poniedziałek, 14 lipca 2014

Zawód położnej

Zastanawiałam się niejednokrotnie nad fenomenem mojego zawodu. Dlaczego z przejęciem spoglądam w okna Pacjentek, za każdym razem kiedy przechodzę obok szpitala? Dlaczego wychodząc po dwunastogodzinnym dyżurze nie oddycham głęboko i nie zapominam o tym co przyniósł mi miniony dzień, ale jakby cząstkę siebie na zawsze pozostawiam tam skąd wyszłam? Dlaczego pierwsza myśl po przebudzeniu to swoisty rachunek sumienia czy wszystko zrobiłam tak jak powinnam, najlepiej, najbardziej oddanie, czy może mogłam oddać się więcej, mocniej, pełniej? Dlaczego nawet będąc 400 km stąd mam ochotę zadzwonić do szpitala z pytaniem jak potoczyły się losy tej lub innej kobiety? Dlaczego w moim życiu codziennym, tym poza pracą i obowiązkami z nią związanymi, wciąż gdzieś w tle mam losy kobiet, sprawiające iż moje serce bije w ciągłej gotowości do pomocy im? 

Być może to dlatego, że wychodząc z pracy nie zamykam jakiegoś rozpoczętego rozdziału, do którego wrócę w niezmiennym stanie dnia następnego. Przeciwnie. Kiedy ja będę spała, moja praca wciąż będzie biegła naprzód w nieprzewidzianym tempie i kierunku, niezależnie od pory dnia, nocy czy czasu świątecznego. 

Być może to dlatego, że decyzje podjęte dziś mogą mieć tak wielki wpływ na losy świata w przyszłości. A szczególnie decyzje towarzyszące pojawieniu się na tym oto świecie nowego życia. Czynności przeze mnie wykonane, słowa wypowiedziane przez mnie, czy choćby spojrzenie z pewnością odnajdą swe konsekwencje w każdej kolejnej minucie, godzinie, wieczności.

Kobiety.  Praca z ludźmi. Towarzyszenie w tak ważnym momencie w życiu każdego człowieka. 

Być może powodem jest tajemnica tlącego się w nich życia. Tego, że opiekując się dwudziestoma kobietami, tak naprawdę troszczę się o czterdzieści, a czasem czterdzieści jeden osób. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz