzyszyło mi niezmiennie gdy będę szukała pracy, oby było obecne w moich myślach i sercu gdy ktoś mi jej odmówi, nie jeden raz. Ach. Im dłużej nie mieszkam w Krakowie tym ciężej mi go zostawić. Może nigdy nie będę musiała tego robić. Wciąż tam wracam, wciąż wysiadam i wsiadam na RDA, wciąż schodzę do tunelu i jeżdżę tramwajami, wciąż jadam w Koko, wciąż na rynku czuję się jak u siebie, a o każdej pełnej godzinie wyczekuję hejnalisty, który do mnie pomacha. Wciąż, przede wszystkim, nie czuję bym to miasto żegnała. Ludzie. Ludzi z tego miasta zbyt mocno mam osadzonych w moim sercu by zacząć zupełnie nowe życie w nowym miejscu. Myślę, że tak nie da się nigdy do końca, ze jeśli ktoś zaistniał w mym życiu w pewnym sensie je stworzył i już w nim pozostaje, do końca. Dlatego pewnie chcę tam wracać, bo skoro część mnie została w tym mieście, nie mogę siebie nigdy utracić, by pozostać sobą w pełni. 

wtorek, 10 września 2013

Pomiędzy

Wydarzyło się zbyt wiele, żeby wyciągnąć choć kilka podsumowujących myśli z całego cyklu wydarzeń. Ślub, poród, wyjazd na Mazury, załatwianie papierów związanych z prawem wykonywania zawodu, Rzeszów, Kraków przelotnie, rekolekcje gdzieś w Beskidzie Żywieckim, dom i wszyscy w tym domu, po raz pierwszy od kilku miesięcy. 
Mój czas pomiędzy wciąż się nie kończy. Wyjazd przekłada na coraz to późniejsze daty, co odwleka przeprowadzkę. Ale niesamowite pokłady ludzi i wydarzeń odnajduję w tym 'pomiędzy'. Wedle obietnicy. 
Powiedział mi:
- Czy Ty przypadkiem nie chcesz wszystkiego robić na 100%?
- Tak, chyba tak właśnie jest.
- A Ty jesteś tylko jednym 100%. I to jedno musisz rozłożyć na wszystko. A nawet więcej. Zaplanuj swój czas w 60%... no 70%. Resztę zostaw sobie na przejście pomiędzy jednym punktem a drugim, a zobaczysz ile niesamowitych rzeczy zrobisz podczas tego przejścia. Ile tam znajdziesz możliwości. 

To nie jest proste. Ale brzmi dobrze. Może dla mnie najlepiej.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Wstaję rano. Muzyka klasyczna wydzwania pobudkę o 7:00. Brak obowiązków i ich nadmiar jednocześnie mobilizują mnie do wstania z łóżka. Myśl o aromatycznej kawie również. Czas wolny spełnia postawione mu, niegdyś w marzeniach wymagania. Czytam książki, jeżdżę na rowerze, spotykam się z ludźmi, spędzam czas z rodzeństwem, oglądam spadające gwiazdy leżąc na dachu.
Wielkie przygotowania do ślubu, na którym mam zaszczyt być świadkiem trwają.
Postanowienie również niezmiennie jest.
Niedługo wyjadę na Mazury. Ich obraz w mej pamięci sprzed dwóch lat...

sobota, 10 sierpnia 2013

Siostry

Nie mam córki i mam ją jednocześnie. Nie potrafię wyjść z domu nie myśląc o niej. Nie potrafię istnieć nie kochając jej. A kim ja dla niej jestem? Za kogo ona mnie uważa? Chciałybyśmy siebie mieć, ale to nie takie proste. Sprawy najbardziej banalne wydawałoby się, okazują się najbardziej skomplikowane.

środa, 7 sierpnia 2013

Jest źle. Najzwyczajniej jest źle i wszystkie znaki na niebie i ziemi o tym mówią. Nawet nie świadczą, lecz mówią na głos. Krzyczą. A ja co mogę. Zawstydzam się i przytakuję. Płaczę po cichu. Nie wiem co mogę jeszcze zrobić. Nie wiem. Brak mi siły i pomysłów. Robię co mogę. Mimo, że weryfikacja postanowienia wciąż nie daje mi szans na lepsze życie, nie zrezygnowałam. No i nie mam zamiaru rezygnować, ale jak tak dalej pójdzie zgorzknieję do reszty. Mogłabym się z tego śmiać, ale wcale mnie to nie śmieszy. Mogłabym o tym zapomnieć - nie da się, nie da się również nie zauważyć, nawet gdybym chciała spróbować.

wtorek, 30 lipca 2013

Pod mostem

Przeczytałam właśnie przypadkiem tytuł posta, którego napisałam kilka dni temu. "Wciąż żyję na moście". Pisząc to miałam na myśli stan "gdzieś po środku", coś jak pozorne bezpieczeństwo tak naprawdę równe niczemu. Dziś czytając to samo, do siebie uśmiechnęłam się siedząc w tym ciemnym, jak bezgwiezdna noc pokoju. Czytam: "Wciąż żyję na moście" i myślę: dziewczyno to ty masz jeszcze całkiem dobrze! Niedługo przyjdzie czas dorosłego życia i jak nic może ono wywrócić się do góry nogami i wtedy zaczniesz żyć pod mostem. Szczęściara z Ciebie jak na razie. 

Szczęściara ze mnie. 

Wczoraj, dziś i jutro

Postanowienie w pewien sposób wciąż funkcjonuje. Samo w sobie już od początku nie było precyzyjne, może dlatego ta lekka trudność w weryfikacji. Jedyna stała weryfikacja nie zadawala, ale przecież mówią: cierpliwości! I oto jestem cierpliwa w całym mym zrezygnowanym zniecierpliwieniu. To tyle odnośnie tego co od jakiegoś czasu. 

A co teraz? W tej wyjątkowej chwili, zaraz po północy, kiedy prawdziwy kopciuszek powinien już gubić swój pantofelek? Siedzę w wygodnym fotelu, we własnym domu, zaraz po kąpieli, bosa, co wskazywałoby na wykazanie się zdecydowanie większą przyzwoitością niż wspomniana dziewczynka z bajki. 

A co jutro? 

Czytam książki, nie położnicze, nareszcie, z zachowaniem mego uwielbienia do położnictwa. To po prostu wyraz zadowolenia i dumy z powodu ukończenia studiów. Dziś wieści z wielkiego świata doniosły, że szanowny dziekanat czeka na mój przyjazd po odbiór dyplomu. Zjawię się niedługo. Nie trzeba było się tak śpieszyć z informowaniem, przecież są wakacje, nikt nie kończy studiów, nikt nie szuka pracy, nie składa CV, a praca...? Praca czeka z otwartymi rękami i prosi by ją ktoś przyjął. Przeciwnie. Wobec czego za kilka dni jadę do Krakowa by odebrać co moje. Wcześniej chcę wstać o 4 nad ranem, tak cicho, żeby nie zbudzić sąsiadów i pojechać szynobusem do Lublina. Pojadę. Wcześniej chcę spędzić noc z przyjaciółkami z liceum, jak dawniej, jak przed laty, z plackiem upieczonym przez Mamę M. Wcześniej w gronie pięknych kobiet będę spędzała jeden z ostatnich wieczorów w stanie panieńskim A. A później Kraków. Rzeszów. Czytam książki, jeżdżę na rowerze. 


