poniedziałek, 25 lutego 2013

Jeszcze nie wiem czy zasłużyłam dziś na 40 minut spędzonych bezmyślnie przed serialem, ale pierwsze nuty melodii rozpoczynającej mam już za sobą.

czwartek, 21 lutego 2013

Miasto, które studiuję od lat.

Śnieg zaciera ślady, które zostawiłam wychodząc z mieszkania. Myśli, że zgubi mnie w tym mieście, które studiuję od lat. Wieczór. Biel spadająca z nieba zamyka mi oczy. Światło latarni oślepia. Ciemne ulice nasilają samotność. Zimno ogarnia moje ciało i napawa złością. Ale iść muszę. Więc idę. Po to by wrócić. W mieszkaniu cisza pojedyńczości. Może to i dobrze. Usłyszę wreszcie siebie. Pijany człowiek zakrzycza swą samotność pod moim oknem. Kładę się spać, by rano zacząć od nowa. Dzięki Bogu z każdym wschodem słońca mogę zaczynać od nowa. Mogę zaczynać nawet na chwilę przed zaśnięciem. Wstaję nie zastanawiając się nad tym czy jestem wyspana. Biorę prysznic. Robię kawę. Porządkuję rzeczy materialne tworzące tu moje życie. Widoczne ramy mojego istnienia. Dostrzegam Gwiazdę Betlejemnską, która zwiędła z braku nadziei na pomoc z mojej strony. Zrobię wszystko by znów piękniała swą czerwienią. Układam ramki ze zdjęciami. Jedna jest pusta. Ściągam z półki dawno nie otwierane pudełko ze zdjęciami. Wspomnienia wracają, zalewają z nieubłaganą siłą. Chcę znaleźć zdjęcie mojego rodzeństwa. Mojej twierdzy. Nie znajduję. Nic piękniejszego. Pośród zdjęć miałam kilka czarno-białych, zrobionych ponad dwadzieścia lat temu, przedstawiających dwójkę ludzi. Dwoje ludzi, którzy zamykają w sobie każdego z nas, którzy oddają piękno mojego rodzeństwa. Jedno z nich umieszczam za szklaną szybką pustej ramki. Niech je chroni i pozwala podziwiać. 
Czytam to i uśmiecham się delikatnie. Chyba ciężki dzień mi nastał. Wracam więc na wschód. 

poniedziałek, 18 lutego 2013

Dom. Pachnąca domem pościel, własny pokój, będący pokojem D. Herbata, która nigdzie tak nie smakuje, żadne inne ręce nie przyrządzą jej w taki sposób. Cisza, spokój. Nawet sprzątanie, własnego domu daje niesamowite szczęście i ofiarowuje poczucie bezpieczeństwa. Stały ląd. B. zrobiła pyszny obiad z wielkiej troski, upiekła ptysie. Wszystko dookoła otacza i opiekuje się mną jak gdyby po to zostało stworzone. Światło nocnej lampki oświetlającej czytaną książkę. Jestem w swoim miejscu. 

Chcę

odwiedzać więźniów, rozmawiać z cudzołożnicami.

sobota, 16 lutego 2013

Miasta

Przemierzam miasta nocą i dniem. Kraków, Rzeszów, Stalowa Wola. Lublin. Sesja ustąpiła miejsca wolności. Poczuciu szczęścia, którego przecież nie brakowało także podczas niej. Mam czas.

niedziela, 10 lutego 2013

Dom

Znaczenie pojęcia dom.
Jestem już w Krakowie. Przez najbliższe dni i tygodnie moje życie będzie rozbijać się pomiędzy tymi dwoma znaczącymi dla mnie w obecnej chwili miastami. Wiele obowiązków oraz miłość w sercu nadadzą kierunek podróży w najbliższym czasie. Jak wskazówka kompasu wskażą drogę. Nie na północ, ale w odpowiednim kierunku. Czyżby na wschód? Tymczasem Kraków zapisał ukradkiem wszystkie miejsca w moim kalendarzu, wpraszając się do każdej godziny życia, nie odpuszczając nawet dnia zakochanych. Czyżby tak mnie ukochał lub liczył na mą miłość? Poważne obowiązki stoją do mnie w kolejce. Na szczęście sesja chyli się ku końcowi, co objawia się wielkim spokojem. Być może w końcu znajdę czas na czytanie książek. J. spełnił moje marzenie w wigilijny wieczór, teraz czas na mój czas. Z pewnością znalazłabym o wiele bardziej konieczne obecnie artykuły pisane obcym językiem, ale czy kiedykolwiek w moim życiu nastanie pustka, bez owych artykułów, ustępujących czas książkom zwykłym. Niezwykłym. W związku z książkami muszę odwiedzić biblioteki. Niemalże nic jak one nie uczy mnie życia i pokory. 

wtorek, 5 lutego 2013

Dwa egzaminy.

Noc myli mi się z dniem. Zmęczenie zamazuje granice. Dwie ciężkie bitwy za mną, a ja nawet nie potrafię wyrazić radości, która znika mi sprzed oczu kiedy powieki same się zamykają. Wczoraj ten egzamin był całym moim życiem, dziś zastanawiam się ile życia był wart? Położnictwo w tym wszystkim pozostaje położnictwem, a wiedza solidną, choć jakże zmienną, podstawą pewności działań.

niedziela, 3 lutego 2013

Sesja

I mówię do M. "Będziesz mógł dokuczać mi, kiedy skończy się sesja. Wtedy wszystkie nerwy zachowam dla Ciebie. Teraz nie."
Co to w ogóle za czas, żeby wyliczać komuś dokuczanie?
Co to za specyfika tego czasu tak bardzo mnie angażująca?
Przykro mi, że przejmuję się tak bardzo tym, czym ktoś się kiedyś wcale nie przejął.
I nie ma to związku z wiedzą położniczą.

piątek, 1 lutego 2013

Jest tak, że chciałabym pojechać do domu. Do rodziców, do sióstr i braci. Do domu mojego. I im bliżej sesja, im więcej nauki, tym mniej siły, mniej chęci. Już dawno tak bardzo nie tęskniłam. Potrzebuję domu. Mojego stałego lądu na tej ziemi.