poniedziałek, 31 marca 2014

Piknik nad Odrą

Siedziałyśmy z A. na trawie nad Odrą. Postanowiłyśmy. Piknik. Synchronizacja dyżurów, data ustalona. Optymalna, tak ciężka w 12 godzinnym trybie naszego życia. A jednak. A. ma swój i mój grafik, ale powiedziała, że mi mojego nie odda. Wieść rozniosła się po szpitalu. Kilka wymienionych wiadomości i role zostały podzielone. Nastał dzień. Byłam po ciężkiej nocy. Ktoś inny przed ciężkim dniem. Ale na czym innym ma polegać nasze życie, jeśli nie na tych relacjach, które zakwitają nad Odrą na trawie zielonej. Samochód pełen rzeczy, wiklinowy koszyk, grill, jedzenie. My. One. Rozłożyłyśmy koce. I. rozpaliła grilla, pełniąc rolę strażnika ognia niezastąpionego. Pyszne potrawy rozłożyłyśmy na talerzach, komponujących się ze sobą białych plastikach i beżowej porcelanie. Rozlałyśmy do kubeczków jasno różowy napój. Spędziłyśmy razem czas. Słońce górowało, a następnie powoli zachodziło w naszej obecności przenosząc miejsce pikniku w pogoni za światłem i ciepłem. Bo na czym innym ma polegać nasze życie jeśli nie na wielbieniu stworzenia jakim jest jasne słońce na niebie błękitnym, zielona i miękka trawa pod naszymi stopami, niebieska rzeka płynąca tuż obok, i ludzie, przede wszystkim ludzie. 

czwartek, 27 marca 2014

Życie bywa przewrotne. Może to i dobrze. Na pewno. Coś co wydawało się jeszcze przed chwilą największym nieszczęściem, karą za nic, utrapieniem i uciemiężeniem dziś przeobraża się w szczęście, którego ciężko się wyrzec. To daje nadzieję. Wielką nadzieję.
Szczęście we mnie rozkwita.
Miłość we mnie płonie.

poniedziałek, 24 marca 2014

Panna wyklęta

Słuchałam dziś płyty "Panny wyklęte". Wciąż ubolewam, że nauka historii w szkole nie sięgnęła nigdy II Wojny Światowej. Nie wiem nic o tamtych czasach. Nie wiem prawie nic. Słuchałam i jedno wiem. Chcę umierając móc powiedzieć: "(...) zachowałam się jak trzeba." One są dla mnie przykładem. Ich siła, wiara, nadzieja i miłość.
I co pierwsze przychodzi mi na myśl, to zadzwonić do H. i powiedzieć:
"Powiedz bliskim
zachowałam się jak trzeba
nie dla medalu, tam już nagród nie potrzeba
to dla ciebie kropelka Polski
daj ją dzieciom gdy nie wiedzą o czym śnić."

niedziela, 23 marca 2014

Jestem położną.

Jestem położną. Wybrałam ten zawód mając kilkanaście lat. Nie wiedząc o nim zupełnie nic. Asystowanie przy narodzinach dziecka - te jedyne i wystarczająco przekonujące słowa sprawiły, że postanowienie to było i nadal jest, głęboko i stabilnie zakorzenione w moim sercu. Dziś jednak jestem już położną posiadającą numer prawa wykonywania zawodu i podbijającą się pod wykonanymi czynnościami własną pieczątką. Dziś moje marzenie zmieniło się w rzeczywistość, a ja wciąż nie mniej wzruszona staję wobec faktu narodzin nowego życia. Położnictwo to służba. Zawsze tak o tym mówię, i zawsze to podkreślam, by każdy wiedział, że jako położna jestem po to by mu służyć. Nie mówię tego po to absolutnie by umniejszyć temu zawodowi, który określany jest jako „najpiękniejszy zawód świata.” „Położna to najpiękniejszy zawód świata. To kobieta w bieli, otwierająca oczy na świat i usta do krzyku.” Stanisława Leszczyńska – położna II Wojny Światowej. Bycie położną, to bycie tą, która służy, ale niezwykle ważne jest to, iż słowo „służba” nie jest tu jednokierunkowe. Owa służba, o której mówię, służy mnie samej. Jako położna staję u progu życia w roli pokornej służebnicy Pana i kobiety poddanej aktowi narodzin zamyślonemu przez Stwórcę. Kto dokładniej zagłębi się w tematykę dotyczącą okołoporodowej części życia opisanej od strony fizjologii ciała ludzkiego, dostrzeże jak wiele pokory wobec natury trzeba mieć opiekując się kobietą ciężarną, rodzącą czy położnicą. Dostrzeże również jak idealnie Bóg stworzył kobietę do bycia matką, jak doskonale zaplanował akt porodu. Jak niewiele mogę zrobić, jak wiele mogę służyć. J. H. Schmidt w roku 1855 pisze: „[…] akuszerka przy porodach prawidłowych ma wiele do uważania, mało do działania; nie ona lecz natura płód na świat przynosi. Zwracając spokojnie uwagę na naturę, starać się wiec o to powinna, aby szkodę oddalić, niż aby istotną korzyść przynieść, kto wiec chce czynić więcej, niż tego potrzeba, zawadza niewczesnym działaniem swem naturze […]” Widać to szczególnie w porodach fizjologicznych kiedy, jak to ładnie zostało ujęte, przyjmuje się poród na swoje ręce, nie zaś odbiera. Służy nie zaś działa. Nie umniejszam tym samym dorobkowi medycyny w zakresie położnictwa, która bez wątpienia ma wiele nieocenionych zasług w opiece okołoporodowej. Mówię tu o zupełnie innych aspektach, kryjących się poza cielesnością kobiety i dziecka. U progu życia można dostrzec Boga. A może raczej, nie można Go tam nie dostrzec. Piękno i wyjątkowość tego wydarzenia oraz ogrom miłości jaki jest obecny gdy nowe życie pojawia się na świecie, gdy to kobieta jako wybranka Boga czynnie uczestniczy w akcie tworzenia świata, w tym stwórczym akcie, który Bóg rozpoczął stwarzając raj, nie równa się z żadnym innym wydarzeniem. A ja jako położna mam zaszczyt w tym uczestniczyć. To tak jakbym kilka razy w tygodniu stała u boku Boga, który u początku świata stwarzał wszystko co dobre. To zaszczyt.