poniedziałek, 29 lipca 2013

Powaga sytuacji życiowej

Jadę do Rzeszowa. W pewnej sprawie, nie ważne. Kolejny raz będę przyglądała się temu miastu, jakby miało być kiedyś moje. Taką decyzję podjęłam - będzie moim miejscem na ziemi. Wiem i powszechnie wiadomo, że człowiek, inaczej niż drzewo, nie ma masywnych korzeni w ziemi pod stopami. Mogę więc wstać i odejść pewnego dnia, jeśli tylko będę tego chciała. A jednak chcę inaczej. Poczucie bezpieczeństwa stabilizujące mnie na owej planecie, na której przyszło mi żyć jest zdecydowanie pożądane. Korzenie jak najbardziej chciałabym zapuścić głęboko, by byle wiatr nie zdmuchnął mnie pewnego dnia z powierzchni ziemi. Odwagi! Poważne życie przede mną. Poważna praca przede mną. Nie jest tak, że do tej pory nie pracowałam wcale, albo, że pracę mą traktowałam nie poważnie. Odwrotnie, niezależnie od tego czy było to niewdzięczne rozdawanie ulotek na rynku, przeliczanie mrożonek w środku nocy dzień przed kolokwium czy odbierająca mi wszystkie fizyczne siły praca w winnicy, wszystkie te były dla mnie sprawą wagi wielkiej. Teraz jednak jest inaczej. Po raz pierwszy napiszę poważne CV. Po raz pierwszy rozmówię się kwalifikacyjnie. Po raz pierwszy porażka będzie oznaczała brak chleba na śniadanie. Teraz będzie o wiele poważniej, bo będę walczyła o swoje powołanie, o coś czemu poświęciłam pięć lat mojego życia. Teraz po prostu spakuję walizkę, stanę na środku tego miasta i będę sobie musiała poradzić. 

Bardzo ważne dla mnie jest to, że obiecałam.

niedziela, 28 lipca 2013

Skrzyżowanie ścieżek

"Dwie drogi zbiegły się w połowie mego życia,
Rzekł pewien mądry człowiek.
Wybrałem drogę mniej uczęszczaną
I widzę różnicę co noc i co dzień".

Larry Norman (przepraszając Roberta Frosta)

Wciąż stoję na rozdrożu, na skrzyżowaniu. Mogę wszystko.

piątek, 26 lipca 2013

Jeden dzień

Z postanowieniami ciężko. Ale wciąż je podtrzymuję. Każdego dnia zmieniam się o jeden dzień. Byle w dobrym kierunku. Kiedyś zapytałam kogoś o drogowskazy. Wskazał na słonecznik, zwracający swój kwiat ku słońcu. Dziś ja zmagam się z samą sobą. Dziś jest ciężki dzień. Ciężkie dni są najlepszymi sprzymierzeńcami postanowień. Ciężkie dni sprowadzają człowieka do tak niskiego poziomu, ze zmuszony jest popatrzeć w górę, co z kolei inspiruje do konstruowania drabiny. I samotność. Samotność jest również inspiracją. Skłania do zadumy, nad tym o co tak naprawdę chodzi w mym życiu. Kiedy ludzie podtrzymujący przy życiu nikną, dopiero wtedy uświadamiam sobie, że Pan Bóg tak stworzył mnie doskonale, bym sama potrafiła oddychać. Dla innych, to fakt. Więc samotność choć boli, to jest w pewnym sensie rozwijająca. Zmusza do tworzenia życia opartego na jego wartości samej w sobie, ludzie zaś stają się skarbem. D. niedługo wyjedzie, moja samotność znów wzrośnie na sile, znów skłoni do refleksji. Odchodzą ludzie, którzy są, odchodzą Ci, których nigdy nie było, a życie ukazuje wciąż nowe pokłady możliwości, by żyć, dla tych właśnie co odeszli i przyjdą. 

'Jestem drogowskazem,
który nie może ruszyć w drogę,
którą pokazuje.
Jeżeli ruszę nią,
kto za mnie wskaże kierunek tym,
którzy nadchodzą?
Młodzi, wciąż nowi.

Wielokrotnie próbowano mnie odwracać,
abym wskazywał mylną drogę.
Ale jestem jak słonecznik.
Pokazuję wciąż ten sam kierunek:
ku słońcu!'

D. właśnie widząc mnie powiedziała: Ty idź spać. To jest jeden z ciężkich dni. Widać to ze mnie. Pójdę spać kiedy słońce zajdzie.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Wypełnianie postanowień to nie jest moja mocna strona.
Ale znów postanowiłam.
Nowe życie. Wszystko nowe.
Poszłam więc do spowiedzi. Tak na sam początek, żeby duszę mieć czystą i gotową.
Później kartkę podzieliłam w kratkę.
Później udało mi się wypełnić przynajmniej część postanowienia.
Uważam, że to dobre, a przynajmniej potrzebne jeśli nie konieczne.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Koniec studiów

Piję kawę. Aromatyczną, a aromat ten kryje w sobie tyle wspomnień od kiedy ukochałam smak kawy. Teraz na myśl przyszła mi kawa z termosu na ławce pomiędzy przystankami. I inne. 

Skończyłam studia. 
Obroniłam swą ciężką lecz ukochaną pracę, wraz z moją Panią promotor. Tym samym, wraz z uściskiem dziekana zakończyłam niezwykle ważny, pięcioletni etap życia. Jak ważny będzie kolejny? Jak długo potrwa? Tato powiedział, żebym w tej kwestii miała się na baczności. Teraz chyba wiele ode mnie zależy. Wcześniej szkoła podstawowa nakazywała mi sześć lat, gimnazjum trzy, liceum trzy lata, studia ukończone w terminie miały zamknąć się w pięciu latach. I tak też się stało. Teraz otwiera się etap w życiu, którego nic tak do końca nie określa. To dobrze. Otwarta przestrzeń może stać się polem możliwości, potencjałem, miejscem dającym szansę na rozwinięcie skrzydeł. Może być też dołem, przepaścią, w którą spada się aż po samo dno. Teraz wiele ode mnie zależy. Jak zawsze i od zawsze. 

Niedowierzanie dotyczące ukończenia studiów ogarnęło mną zupełnie zaraz po ich skończeniu i trwa nadal. Jak na razie łączy się z dumą z nas wszystkich, poczuciem spełnienia i satysfakcji, idealizmem w sercu i planami co do przyszłości. Jeszcze nie z tęsknotą. Być może i ona przyjdzie 1.10. Tymczasem tęsknota za ludźmi wypełnia me serce kiedy wstaję i niezmienna kiedy kładę się spać. 
Niedowierzanie, które mną ogarnęło towarzyszyło mi w pierwszych dniach wakacji. Nie wiem czy po skończeniu nauki wciąż mogę ten letni czas tak nazwać, ale pozwolę sobie na to z pewną nieśmiałością. Wyjechałam więc nad morze. 13-godzinnym pociągiem. Sama. Później szynobus i autobus i chwila na nogach. Spędziłam tam cztery cudne dni. Widziałam zachód słońca i porywające fale na morzu, leżałam na plaży i spędzałam czas z H. i mamą. Brakowało mi tego. Od pięciu lat. Wsiadłam znów w 13-godzinny pociąg i ruszyłam na południe. Wieczne podróżowanie zawiodło mnie do Rzeszowa bym powoli mogła oswajać się z tym miastem. Powoli oswajam się z nim. Kiedyś stanę się za nie odpowiedzialna, a później będę płakać kiedy przyjdzie mi je opuścić.

niedziela, 14 lipca 2013

Zmęczenie zamyka mi oczy.
Kładę się spać.
We własnym łóżku.
Ale sama.
Znów się nie wyśpię.
Z tęsknoty.

niedziela, 7 lipca 2013

Krótka historia położnictwa

Postanowiłam, że ze względu na ulotność chwili, napiszę dziś, by nie odkładać tego na chwilę w przyszłości, która może nigdy nie nadejść.
Krótka historia położnictwa rozpoczęła się zaraz przed obroną. Ale to ta związana z trudnościami.
Moja historia związana z położnictwem rozpoczęła się na długo zanim wyprowadziłam się do Krakowa. Na długo zanim wybrałam przedmioty, które będę zdawała na maturze. Na długo zanim poszłam do liceum.
Czy to dziwne? To piękne. Ta precyzja wyboru, wytrwałość i konsekwencja. Ta pewność do dziś, kiedy skończyłam studia. Kiedy jestem magistrem położnictwa. Choć wciąż jeszcze w to nie wierzę.
Kiedy zaczynałam studiować ten kierunek, robiłam to dla siebie. Z mojego własnego upodobania czegoś o czym nie miałam pojęcia. Z mojej wizji na moje życie. Z moich planów wynikało rozpoczęcie tych studiów. Uczyłam się dla własnych ocen. Zdobywałam wykształcenie dla własnych zarobków. Dziś kiedy kończę te studia, nic nie jest dla mnie. Kończę je dla kobiet i dzieci. Zdobywam wiedzę wyłącznie by ich życie chronić. Wszystko by służyć. Tak. Ten zawód jest służbą. Mogę napisać to i nazwać się tą "która służy".
Dziś tak jest. A im bardziej nie jest to dla mnie tym więcej daje mi szczęścia bycie położną, zdobywanie kolejnych kwalifikacji, odbieranie kolejnych telefonów z pytaniami dotyczącymi macierzyństwa.
Minęło pięć lat. Moja pewność zakorzeniła się w ziemi mocno. Teraz tylko życzę sobie by rozkwitała w górę, ku słońcu, z siłą dębu, czystością brzozy, ideałem kasztana.
Krótka historia położnictwa, o której napisałam na początku to walka idealistki ze światem. Jej pierwszy akt już się rozpoczął. Pewnie każdy kolejny będzie rozgrywał się gdzieś na łamach mojego życia. Obym tylko zdołała odegrać rolę w jakiej mnie obsadzono. 

czwartek, 27 czerwca 2013

wtorek, 25 czerwca 2013

Mój pokój

Mój pokój, puste półki. Część rzeczy już w St.W. Część jeszcze tu, ale już jakby gotowa do drogi. Zapakowana w pudełkach, czekająca na rozkaz. Książki spełnione spokojnie zamknęły się i stoją dumne z powodu ukończenia studiów, na półce. Półka zaraz zostanie rozłożona na część pierwsze. To mój pierwszy własny mebel, zabieram go ze sobą, w nowe miejsce. Na razie w podróż na wschód.  Wczoraj przypadkowa Pani, która podczas podróży z przystanku tramwajowego do mieszkania, zabrała mnie pod swój parasol z powodu ulewy zapytała: "Czy ja dobrze słyszę? Lekki wschodni akcent w pani głosie?" Czyżby słońce we mnie wschodziło? Kocham zachody, być może wieczorami tak mocno je porywam dla siebie, że słońce promienieje niczym wschód gdy mówię. A tak poważnie, powiedziała mi, że to piękne, zachowałam w sobie niezmiennie cząstkę miejsca, w którym przyszłam na świat. Przypadkowa młoda Pani, która zabrała mnie pod swój parasol podczas ulewy. Mój pokój, czeka pokornie na przeprowadzkę. Zabieram go ze sobą od pięciu lat, szukając miejsca, w którym zostaniemy na zawsze. W którym książki znajdą swoje półki, kubki gorącą kawę na własność. Tymczasem Kraków, moje miasto lat pięciu, trzyma mnie tu jeszcze całkiem mocno. 
Nie martw się. Nie ucieknę. A nawet nie będę przyjeżdżać. Zawsze wracać. 

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Dziś jeszcze brak mi sił, aby opisać wszystko. Po pięciu latach studiów, napisałam dziś ostatni egzamin, oddałam pracę magisterską do druku.
Po wielu tygodniach nieprzerwanej pracy, chcę położyć się spać...

Dziękuję za ten czas.
Amen.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Chodzenie po wodzie

Dziś jest piękny dzień. Piszę te słowa i wylewa się z nich cała jałowość wypowiedzi. Co ja mogę powiedzieć o dniu, o pogodzie, o słońcu na niebie i wietrze we włosach kiedy od kilku tygodni nie wychodzę z domu? Wstaję rano, otwieram szeroko okno i wpuszczam dzień do środka, skoro ja do niego za nic wyjść nie mogę. Jeszcze tylko chwila. Wytrzymaj. Serce moje się buntuje. Bije już wolniej/na minute niż powinno. Nie dam rady. Kiedyś chyba mogłam więcej. Mogłam dłużej nie spać, więcej z siebie dać. Pomyślałam: może to starość? Ale wraz ze starością przecież nadchodzi skrócenie czasu snu. No cóż. Nic innego: młodość. Zbliża mi się młodość. Przyda mi się, w nowym życiu pełnym wyzwań. Zapomnij, że brniesz w wodzie, czujesz opór, zanurzasz się coraz głębiej i opór coraz mocniejszy, przed tobą głębia i nieznane, tylko linia horyzontu zdaje się być pewna i wyraźna. Zapomnij i idź. Może w międzyczasie nauczysz się chodzić po wodzie?

Spokój w czasach niepokoju

Spokój w mym sercu jest niesamowity. Nie na miejscu wręcz. Nie ode mnie. Za mała jestem. I mimo, że ja czasem zaniedbuje wszystko i grzeszę swą ludzkością to On zadziwiająco wciąż jest. Nawet jest jeszcze bliżej. Nawet kiedy śpię. Spokój w mym sercu niesamowity. Niepodobny do mnie.

czwartek, 13 czerwca 2013

Praca magisterska

Kolejna noc spędzona nad pisaniem pracy, z muzyką w tle, google tłumaczem gdzieś w pasku, kserówkami porozrzucanymi po całym łóżku, wciąż powiększającą się liczbą stron i wypitych filiżanek kawy. Ale nie ma "wybacz. mam sesję". Bo najzywczajniej nie ma "wybacz. mam życie". Żyje wciąż, czy w sesji czy poza nią, na wakacjach, czy na urlopie, który niedługo przejmie rolę czasu wolnego w mym życiu. Żyję na wiosnę, w lecie, w trakcie jesieni i zimy. Żyję w nadmiarze (zdawałoby się) obowiązków i podczas gdy nuda przenika mnie zupełnie. Po prostu żyję i nie mogę odkładać spotkań, modlitwy, czytania książek... na później. Na lepszy czas w mym życiu. Lepszy czas będzie dopiero w wieczności, a póki co ziemskie ograniczenia, uwikłane ludzką naturą, sennością, która i tak nas dopadnie nawet gdyby umówiono się, że doba trwa 48 zamiast 24 godzin. Tak więc, z wdzięcznością za noc, która nadchodzi po dniu, z wdzięcznością za senność, która ostatecznie i tak wygra z działaniem kofeiny, z wdzięcznością za pogodę słoneczną i burze co dzień - żyj. 
Nie mów do mnie teraz nic.
Chcę zostać sama.
Obejrzałam się dziś za siebie.
Byłam szczęśliwa.
Jestem szczęśliwa.
I nie rozumiem nic.
Żyję na wstrzymanym oddechu.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Nastrój od rana zmieniał się diametralnie. Bukiet kwiatów stojący we flakonie wciąż jednak równie intensywnym zapachem stabilizuje emocje. Otacza przyjemną wonią. Wspólny czas w rodzinnej kuchni, nie pozostawia wątpliwości. Nie jesteś sama. Rodzina nigdy nie pozostawia tych wątpliwości, rozwiewając je nieustannie głosem w słuchawce, jeśli nie obecnością. Kilka wiadomości, krótkich i rzeczowych, ale zawierających w sobie cząstkę mej duszy odbitej w jej. Informacja o pracy magisterskiej. Pełna mobilizacja, w stonowanym tempie. Zadanie na wieczór, a może raczej noc - film. Kąpiel w sukience. Najcudowniejsze ruchy dziecka, które można wyczuć przykładając rękę do brzucha A. Ruchy dające spokój i radość. Walki dzień kolejny. 

Most łączący przeszłość z przyszłością.

