czwartek, 26 maja 2011

Piję zieloną herbatę. Rozmawiam z mamą. Trochę płaczę. Uświadamiam sobie moją małość. Uświadamiam sobie wszechmoc Boga. Jestem spokojniejsza. Ciężki czas. Zawsze jest ciężki czas. Trzeba po prostu do niego odpowiednio podejść. Zjeść jakąś czekoladę. Powstrzymać się od jej zjedzenia. I pójść dalej. Przed siebie. Mając wyższe cele. Zapominając o ludziach traktujących mnie niesprawiedliwie, z góry, bezpodstawnie, źle. Iść sobie spokojnie. Ciesząc się słońcem i deszczem, życiodajną wodą. Odnaleźć w sobie na tyle siły, aby wypełniać zadania jakie stawia przede mną każdy kolejny dzień. Poradzić sobie z czymś z czym ciężko jest sobie poradzić.  Znaleźć czas na dobrą książkę. Zmniejszyć tą pieprzoną odległość między nami. Usiąść po prostu przed telewizorem w domu. Własnym domu, w którym ktoś mnie chce, a nie takim udawanym mieszkaniu, w którym czuje się jak intruz. Cieszyć się tą czwórką ludzi z mojego pulpitu, którzy są dla mnie darem z nieba. I iść sobie spokojnie dalej. Z Hanią na spacer. Zapomnieć o troskach. Opiekować się nią po prostu. Znów trochę płaczę.

środa, 25 maja 2011

Ona chyba jednak świętą była.

Rouen

drwale narąbali drzewa
chłopi ułożyli w stos
strażnicy wbili pal na środku
służący utkali linę
kat zapalił pochodnię
czekają

w kościele przed ołtarzem
kardynał na klęczniku

w celi przed zakratowanym oknem
Ona na kamieniach klęczy

za chwilę
wyprowadzą Ją na plac
i w imię Jezusa Chrystusa
zabiją

kardynał rozgrzeszy wszystkich obecnych
w imię Jezusa Chrystusa
dokona samosądu

z nienawiści
z zemsty
ze strachu może też

a jak już ich wszystkich na świecie nie będzie
ktoś nagle powie:
„Ona chyba jednak świętą była!”



Agata Linek


Jest to wiersz poetki ze Stalowej Woli, której drogi, tak jak moje, z tego miasta powiodły do Krakowa. Natknęłam się na niego kiedyś, przypadkiem pewnie. Spodobał mi się. 
Dobitne słowa, które znajdują się w ostatnim wersie, często wracają do moich myśli uświadomionych. 
Jak często zdarza się, że drwale bezmyślnie rąbią drzewa, chłopi ślepo za nimi układają stos, reszta czeka...

wtorek, 24 maja 2011

Słucham sobie violin girl...

... i tak myślę, przy dźwiękach tej muzyki, kto tak naprawdę w tym życiu, mym życiu ma prawo do wyznaczania norm, stawiania poprzeczek, dźwigania ich do góry, i na palcach jeszcze wyżej i wyżej.
Dla kogo robię to wszytko co robię?
Dla kogo wstaję wcześnie, by późno położyć się spać.
To wszytko tylko dla tego, kto będzie potrafił docenić zwycięstwo i znieść porażkę.
To wszytko dla tego, kto czuje dokładnie to co ja, kto patrzy na świat moimi brązowymi oczami, kogo usta układają się w mój uśmiech, kto roni łzy idealnie tak słone jak moje...
To wszytko dla tej właśnie osoby, która posiądzie  to wszytko na własność. Na wyłączność to wszystko jest jej, aby mogła ofiarować to komu tylko zechce.
Zadedykować każdy ze swoich uśmiechów.


Pamiętając o swej maleńkości wobec mocy niepojętych.

Przed Państwem http://www.youtube.com/watch?v=BMnU8WUtUC4

sobota, 21 maja 2011

Hey

Zapamiętać chcę sposób w jaki mówiła z wielkiej sceny: "Dziękujemy Wam. Naprawdę."
Pięknie to mówiła.
A basy pomagały bić memu sercu.

piątek, 20 maja 2011

Granatowe niebo. Lubię kolor granatowy.

Burza.
Grzmi. Błyska.
Granatowe niebo stanowi teraz tło dla tego co przede mną. Dla mojego komputera- obecnego narzędzia mojej pracy. Dla lampki nocnej w kolorze białym. Dla dwóch białych kubków z białymi łyżeczkami, z porcelany. Dla pojemników wypełnionych po brzegi długopisami. Dla czerwonej kartki z czerwonym, wyklejanym kryształkami, sercem. Granatowe niebo wypełnia  po ramy moje okno na świat. Burza. Straszy swym donośnym grzmieniem. Ja jednak nie zamykam okna. Straszy jasnymi gromami przeszywającymi niebo.

Ja jednak nie zamykam okna.