sobota, 22 marca 2014

Wypiłam rano kawę z moją sąsiadką z piętra wyżej.
Poszłam z nią na spacer i na trawę nad Odrą. Ustaliłyśmy termin pikniku. W niedzielę. Nie tą.
Ugotowałam obiad.
Przetańczyłam dziś dwie godziny.
Jutro niedziela, a ja dzień święty święcić będę pracą.


czwartek, 20 marca 2014

Kino studyjne

Kino studyjne. W czasach gdy możliwość oglądania filmów za darmo daje nam piracka przestrzeń internetu, z drugiej strony znów, dopiero za ciężko zarobione pieniądze otwierają się przed nami sale wielkich kin umieszczonych przy centrach handlowych, 8zł i najwyższe piętro jednej z kamienic opolskich wydaje się być idealne. 
"Smak Curry" to polski tytuł filmu głęboko osadzonego w kulturze indyjskiej. Akcja toczy się w zatłoczonych Indiach, których gwar niepostrzeżenie wkrada się na salę kinową, zaskakując egzotycznością tego kraju. Kobieta, główna bohaterka, przyrządza z namaszczeniem posiłki dla swojego męża, walcząc tym samym o jego miłość, podczas gdy on z obojętnością omija ją w każdej sferze ich wspólnego życia. Tymczasem menażka zawierająca kwiat tradycyjnej indyjskiej kuchni trafia do zupełnie obcego mężczyzny. Pomiędzy dwójką nie znających się ludzi, rozpoczyna się dialog, pisany listami, rozwijający się i urastający do czegoś więcej niż podziękowania za przyrządzony posiłek. "Smak Curry" to film bez zbędnych słów, przeplatający całą gamę uczuć i emocji z trafnie sformułowanymi zdaniami, które zamykają rozgrywające się sceny w idealnie dopasowane ramy jednocześnie otwierając przed widzem całe przestrzenie nakłaniające do przemyśleń. 

czwartek, 13 marca 2014

Szczęście.

W ciągu życia, roku, miesiąca czy nawet dnia zdarza mi się wiele razy weryfikować swoje szczęście. Skupiać myśli i uwagę na tym ulotnym uczuciu ulokowanym gdzieś nieuchwytnie głęboko w sercu czy na dnie duszy, by odpowiedzieć sobie na pytanie: czy jestem szczęśliwa? Odpowiedź zazwyczaj maluje się sama, choć wciąż ciężko uchwycić jej kolory czy kształty. 
Kupiłam dwa dni temu płyn do płukania, który używa moja mama, w ojczystym mym domu. Zrobiłam pranie i teraz pokój w hotelu zalewa zapach przynoszący mi na myśl ją i dom. Piękne. 
Dziś po szkoleniu BHP, jakże istotnym, poszłyśmy z A. i A. na obiad i spacer na wyspę. Usiadłyśmy na trawie, łapiąc ciepło popołudniowego słońca i rozmawiałyśmy o sprawach nie tyle wzbudzających uśmiech na twarzy, co prowokujących do śmiechu w głos. 
Wyzbyłam się jakichkolwiek wymagań wobec życia. A może postawiłam sobie za cel doskonałe wymagania. W każdym razie wymaga to ode mnie nic i najwięcej jednocześnie. Nie dotyczą mnie rozmowy o kredytach na mieszkanie. Nie dotyczą te o tym na co wydać pieniądze, a na co nie. 
Wczoraj zebrałam się na odwagę. Mimo później pory o jakiej wstałam, po ciężkiej nocy w szpitalu, tj. 16:00, poszłam na spotkanie wolontariuszy jednego z opolskich stowarzyszeń. Bałam się. Wstydziłam. Bo sama. Bo jestem położną, i tak do końca nie wiadomo czy w ogóle będę tam potrzebna. Poszłam jednak. I cieszę się, z odwagi, poznanych ludzi, pojawiających się perspektyw. 
W dniu wczorajszym również, pomimo, iż późne wstawanie tj. 16:00 zazwyczaj budzi dojmujące poczucie smutku z powodu straconego dnia, zdążyłam do kina studyjnego na seans. Będąc pewna, iż obejrzę film o Indiach, z przyjemnością zobaczyłam holenderską produkcję o zaskakującym przesłaniu. Zapłaciłam 8 zł, usiadłam w drugim rzędzie, uśmiechnęłam się w głębi duszy i podziwiałam, nie widząc. 