Wczoraj byli u mnie wszyscy.
Dziś zostałam tu sama.
Zabrali część moich rzeczy.
Czyżby pewien etap dobiegał końca?
Już nie słowo 'ostatni' ale 'koniec' daje wiele do myślenia.
Myśli i decyzje dotyczą spraw ważnych.
Zastanawiam się czy koniec poprzednich etapów w życiu był dla mnie taki sam.
Tak samo ekscytujący co rozdzierający.
Byłam inna. Czas był inny. Decyzje również.
Teraz jest inaczej.
Stoję na moście łączącym przeszłość z przyszłością.

piątek, 7 czerwca 2013

Bogactwo życia

Nie wiem czy potrafię jeszcze pisać więcej. Czy potrafię życie opisać, zamiast zamykać w tych zwięzłych zdaniach. Nie wiem. Zycie jest bogate, bogatsze od wszystkich istniejących słów. Słucham właśnie D.P. i zatapiam się w melodiach dających ukojenie. Życie ostatnio zwolniło przyśpieszając. Ukazało wiele spraw, poprzez pracę mgr., która przysłoniła mi świat. Ostatni miesiąc w Krakowie. Może nie ostatni. Ale na pewno ostatni ze statusem studenta w tle. To dobrze. Piękny czas, za którym będę tęsknić, a tęsknota ta dławi mnie teraz nie pozwalając napisać więcej. Ale to dobrze. Wszystko ma swój czas. Wiele rozmów ostatnio przeplata się przez moje życie. Wbrew pozorom. Wbrew osamotnieniu. 

"- Jak Cię usłyszę?
 - Nauczysz się słuchać moich myśli w swoich."

Niech tak będzie. Bóg postawił obok mnie osobę, którą stworzył dla mnie już u początku świata. Wciąż ubogaca moją armię, idącą ramie w ramię ze mną. Niezmienną, mimo życia wciąż zmieniającego się. Kogo jeszcze dla mnie przygotowałeś. Nie pytam. Czekam. Serce bije mocniej. Wiele kwestii niewyjaśnialnych teraz maluje się wyzbywając mnie wszelkich wątpliwości. Wszystko powoli tworzy życie, rozwija się jak dywan u mych stóp. By stopy nie zraniły się o kamień. 
Jestem szczęśliwa. 
Po ludzku, niedoskonale szczęśliwa. 

środa, 5 czerwca 2013

Cofam się kilka tygodni wcześniej. Same jednozdaniowe wpisy. Same urywane myśli. Zwięzłe zdania. Życie jest o wiele bogatsze.
Cofam się kilka tygodni wcześniej. Same jednozdaniowe wpisy. Same urywane myśli. Zwięzłe zdania.
Życie jest o wiele bogatsze.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

poniedziałek, 27 maja 2013

A może On po prostu wie, że moje serce nigdy by już tego nie wytrzymało. Może On od zawsze wysłuchuje mych modlitw.

czwartek, 23 maja 2013

poniedziałek, 20 maja 2013

niedziela, 19 maja 2013

sobota, 18 maja 2013

czwartek, 16 maja 2013

Powoli zaczynam uczyć się żyć w rzeczywistości w jakiej zostałam postawiona. Nie rozumiem, i nie zrozumiem tego wszystkiego. Mogę się winić w miejscu, gdzie nie ma mojej winy, albo czuć się niewinna za to co złego zrobiłam. Nie wiem nic. Mogę pozwolić sercu bić szybciej, lub zagłuszyć to bicie piciem kawy. Świat wypadł mi z moich rąk. Jakoś tak, nie jest mi nawet żal. Chciałabym umrzeć z miłości. Więc umieram. Miłuję i umieram. Czy Ty wiesz jak chciałbyś żyć? Bo ja też, chyba tak... Ufam, że tak właśnie ma być. Ufam, że to jest moje życie, podczas gdy moje myśli nie są Jego myślami. Nie wiem dokąd iść. Nie widzę nic. Nie widzę przepaści. Nie widzę kładki na drugą stronę. A to wszystko przecież nie wyklucza bezpiecznej ścieżki przez uroczą dolinę. Pozostaje tylko zaufanie. I ta miłość. I bicie serca. I bycie. I oddanie. Zaufanie. Głęboki oddech, może on ma moc zbawienną. On ma moc zbawienną. Chciałabym umrzeć z miłości. Dlaczego umieranie nie jest tak oczywiste? I proste? I wciąż woła o życie? Zapominając o życiu w wieczności. Trzeba uważać na siebie, krocząc wśród ludzkiej niedoskonałości. Trzeba być ostrożnym i jednocześnie wyzbyć się tej ostrożności tworzącej bariery nie do pokonania. Zamiast pytać jak żyć. Żyć. A jeśli przez myśl przejdzie mi kiedyś ...
Zapomnij, że jesteś gdy mówisz, że kochasz. Zapomnij, że jesteś gdy [...] kochasz. 
Piszę, bo obiecałam sobie chwilę przerwy. Mało sypiam ostatnio. Mało wszystkiego oprócz życia, w mym życiu. Praca magisterska, która miała być napisana do końca kwietnia, nie zostanie pewnie złożona na rękach promotora do końca maja. Nie dobrze. Nie, dobrze. Ani jedna z chwil, nie spędzonych nad jej pisaniem, nie została zmarnowana. Nie chcę z niczego rezygnować, nie żałuję, a wręcz przeciwnie, zawdzięczam me życie. Nie mniej jednak folder o nazwie 'praca magisterska' nie jest moją chlubą. No cóż. Studia dobiegają końca. Wciąż, z powodu natłoku spraw, jest to dla mnie dość abstrakcyjna rzeczywistość. Rzeczywistość ta znajduje się w przyszłości nie należącej do mnie. Czekam na jutro.

poniedziałek, 6 maja 2013

Praca magisterska.

Podróż na wschód przeplata się z podróżowaniem na zachód, po to by znów móc podróżować w stronę wschodzącego słońca. 
Wróciłam do Krakowa, by móc oddać się pisaniu pracy magisterskiej. By zagłębić się w tajniki Excela, tworzyć tabelki i przeskakiwać okienka do rytmu soundtrack'ów z Amielii czy Foresta Gumpa. Całe dnie spędzone w okopach zrobionych z ankiet, przed szklanym ekranem i w towarzystwie 0-1 systemu. Taki czas. Zostało mi mało czasu, a zbyt wiele pracy. Ale spokój i opanowanie opanowały me serce. Niech tak zostanie. Kawa w filiżance, otwarte okno, wiosna zaraz za nim, muzyka w tle. I tak kolejne kobiety zajmują swe miejsca w bazie danych stając się numerami. Niesamowicie mi to przeszkadza. Ta cała statystyka, uogólnianie, unumerowanie. Czytając te ankiety, widząc zależności, ból i emocje podczas wypowiedzi na tematy poruszone w ankiecie, mam ochotę z każdą z tych kobiet porozmawiać. Mam ochotę poprosić je by na kartach mojej pracy magisterskiej, każda z nich z osobna opowiedziała swoją historię. I chcę, aby każda z tych historii była indywidualnie rozpatrzona, przeanalizowana. Wnioski też powinny być indywidualne. To jest to co ja czuję, i czego ja chcę. Wymagania jednak każą zamienić osoby w cyfry, ich wypowiedzi w zero albo jeden, wyniki zebrać w słupki, a wnioski sformułować w kilku zdaniach. 

czwartek, 2 maja 2013

Dom.

Jestem w domu. W moim mieście, w którym przyszłam na świat. Jest już późno, a ja jestem skrajnie zmęczona chodzeniem na obcasach przez cały dzień. Ale nic lepszego niż herbata zrobiona przez tatę.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Może to dziwne, ale jestem spokojna. Nie boję się, że nie zdążę, że za dużo, że zbyt mało. Czuję jakieś nieopisane podekscytowanie, które raczej mobilizuje niż zatrzymuje w bezradnym bezruchu. Może to dlatego, że zobaczyłam sprawy ważniejsze, że spędziłam trzy dni w niebie. Może to wiosna za oknem. Może uczucie szczęścia nie wiadomo skąd. Dużo pracy przede mną. Wiele godzin spędzonych przed komputerem.  Wiele do napisania i do opracowania. W celach wyższych. Niech tak będzie. Niech służy. 

