piątek, 16 maja 2014

Życie takim jakie jest.

Wciąż czytam Osiecką. Uwielbiam ją czytać i szybko wpadam w jej tok myślenia, widząc świat jej oczami. Moimi podobnymi do jej oczu. Dałabym jej nagrodę Nobla, a najlepiej dwie, by jedną mogła sobie zostawić wyłącznie dla siebie, drugą zaś oddała do podziwu tłumów czytelniczych. 
Nie piszę zbyt często ponieważ mój komputer powoli odmawia posłuszeństwa. Czasem nie chce się włączyć, niby przez jakieś niewłaściwe ułożenie kabla, który kiedy już ułożę odpowiednio boję się dotknąć. Tak więc ustawiony jest ten mój sześcioletni komputer w pozycji niewygodnej do pisania i służy mi dzielnie ostatkami sił. Jeśli kiedyś będzie mnie stać wymienię go na nowy z bólem serca. 
W Opolu pada, wciąż pada, poziom wody w Odrze się podnosi. Nie dobrze. 
Znów jestem chora. Czasem zastanawiam się dlaczego? Przez całe moje pięcioletnie studia tak rzadko mi się to zdarzało, a tu wciąż i wciąż, źle się czuję. Czy to stres, czy to niedbałość o siebie? W każdym razie A. przyniosła mi miód i mam nadzieję, że w połączeniu z cytryną i herbatą zdziała cuda w mojej sprawie. 
Byłam na konferencji położniczej we Wrocławiu. Piękna konferencja, ważne informacje, ważne sprawy, rozwój, dokształcanie się do którego zobowiązuje mnie ustawa o moim zawodzie, grono położnych, tak wspaniałych kobiet dla kobiet, armia z mojego oddziału, cała wyprawa pociągiem w pośpiechu i za własne pieniądze. A na koniec usłyszałam: "Nie. Nie jestem dumna." A ja jestem. Popłakałam się. 
Piękny mam zawód. 
Moja róża, rozkwita stając się coraz piękniejsza. Wciąż zadaję sobie pytanie czy potrafię się nią opiekować?
Tęsknie za domem. 
Od kilku dni nie mamy pralki. Hotel to hotel, rządzi się własnymi prawami. Uroczy jest. Kamienica cała w sobie jest urocza. Mam w niej wysoki sufit, o którym marzyłam i rzeźbione drzwi. Nie mam jednak pralki, piorę więc u koleżanki poza Opolem. Ludzie nad nami, nie uznają naszej potrzeby posiadania pralki, nie uznają nawet potrzeby posiadania czystych ubrań, pościeli, zasłon. Żaden argument.
Układam tu sobie życie takim jakie jest. Żyjemy w tym mieście, albo i jego okolicach tocząc wspólne życie. Każda z nas jest inna, każda ma inną przeszłość, każdą z nas czeka inna przyszłość. Dziś jednak jesteśmy tu i teraz, razem. To ważne. Myślę, że serce powinnam a nawet mam wypełnione z tego powodu wdzięcznością. Chodzimy do na spacery, najczęściej nad rzekę, bo jest piękna, bo stworzona przez Stwórce, bo jest namiastką natury i ukojenia. Czasem jednak nad fontannę, która wieczorową porą daje piękne pokazy z użyciem wody, muzyki i światła. Innym razem na koncert w amfiteatrze. Znalazłyśmy idealne miejsce, z którego widać wszystko jednocześnie nie płacąc nic. Czasem jest po prostu zbyt późno by kupić bilety. Innym razem znów parzymy kawę w termosie, zabieramy porcelanowe filiżanki, których kupiłam pięć w tajemniczym miejscu przy ulicy prowadzącej z dworca do rynku. Z tymi filiżankami siadamy nad wodą i delektujemy się poranną kawą wystawiając twarz na promienie przedpołudniowego słońca. Chodzimy razem do kina. Wieczorami tylko do studyjnego, rankiem do tego o wielu salach, bo ranki ma tańsze, i to znacznie. Jesteśmy w tym kinie niemalże same, seans tylko dla nas. Przesiadujemy w moim pokoju, który został nieoficjalnie wyznaczony jako naturalnie nasuwający się na myśl apartament, w którym nie brakuje wrzątku, kawy i miejsc do siedzenia. Pracujemy. Razem obejmujemy dyżury, oddajemy kobietom wszystko co najważniejsze i bezpiecznie prowadzimy ku końcowi naszej zmiany. Każda z nas ma w sercu swoje pragnienia, marzenia i coś na co czeka, a jednak wdzięczność i szczęście wypełnia nasze serca. 
Życie moje toczy się w dniu dzisiejszym. Nie wybiegam w przyszłość. Udaje się, choć czasami się nie udaje. 

wtorek, 6 maja 2014

O! pole a nie dwór.