piątek, 7 marca 2014

Żyję w mieście.

Podróż na wschód dodała mi sił, wiary, nadziei i miłości. Ciepło domu ogrzało, wlało w serce coś, co teraz tli się we mnie, w tej dalekiej krainie, w której przyszło mi dziś żyć. Piszę dziś, bo wczoraj jeszcze nie spodziewałam się, że będę tu mieszkała, jutro znów mogę zdziwiona patrzeć w przeszłość żegnając to miasto. Nigdy nic nie wiadomo. Żyję więc dziś. Wczoraj natrafiłam na film zatytułowany "Poland is beautiful" ukazujący piękno naszego kraju. To prawda. Zobaczyłam tam Mazury, które od pierwszych lat mojego życia kołysały mnie delikatnością fal na jeziorze. Zobaczyłam błękit wody, który od zawsze obecny był w moim życiu dzięki rodzicom, stając się miejscem, do którego wraca się jak do siebie, jak do świata stworzonego przecież dla każdego na własność. Zobaczyłam morze, linię polskiego horyzontu. Zobaczyłam Zakopane i Tatry, od zawsze zbudzające podziw i szacunek. Zobaczyłam też Podkarpacie, Rzeszów i Bieszczady. Wzruszenie zalało moje serce, nie czekając na pozwolenie, na jakikolwiek znak. Tęsknota zaszkliła oczy, na chwilkę przed wyjściem do pracy. A mimo to, jestem tu szczęśliwa. W tej odległej krainie, która porywając mnie z bezpiecznego, znanego mi dotąd świata odkryła przede mną nieznane mi przestrzenie. Tęsknoty i pragnienia serca, są moją modlitwą. Szczęście we mnie dziś, w tym, życiu takim jakie jest, jest we mnie wielbieniem Najwyższego. 
Żyję w mieście, które nie zaznało zimy. Wciąż na niebie świeci słońce, pozwalające na spacery, ukazujące piękno kamienic otaczających rynek, wyspy, będącej parkiem, czy wody przecinającej Opole na wskroś. Żyję w mieście, w którym wszędzie jest mi blisko. Do teatru, do kina, do galerii, na rynek, nad Wenecję opolską, nad Odrę, na bulwary, na dworzec PKP, na dworzec PKS, do amfiteatru, do fontanny, na wyspę, która jest parkiem, nad staw i molo na tym stawie umieszczonym w samym sercu zieleni. Żyję w mieście, gdzie istnieje biblioteka filmów, pozwalająca wypożyczać filmy, co stanowi dla mnie nowość i nowo odkrytą możliwość. Żyję w mieście, w którym na najwyższym piętrze jednej z kamienic (znajdującej się nie więcej niż 5 minut od mojego mieszkania) znajduje się urocze kino studyjne, gdzie filmy mogę oglądać za 8 zł, pijąc przy tym herbatę z miodem z mojego przeciekającego, lecz wiernego termosu. Żyję w mieście, które okazało się nie być końcem świata dla bliskich mi ludzi. A nawet jeśli jest końcem świata, to ludzie mi bliscy, ku mojemu szczęściu, są w stanie na ten koniec świata za mną pójść. Żyję w mieście, które dało mi pracę, które kształtuje we mnie wiedzę i umiejętności, które sprawia, że staję się położną. 
Żartujemy sobie z A., wychodząc ciemną nocą z pracy, że toczymy sobie tu nasze życie, mieszkając na terenie pracy, okno w okno ze szpitalem, czytając książki w pokoju hotelowym i robiąc wspólnie zakupy dla zabicia czasu, ale w prawdzie jesteśmy obie szczęśliwe. 
Tęsknoty i pragnienia serca, są moją modlitwą. Szczęście we mnie dziś, w tym, życiu takim jakie jest, jest we mnie wielbieniem Najwyższego. 
Amen.