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rajd Wydziału Nauk o Zdrowiu

Ciężko mi z zachwytu ująć to w słowa w obawie, że umniejszę wspaniałości wydarzenia. 
Oto odbył się pierwszy w historii rajd mojego wydziału. Wyposażona w koszulkę i scyzoryk oraz niezastąpione towarzystwo ruszyłam na szlak. K. jestem z Ciebie taka dumna. Prawie wszystko, co na sobie czy przy sobie miałam, było od kogoś pożyczone, przez kogoś ofiarowane, przywiezione, czyjeś. Na szczęście jednego człowieka, składa się praca wielu ludzi. Otóż trzy dni w elitarnym towarzystwie, w górach mających urok, jak żadne inne miejsce na tej ziemi. Bieszczady. Mała i Wielka Rafka. Śnieg po pas, zjeżdżanie z góry. Tarnica. A na niej sen i przebudzenie rodem z horroru lub innego filmu grozy. Połonina Wetlińska i mury runą, runą mury... Żartowałam. A wieczorem piliśmy wznosząc toast. Za co. Za pokonywanie swoich słabości. Zauważony związek chodzenia po górach, zdobywania szczytów, z porodem niezmiernie pomógł nam w zrozumieniu rzeczy niezrozumiałych. Trud jest wart, oceniamy po wejściu na szczyt, nie ma powrotu, wysiłek fizyczny i cierpienie w celach wyższych, a w przypadku Tarnicy najwyższych. Co by obecność położnictwa nie zakończyła się na tych skojarzeniach, wieczorem przy dźwiękach akordeonu dopasowałyśmy słowa śpiewając jedną ze zwrotek znanej piosenki. Akordeon i akordeonista warty zakochania, dotrzymywał nam towarzystwa, a my nie daliśmy mu ani przez chwilę zastanowić się: po co w ogóle z nami pojechał. A jak się ma do tego praca magisterska, którą przez te trzy dni powinnam dzielnie pisać? Ona tak jak te góry nieugięta stoi biernie i czeka, aż ja ją zdobędę, w bólach i cierpieniach, z niezwykłym wysiłkiem, po to by na szczycie powiedzieć - warto było. Ona jak te góry stoi chcąc zrobić wrażenie nie do zdobycia, dopóki się jej nie zdobędzie. 

niedziela, 14 kwietnia 2013

To nie jest takie proste.
Nie może być proste.
Gdyby było, straciłoby na znaczeniu.
A przecież to jest niezwykle ważne.

piątek, 12 kwietnia 2013

http://www.youtube.com/watch?v=A93Uk9yjzhY

"[...] daj mi kogoś, kto nie zmąci wody w mym stawie.
Kogoś, kto nie pryśnie jak zły sen, 
gdy ryb w mym stawie zabraknie.
[...]daj mi kogoś, kto nie zerwie róż w mym ogrodzie.
[...]
i ucieknie za morze."

Wiara w siebie.

Potrzebuję jej w ogromnym stopniu. Muszę zrobić wszystko, aby zrobić wszystko. Wiosna nie może się urodzić, ale to nic, przyjdzie czas. Wszedłem w siebie w sensie ewangelicznym, i pogodziłem, z Bogiem, z ludźmi, z samym sobą. Pisarstwo powinno być pocieszeniem jak religia. Pisanie pracy magisterskiej też. Pisanie pracy magisterskiej też? Do Boga podchodzę zdecydowanie chętniej. Materiały się piętrzą, zajmują miejsce na półce, i w komputerze. A ja wolę jechać w Bieszczady. Porozmawiać z człowiekiem. Przekonać się do czegoś. Wypić kawę. Iść na spacer. Wolę. A może odnajdę w tym przyjemność? Położnictwo tak. Ale pogrążanie się w szklanym ekranie, okopywanie książkami, kserówkami, statystyką i wykresami. Teraz muszę uznać za normalne, to co mnie dziś zastaje, to co zastanie mnie jutro i co w kolejnych dniach. Powinnam uznać i żyć. Wykorzystać każdą chwilę. Wykorzystam. 

środa, 10 kwietnia 2013

Kraków

Spotkałam się dziś z mamą. W Krakowie. Mieście, do którego wyprowadziłam się od niej cztery i pół roku temu. Spacerowałyśmy po starej jego części podziwiając i zachwycając się niezwykłością tego miasta. Mieć mamę tak blisko. Czekam na chwilę, kiedy wszystkich będę tu miała. 
Tymczasem zmęczenie kołysze mnie do snu. 

środa, 3 kwietnia 2013

Ukazane na zajęciach


Kobieta ma tyle siły, 
że zadziwia mężczyzn. 
Dźwiga ciężary losu, 
rozwiązuje problemy, 
jest pełna miłości, 
radości i mądrości. 
Uśmiecha się, gdy chce krzyczeć,
śpiewa, gdy chce się jej płakać,
płacze, gdy się cieszy 
i śmieje się, gdy się boi. 
Jej miłość jest potężna. 
Jedyna niesłuszna w Niej rzecz to to, że często zapomina ile jest warta.

Czyste serce

Za oknem wieczór.
Dobrze mi tu.
Pewna tęsknota, niewątpliwie pcha życie do przodu.
Cisza i spokój. Tak inne od całego życia wypełnionego ludźmi, otwierają przestrzeń do wypełnienia jej sobą samą.
Życie dobrze jest zacząć od poukładania sobie tego co już się posiada. Warto jest też nie odkładać niczego na później, bo przyszłość okazuje się pełna niedokończonych spraw, nieprzeczytanych książek, niespotkanych ludzi.
Można spojrzeć w tył i podziękować, Można w przód i poprosić. Można być teraz i żyć.
Żyć z tym za co dziękuję i bez tego o co proszę.
Najpiękniej.
Czyste serce przywraca wzrok, oczyszcza oczy. Powtarzam. Czyste serce.
Kalendarz wybija dzień dzisiejszy.
I złudnie, przeciwnie niż w rzeczywistości, nie ma już w nim dnia wczorajszego, za to obiecuje dziesiątki przyszłych dni. A przecież jest inaczej. To co było jest pewne, w przyszłości można jedynie pokładać nadzieję.
Przestałam rozmawiać.
Czas wrócić do rozmów.


wtorek, 2 kwietnia 2013

Stalowa - Kraków

Jestem w Krakowie. Podróże bywają najgorsze. Wróciłam właśnie z domu, z mojego bezpiecznego domu. Do pustego mieszkania. Do mojego krakowskiego życia. Wczoraj wieczorem razem z czwórką mojego rodzeństwa i rodzicami byliśmy na koncercie charytatywnym, na którym żeglarze śpiewali szanty. Piękny wieczór, pełen wspomnień, a przede wszystkim wspaniałość jego zawierała się w tej siedmioosobowej załodze. Kocham ich wszystkich. Teraz Kraków. Pusty i cichy. Głośniki starają się zastąpić gwar wciąż pełnego ludzi domu. Nic z tego. Tam zostaje urok tamtego miejsca. Tu cisza i zamknięte drzwi, rzeczy które wcześniej nawet nie przeszły mi przez myśl. Ogranicza mnie wszystko. Niebycie ze wszystkimi naraz. Niebycie wszędzie naraz. A przecież tak nie chcę omijać czasu kiedy H. rośnie. A przecież chcę skończyć studia. I jak tu żyć. 

poniedziałek, 25 marca 2013

Miasto Kielce znów.