Drugi dzień wolny w cyklu 12 godzinnych dyżurów. Ten drugi dzień wolny zawsze jest lepszy, jest wolnością i możliwością. Pierwszy przespany. Kiedy byłam na kursie BHP przed rozpoczęciem pracy Pani ucząca mnie powiedziała, że po nocnym dyżurze mamy odzwierciedlić wieczorny rytuał: wykąpać się, przebrać i położyć spać w pościeli, nie gdzieś ukradkiem na fotelu. I Bogu dziękowałam za ten obowiązek. Wypełniam go, choć wstając w ciągu dnia, nie ważne ile godzin bym odsypiała, nigdy nie czuję się wyspana. Dlatego pierwszy z wolnych dni jest dniem odpoczynku, dniem nieprzytomności, niemożności i zmęczenia po długiej nocy pełnej pracy. Drugi dzień jest prawdziwie wolny. Wstaję więc i żyję. Nie tak jak wczoraj, wstałam i nieżyłam. Dziś więc od rana zrobiłam zakupy, kupiłam sobie różę. Mały Książę miał swoją i ja mam swoją. Zawsze chciałam mieć swój kwiat, swoją roślinę. Tak jak Leon Zawodowiec kochać ją wiernie. Zawsze chciałam stać się odpowiedzialna, a skoro już za życia jestem w szpitalu, w domu być może też potrafię. Kupiłam jej doniczkę w kolorze kawy z mlekiem i podstawkę w tym samym i teraz czekam i będę obserwować jak rozkwita do życia i zdobi me życie. Umyłam też mój taras. Tak będę go nazywać. Ciepłe, słoneczne dni skłaniają do tego by część przynajmniej życia przenieść na tę właśnie przestrzeń. Okna szpitalnych dyżurek nie zachęcają, ale śpiew ptaków bywa kuszący. Tak więc taras gotowy jest do rozścielenia na nim koca, ułożenia poduszek i czytania książek w towarzystwie ludzi i kawy. Kupiłam też piękne pudełko w kolorze białym z turkusowymi ornamentami. Złożyłam je, ale jeszcze nie zdecydowałam co w nim umieszczę. Opole wciąż kwitnie. Zachęca do spacerów, do spotkań. Dziś więc o 18:00 planuję się spotkać nie z jednym człowiekiem ale kilkoma. 

niedziela, 4 maja 2014

Fontanna łez

Wróciłam ze wschodu. Tam jestem u siebie. Czuję to, widzę i doświadczam. Na każdym kroku. Tymczasem jednak mieszkam na zachodzie co również dostarcza mi szczęścia. Nie ma więc co wzdychać. Chwila w domu pozwoliła mi odpocząć, poczuć ciepło domu, spędzić czas z rodzicami i rodzeństwem.Chwila ta pozwoliła mi również zapomnieć o tym co tworzy moje ówczesne dorosłe życie. O pracy, o obowiązkach, o Opolu, o odległości i braku tego czego brak. Nie zapomniałam jednak ani na chwilę o tym co mam obecnie, tęskniąc za Opolem, pracą i moim ówczesnym dorosłym życiem. Tak to już jest. Kilka dni w domu dobiegło jednak końca. Przyszło mi w środku nocy przyjechać do uroczego miasta na śląsku opolskim, by rano objąć dyżur w szpitalu. Spotkałam się z A. Ustaliłyśmy plan na najbliższy czas. Wieczorem poszłyśmy na spacer odwiedzić A. Przypadkiem natrafiłyśmy na pokaz fontanny, który ukazał nam całe swoje piękno o 21:30, nieopodal naszego hotelowego domu. Wzruszające. Naprawdę mnie to wzruszyło, choć sama nie wiem dlaczego. Czy teksty polskich piosenek, czy magia wieczoru, czy to, że mimo mojego krótkiego pobytu w Opolu mam bliskich tu ludzi, którzy są w stanie marznąć ze mną by oglądać fontannę, czy może to, że właśnie tak wygląda moje życie teraz i moje szczęście maluje się w barwach tej fontanny?