Kielce. Długo oczekiwany czas tam. Z czterech stron świata, z Krakowa, Lublina i Kielc. Łączy nas Stalowa Wola. Wyjechaliśmy rano pociągiem by chwilę później wysiąść na dworcu, w tym mieście uchodzącym za nieładne, a jednak wzbudzającym mą sympatię. Zjedliśmy razem śniadanie, wspólnie przygotowane. Wyruszyliśmy w drogę. Piękne miejsca tworzyły szlak naszej wędrówki. Piękne miejsca i dzikie widoki. Dzikie miejsca i piękne widoki. Widzieliśmy kaczkę, która w wielkiej miłości potrafi umrzeć ze zgryzoty. Wróciliśmy. Wieczór spędzony razem przy wspólnej kolacji i rozgrywkach tabu, dzielących naszą drużynę na dwie niekoedukacyjne. Rano Msza Święta, spacer i znów dworzec. 

czwartek, 21 marca 2013

Upragniony sen.

Przespałam całą noc. M. usilnie namawiał mnie do tego. Pomyślałam: dobrze. Upewniłam się jeszcze, uspokoiłam sumienie i zasnęłam. Po wczorajszym, jednym z bardziej męczących mnie w tym miesiącu dni, spałam dziś nieprzytomnie do 8:45, kiedy to piękny głos w słuchawce obudził mnie pytaniem. Odpowiedzią na nie było pełnienie mojego zawodu, więc cóż piękniejszego? Po tym śniadanie w rodzinnym gronie. Ach to rodzinne grono, w rodzinnej kuchni, przy rodzinnym stole. Zdecydowanie cudowne uczucie przebywać w takim towarzystwie. Wspomnienie czerwca zauważalnie wstrząsnęło moim sercem. Póki co mamy marzec. Miesiąc dający pozory wiosny, nie pozwalający jednak zapomnieć o zimie. Miesiąc, w którym mam tak wiele pracy i zajęć. Wraz z przyjściem maja być może zgubię się w nadmiarze wolnego czasu. Być może to dobrze. Tymczasem oddam się tłumaczeniu artykułów z j. angielskiego, języka tak mocno obecnego w moim życiu. 

czwartek, 14 marca 2013

Idę.

Idę przez zamieć śnieżną.
Ciężar dnia powszedniego przytłacza mnie, chyląc me ramiona ku ziemi.
Śnieg nade mną sypie zaślepiając oczy.
Śnieg pode mną utrudnia wędrówkę.
A jednak idę.

Zmęczona jestem. To tyle. Natłok zajęć, duże odległości, mało snu, wieczne podróże, ciężka torebka na ramieniu.

wtorek, 12 marca 2013

Koncert

Zima zawładnęła światem. Tylko czerwony kwiatek we włosach złudnie przypomina wiosnę. Zima jednak napiera nieubłaganie bielą natarczywego śniegu.
Tego wieczoru odbył się koncert. Wyjątkowy w swym wykonaniu, pierwszy taki. Odbył się z okazji i dla ludzi. Tego wieczoru wpięłam kwiat we włosy i pojechałam ciemną porą do sali koncertowej. Sala była przepełniona obcymi ludźmi, tłumami, które kłębiły się w jej wnętrzu, to wchodząc, to wychodząc, to wspinając się po schodach z nadzieją na miejsce, to z beznadzieją wymalowaną na twarzach, schodząc. I choć wydawałoby się, że miejsc już dawno zabrakło ludzie wciąż przychodzili by wysłuchać koncertu. Bo koncert ten był wyjątkowy. Na scenie zasiadł fortepianista. Wraz ze swym zespołem. Głos jego wybrzmiewał zalewając salę koncertową swą mocą i barwą. Głos, który mógłby mi śpiewać do snu każdej nocy, po wieczność. Teraz to niemożliwe, ale kto wie jakie wieczność kryje dla nas niespodzianki. I słowa. Napisane przez poetów. Poezja z niezwykłą głębią i wymową, skierowana do wszystkich, ale nie przez wszystkich przecież doceniana. I byłam tam sama by słuchać tylko jego, by on mógł tylko dla mnie śpiewać. 

Dzięki uprzejmości M.

niedziela, 10 marca 2013

Opowiem o pewnej przyjaźni.

Zaczęło się niewinnie. A raczej winiłyśmy za to wszystkich i wszystko. Dlaczego akurat my? Dlaczego ta klasa? A jednak los przygotował dla nas przyjaźń na lata, zapakowaną w to, wówczas skromne 17 osobowe opakowanie.
Dziś po latach mogę napisać, że niezadowolenie urosło w zachwyt, a my przy blasku świec przeglądamy notes wzruszając się przy każdym przewróceniu jego kartek.
Zaczęło się niewinnie i tak naprawdę gdy sięgam pamięcią, początków naszej zażyłej znajomości upatruję ich w pierwszym wyjeździe pod namioty. W czerwcu pierwszej klasy liceum. Od tamtego czasu, poznawałyśmy się, zbliżałyśmy, przyjaźń rozkwitała pomimo różnych warunków jakie gotowało jej życie. Od tamtej pory otp, splatało nasze dłonie w jedno zdjęcie, składające się z trzech indywidualności. Dłonie zaręczone w pierścionki.
Chciałabym opisać tu wszystko. Wszystko to co tworzyło nasze życie. Oprawić w ramy pięknych słów, przyzdobić uczuciami, pobudzić wyobraźnię fotografiami. Ale to niemożliwe. Bo jestem tu sama. A to wszystko, to my we trzy. 
Jedyne co napiszę, to, że niezwykle cenne są chwile, gdy osiem lat od poznania się, możemy usiąść przy winie, blasku świec, w swoim towarzystwie i być dla siebie nieustannie. 


http://www.photoblog.pl/omnetrinumperfectum/74722380/dawno-dawno-temu.html

czwartek, 7 marca 2013

Deszcz.

Czytelnie, biblioteki, extranet, artykuły, kserówki, katalogi, bazy danych, szpitale. Ból głowy, tak rzadko spotykany. Podróże po wielkim mieście męczą. Nic nie jest w jednym miejscu. Ta skomplikowana organizacyjnie rzeczywistość wiele utrudnia. Czas upływa na nieustannych godzinach w tramwajach i autobusach. Wielkomiejskie korki sprawiają, że życie płynie w zwolnionym tempie. Może to i dobrze. Podziwiam Kraków z za szyb. Kolejny raz przemierzając tę samą trasę, spostrzegam nowe szczegóły. Architektura tego miasta kryje w sobie urokliwe detale. Wystarczy nie być obojętnym. Wyznaczam cele, warte osiągnięcia. Kiedy słońce świeci jest o wiele przyjemniej. Jedynie ciężar zawartości torebki wraz z siłą grawitacji sprzymierzyły się przeciwko mnie. Cisza dookoła wycisza i wnętrze. Na czym jednak polega życie jeśli nie na podróżowaniu. W określonym kierunku. Pomimo słońca i deszczu, na który i tak nie mamy wpływu. A przecież pogoda wciąż stanowi niezwykle często temat narzekań tłumów. 

Idę

do teatru.
W sukience.
Z torebką.
Bez soczku z rurką.

środa, 6 marca 2013

Nie korzystam z Facebook'a
Nie oglądam seriali
Nie słucham muzyki

Post

Pewne ważne pytania wybrzmiewały mi w głowie ostatnimi czasy. Odpowiedzi na nie nie są ani jasne, ani oczywiste. Droga do dobrych odpowiedzi wcale nie maluje się prostą, niezachwianą kreską. Ale kiedy i gdzie najlepiej się odnaleźć, jak? Postanowiłam wyciszyć to co mnie zagłusza, odsunąć to co przysłania, odjąć to co zajmuje. Bez dokładnych wskazówek czy rad. Może tam, w tej pustce od świata, znajdę to co istotne. Czas postu sprzyja poszczeniu. Tymczasem błękitne niebo za oknem i słońce jasno oświetlające świat rozjaśnia wątpliwości. 

niedziela, 3 marca 2013

Wróciłam z części mojego życia, która jest pewnego rodzaju ucieczką. W ramiona, w których chce się pozostać na zawsze. Zbawiennie jest mieć takie miejsce.


piątek, 1 marca 2013

Wczoraj była wiosna. Nadzieja powiała wraz z wiosennym wiatrem. Dziś deszcz i szare niebo. Dziś już nic więcej nie napiszę.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Jeszcze nie wiem czy zasłużyłam dziś na 40 minut spędzonych bezmyślnie przed serialem, ale pierwsze nuty melodii rozpoczynającej mam już za sobą.

czwartek, 21 lutego 2013

Miasto, które studiuję od lat.

Śnieg zaciera ślady, które zostawiłam wychodząc z mieszkania. Myśli, że zgubi mnie w tym mieście, które studiuję od lat. Wieczór. Biel spadająca z nieba zamyka mi oczy. Światło latarni oślepia. Ciemne ulice nasilają samotność. Zimno ogarnia moje ciało i napawa złością. Ale iść muszę. Więc idę. Po to by wrócić. W mieszkaniu cisza pojedyńczości. Może to i dobrze. Usłyszę wreszcie siebie. Pijany człowiek zakrzycza swą samotność pod moim oknem. Kładę się spać, by rano zacząć od nowa. Dzięki Bogu z każdym wschodem słońca mogę zaczynać od nowa. Mogę zaczynać nawet na chwilę przed zaśnięciem. Wstaję nie zastanawiając się nad tym czy jestem wyspana. Biorę prysznic. Robię kawę. Porządkuję rzeczy materialne tworzące tu moje życie. Widoczne ramy mojego istnienia. Dostrzegam Gwiazdę Betlejemnską, która zwiędła z braku nadziei na pomoc z mojej strony. Zrobię wszystko by znów piękniała swą czerwienią. Układam ramki ze zdjęciami. Jedna jest pusta. Ściągam z półki dawno nie otwierane pudełko ze zdjęciami. Wspomnienia wracają, zalewają z nieubłaganą siłą. Chcę znaleźć zdjęcie mojego rodzeństwa. Mojej twierdzy. Nie znajduję. Nic piękniejszego. Pośród zdjęć miałam kilka czarno-białych, zrobionych ponad dwadzieścia lat temu, przedstawiających dwójkę ludzi. Dwoje ludzi, którzy zamykają w sobie każdego z nas, którzy oddają piękno mojego rodzeństwa. Jedno z nich umieszczam za szklaną szybką pustej ramki. Niech je chroni i pozwala podziwiać. 
Czytam to i uśmiecham się delikatnie. Chyba ciężki dzień mi nastał. Wracam więc na wschód. 

poniedziałek, 18 lutego 2013

Dom. Pachnąca domem pościel, własny pokój, będący pokojem D. Herbata, która nigdzie tak nie smakuje, żadne inne ręce nie przyrządzą jej w taki sposób. Cisza, spokój. Nawet sprzątanie, własnego domu daje niesamowite szczęście i ofiarowuje poczucie bezpieczeństwa. Stały ląd. B. zrobiła pyszny obiad z wielkiej troski, upiekła ptysie. Wszystko dookoła otacza i opiekuje się mną jak gdyby po to zostało stworzone. Światło nocnej lampki oświetlającej czytaną książkę. Jestem w swoim miejscu. 

Chcę

odwiedzać więźniów, rozmawiać z cudzołożnicami.

sobota, 16 lutego 2013

Miasta

Przemierzam miasta nocą i dniem. Kraków, Rzeszów, Stalowa Wola. Lublin. Sesja ustąpiła miejsca wolności. Poczuciu szczęścia, którego przecież nie brakowało także podczas niej. Mam czas.

niedziela, 10 lutego 2013

Dom

Znaczenie pojęcia dom.
Jestem już w Krakowie. Przez najbliższe dni i tygodnie moje życie będzie rozbijać się pomiędzy tymi dwoma znaczącymi dla mnie w obecnej chwili miastami. Wiele obowiązków oraz miłość w sercu nadadzą kierunek podróży w najbliższym czasie. Jak wskazówka kompasu wskażą drogę. Nie na północ, ale w odpowiednim kierunku. Czyżby na wschód? Tymczasem Kraków zapisał ukradkiem wszystkie miejsca w moim kalendarzu, wpraszając się do każdej godziny życia, nie odpuszczając nawet dnia zakochanych. Czyżby tak mnie ukochał lub liczył na mą miłość? Poważne obowiązki stoją do mnie w kolejce. Na szczęście sesja chyli się ku końcowi, co objawia się wielkim spokojem. Być może w końcu znajdę czas na czytanie książek. J. spełnił moje marzenie w wigilijny wieczór, teraz czas na mój czas. Z pewnością znalazłabym o wiele bardziej konieczne obecnie artykuły pisane obcym językiem, ale czy kiedykolwiek w moim życiu nastanie pustka, bez owych artykułów, ustępujących czas książkom zwykłym. Niezwykłym. W związku z książkami muszę odwiedzić biblioteki. Niemalże nic jak one nie uczy mnie życia i pokory. 

wtorek, 5 lutego 2013

Dwa egzaminy.

Noc myli mi się z dniem. Zmęczenie zamazuje granice. Dwie ciężkie bitwy za mną, a ja nawet nie potrafię wyrazić radości, która znika mi sprzed oczu kiedy powieki same się zamykają. Wczoraj ten egzamin był całym moim życiem, dziś zastanawiam się ile życia był wart? Położnictwo w tym wszystkim pozostaje położnictwem, a wiedza solidną, choć jakże zmienną, podstawą pewności działań.

niedziela, 3 lutego 2013

Sesja

I mówię do M. "Będziesz mógł dokuczać mi, kiedy skończy się sesja. Wtedy wszystkie nerwy zachowam dla Ciebie. Teraz nie."
Co to w ogóle za czas, żeby wyliczać komuś dokuczanie?
Co to za specyfika tego czasu tak bardzo mnie angażująca?
Przykro mi, że przejmuję się tak bardzo tym, czym ktoś się kiedyś wcale nie przejął.
I nie ma to związku z wiedzą położniczą.

piątek, 1 lutego 2013

Jest tak, że chciałabym pojechać do domu. Do rodziców, do sióstr i braci. Do domu mojego. I im bliżej sesja, im więcej nauki, tym mniej siły, mniej chęci. Już dawno tak bardzo nie tęskniłam. Potrzebuję domu. Mojego stałego lądu na tej ziemi. 

czwartek, 31 stycznia 2013

"Położna musi stale inwestować w swoją zdolność współczucia, otwartości i jasności wizji, ponieważ miłość, współczucie i perspektywa duchowa są najważniejszymi narzędziami w jej rzemiośle". Ina May Gaskin

środa, 30 stycznia 2013

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Dzwonię, tam gdzie miałam zadzwonić.

Rano. Budzik nie budzi, stukanie do drzwi też nie. Wstaję. Piję kawę. Dzwonię, tam gdzie miałam zadzwonić i dostaję odpowiedzi. Część z nich zadawala zupełnie, inna każe czekać wciąż, kolejna milczy głuchym sygnałem. Będę wytrwała. Cierpliwa. Dzielna. I uparta. Właśnie ku końcowi chyli się pięć lat mojej ciężkiej pracy. I choć zawód mój już do końca życia będzie wymagał ode mnie ciągłej nauki i zdobywania nieustannie aktualizowanej wiedzy medycznej, to jednak koniec studiów jest znaczący. Dlatego, że wymagał ode mnie życiowej decyzji te pięć lat temu. A może wymagał decyzji, że chcę wykonywać ten zawód, już o wiele wcześniej. A może przede wszystkim dlatego, że gdyby dziś ktoś ofiarował mi szansę ponownego wyboru, zdecydowałabym to samo. Dlatego, że studia, spakowały moje rzeczy i pchnęły życie do wyprowadzenia się z domu, do samodzielności, odpowiedzialności za samą siebie w obcym mieście. Dlatego, że od kilku lat setki nieprzespanych nocy, tysiące przepracowanych godzin i miliony spędzonych na uczelni. To wszystko ma wielkie znaczenie. Życiowe, niezmierzone, dlatego też koniec studiów wydaje się być tak istotny. 
Dlatego wstaję, piję kawę, dzwonie tam gdzie miałam dzwonić...

niedziela, 27 stycznia 2013

Początki

Właśnie skończyłam czytać książkę "Początki" Annie Murphy Paul. Czytałam ją dość długo, więc wraz z końcem przyszła pewna satysfakcja. Jej treść opowiada o tym jak dziewięć miesięcy w łonie matki wpływa na resztę naszego życia. Jest o tyle ciekawa i myślę, wartościowa, że pisze ją kobieta, która właśnie dowiedziała się o tym, że jest w ciąży, i podczas kolejnych miesięcy prześledza działanie dość licznej grupy czynników, jakie mogą mieć wpływ na dziecko od samego poczęcia. Jej rosnący wraz z numeracją stron, brzuch dodaje tej książce autentyczności. Każde zawarte w niej zdanie przywoływało w mojej pamięci treści wykładów, czytanych niegdyś artykułów, czy zasłyszanych podczas konferencji medycznych informacji. Każde zawarte w niej zdanie pobudzało do refleksji. Udowadniało, ze życie zaczyna się na długo przed porodem. 

sobota, 26 stycznia 2013

Idę dziś do Teatru.

Idę dziś do Teatru. Pewien portal internetowy, dzięki pośrednictwu, wybłagał mi niską cenę biletu. Tak rzadko udaje mi się widzieć sztukę odgrywaną na żywo. Odwrotnie proporcjonalnie do chęci obejrzenia.  Zatem wyjątkowy wieczór czeka mnie 26. stycznia. Ubiorę sukienkę, na ramie zawieszę torebkę. I tym samym znów wykorzystam limit przerw na dzisiejszy dzień.

czwartek, 24 stycznia 2013

Myślę o tym, jak J. kiedyś napisała obrazkiem, że " nie jesteś drzewem..." I dziękuję za to, bo to pozwala mi nie tylko zmienić miejsce bycia, ale i na spędzenie nocy na czytaniu i pisaniu, zamiast snu, który tej porze został przypisany. 
Dziś skończył się kurs Alpha. Wyjątkowy dzień. Rok temu tez skończył się on dla mnie, a jednak całkiem odmiennie. Byłam kimś innym, i inne rzeczy we mnie zmienił. Postawił mnie przed wielkimi wyzwaniami, napełniając wcześniej siłą ku nim potrzebną. Co dał mi w tym roku? Co pokazał? Może za rok, tak jak dziś, rok po mym kursie, będę mogła to opisać. Teraz jedynie wiem, że wiele dla mnie znaczyła możliwość przygotowywania kolacji, co tydzień, przez te dwanaście tygodni. Wiem, że była to wdzięczność. Oznaka wdzięczności. To ja dawałam swój czas i zaangażowanie. A jednak mimo to zadziwiająco czuje się obdarowana. Znów kończę go z pewną siłą. Ku czemu tym razem potrzebną...?

Kryształowe drzewa

Piszę to rano. Stukanie w klawiaturę rozdziera ciszę panującą w mieszkaniu. Piszę to by wyrwać się z bezruchu, z kawą utkwioną w dłoniach i myślami zupełnie poza kuchnią. Poranna cisza mnie uspokaja. Daje nadzieję, że zdążę, że jeszcze wiele czasu. Niesiona tą nadzieją zmierzam ku wieczorowi. Ostatnimi czasy pogoda przyzdobiła świat kryształem. Kryształowe drzewa. Podziwiam ten cud idąc na przystanek. Każda najmniejsza gałązka, powleczona szklanym, kruchym lodem. Jakby w swej kruchości i przemijalności miał uchronić ją na zawsze, jednocześnie pozwalając jej pięknieć, dzięki swej przezroczystości. 
Dni mijają. Powoli, bez zbędnego pośpiechu. Jakiś pokój zapanował, miejmy nadzieję, że dobry. Rano budzi mnie M. Jemy razem śniadanie, pijemy kawę i każdy udaje się do swojego pokoju by oddać się wiernie nauce. Nie przesadnie, ale warto. Nauka na kolejnych latach studiów przybiera coraz to nowe odsłony. Teraz czasem wydaje mi się, że mam już zbyt wiele lat, by mnie oceniano. Że skala zamykająca się w sześciu cyfrach jest zbyt uboga, by nie krzywdzić w swej ocenie. Wydaje mi się, że uczę się z poczucia odpowiedzialności za ludzkie życie, i nikt nie musi stawać na przeciwko mnie i skazywać mnie za to na jakąś ocenę. Wydaje mi się, że zanim skarze, mógłby zrobić dużo więcej. I przyniosło by to dużo więcej. Taki los studenta. Mimo to doceniam czas studiów i dziękuję za każdy dzień, danej mi możliwości studiowania. 
Były u nas dziewczyny. Piłyśmy wino, rozmawiałyśmy do późna w nocy. Spałyśmy obok siebie zamknięte w swej młodości. Czasem myślę, jak ta przyjaźń będzie się rozwijać. Jak bardzo odległość kiedyś zmieni naszą niezwykłą bliskość dziś. 

niedziela, 13 stycznia 2013

Jest.

Jest pięknie. Nie łatwo. Bo skąd. Ale pięknie. Najtrudniej jest wszystko sobie poukładać. Wszystko po kolei. Bo co jest pierwsze, a co bardziej drugie, co trzecie bardziej od pierwszego. Nie wiem i nie wie nikt. Pokój jest ważny. I prawda. I miłość. I ... i wtedy wszystko samo przybiera swą właściwą kolejność.
Czas jest teraz wymagający. Z jednej strony brak zajęć daje przestrzeń do tworzenia i kształcenia. Z drugiej jednak ta nadmierna swoboda odbiera mi mobilizację i jakąkolwiek samodyscyplinę. Budzik zamiast konsekwentnie stawiać mnie na nogi, cichnie i przytula się udając, że wcale nie chciał zakłócać mojego snu. Później wszystko inne zdaje się bardziej pasować niż nauka, pisanie pracy. Wyjście do muzeum, taniec, wspólny obiad, rozmowa, list. Czasem zastanawiam się czy kiedykolwiek nadejdzie dzień, w którym będę umiała sobie to wszystko poukładać mając niezachwianą pewność, że tak a nie inaczej, i pokój w sercu. Pewnie nigdy. Bo człowiek nie jest doskonały, a te niedogodności nękające serce są wpisane w ludzką egzystencję. Pozostaje żyć.

sobota, 12 stycznia 2013

piątek, 11 stycznia 2013

Czas pozorny

Czas wolny daje mylne pozory wolności. A przecież jest inaczej. Obowiązki pilne, zaprzątają mi głowę. A jednak budzik dzwoniący jest mi obojętny. Późna wieczorowa pora wcale nie skłania do zapadania w kojący sen. Może dlatego, że wcale nie daje ukojenia. Porządki w pokoju miały być pierwszym krokiem i objawem jednocześnie mej mobilizacji. Wszystko wskazuje na to, że kolej na kolejny krok. Sesja, która miała być tylko ostatnim symbolicznym bojem w warunkach zimowych, powoli ukazuje swą przerażającą siłę i odbiera chęć do życia przynajmniej do połowy lutego. I jeszcze niesprzyjające warunki otoczenia, i groźby od wroga nie zasługującego na to by czuć przed nim trwogę. Nie pozostaje nic innego jak tylko zebrać swe wojska, uzbroić w odwagę, odziać w mobilizację, okopać książkami i gotować się do walki. Poza tym wszystkie inne wymiary życia, zdają się przenikać wzajemnie wykłócając o ważność. Nie spieram się z nimi pozwalając sercu na wybór. Bo cóż ważniejsze może być niedzielne wyjście do muzeum czy rozdział w książce?

czwartek, 3 stycznia 2013

Najchętniej miałabym już to wszystko za sobą, jednocześnie ciągnąc to w nieskończoność.