Muszę zaplanować sobie najbliższe dwa miesiące. Rozłożyć odpowiednio wszystkie obowiązki, na każdy z nich przeznaczając odpowiednią ilość czasu. Muszę... Chcę.

poniedziałek, 16 maja 2011

Kolejny punkt na mapie.

Poznań. Podróż ta została zaplanowana już pięc lat temu. Nadszedł na nią odpowiedni czas. Kupiłam bilet na pociąg do Poznania. Daleka podróż. Podróże kształcą. Obserwacje ludzi i osobowości podczas tych kilku godzin spędzonych w pociągu.Gdybym więcej podróżowała pociągiem, napisałabym książkę z pozycji jednego z pasażerów przedziału ośmio osobowego. Podróż. Poznań główny, jej celem. Nie. To tylko miejsce, w którym od pięciu lat mieszka cel mej podróży. Na dworcu ramiona osoby, z którą dawniej spędzałam tak wiele czasu, dziś zabranego nam przez tysiące kilometrów. Chłonęłam to miasto idąc jego ulicami, jadąc tramwajem, zwiedzając, obserwując, słuchając, wznosząc głowę w górę. Kolejny punkt na mapie. Kolejna pamiątka z podróży. Piękny rynek, w stylu całkiem odmiennym niż ten krakowski. Tak piszę tu, chociaż prawdę mówiąc nie mam o tym profesjonalnego pojęcia. Najbardziej urocze wydały mi się wąskie, kolorowe kamieniczki stojące na środku tego rynku. Nie mogłam się oprzeć i wybrałam sobie jedną z nich, na moją własną. A. została moją sąsiadką, lub ja jej. Na rynku to, na co czekałam od dawna. Koziołki. I grupowe: "Ach...", wypowiedziane na nieistniejące trzy, cztery. Bodły się koziołki. Następnie kramiki, stragany, pierścionki, kolczyki, karteczki, breloczki... Poznań. Stary Marych, postac stworzona podczas audycji radiowych. Bamberka, która do końca życia będzie mi się myliła z bawarką. Rogaliki marcińskie, coś tak pysznego, że nie warto opisywać, natomiast bez wątpienia warto zjeść na przekór własnym postanowieniom. Malta i tory oraz okazałe podia. Stary browar i jego niezwykle klimatyczny wygląd zarówno zewnętrzny jak i wewnętrzny. (...) To tylko materialne ramy tego co tworzyło moją podróż do Poznania. Powrót do naszych dawnych razem spędzanych dni, do naszego szczęścia przyciągania ludzi dziwnych, do wspólnego przemierzania wielkich miast, do wspomnień przywróconych poprzez obraz z czerwonym winem w tle.
Zaznaczam kolejny punkt na mapie.
Dziękuję za ten piękny zanik kilometrów.

poniedziałek, 9 maja 2011

"Chodźcie zwłaszcza wy ludkowie."

Każdego dnia mojego życia uczę się czegoś nowego. Wciąż jeszcze wiele mi brakuje. Wiem to. Taka długa lekcja życia. Dzień upływa za dniem. Spisuje, krótkie sporawozdania o każdym z nich, robiąc codzienny, lub obejmujący kilka dni wstecz, rachunek sumienia. Moje życie. Przemyślenia zajmujące moją głowę, targające duszą i kształtujące spojrzenie na świat zmieniają się zależnie od ilości słońca na niebie, pory dnia, ulotnej chwili. Mocny wiatr daje nadzieję, innym razem zabiera ją całkiem. Dobrze to, czy źle? Coś co wydaje się ważnym celem, po chwili staje się błahe i tak niewiele warte.Wciąż utrzymuję, że zbyt wiele rzeczy niepojętych dla nas na tym świecie. Po co wiec zbytnio się w nie zagłębiac? Walka z wiatrakami. A może wiatraki to kwiaty kwitnące na pięknej łące? Jak to Hania kiedyś powiedziała, że życie to puzzle. To chyba tyle.
I zastanawiam się kim ja właściwe jestem?
Tylko niebieski dach nieba daje mi wciąż poczucie wiecznego bezpieczeństwa.

http://www.youtube.com/watch?v=MvEKc7zy3Fc&feature=related

Haftowałam zakładki do książek, dla tych moich dwóch lustrzanych odbic.

Co innego pacha nas do przodu jeśli nie wyzwania?

"Jakie słowa ukołyszą moją duszę, moja przyszłośc..."


Czuje ten wiatru pęd...

piątek, 6 maja 2011

Dedykuję ją Eli.

I wysyłam wszystkie ciepłe myśli w podziękowaniu za znalezienie, nie odnalezionej piosenki. Za umiejętność chodzenia zawiłymi ścieżkami mojego myślenia.
Darling, darling ...

czwartek, 5 maja 2011

Kolejny wieczór. Kolejna książka.
Nie. Nie przeczytałam jej od wczoraj. Raczej od wakacji po pierwszym roku.
Dostrzegłam ją u mojej towarzyszki praktyk, podczas odbywania ich na sali porodowej. Z powodu braku własnej książki przeczytałam fragment tej. I tak od tamych wakacji sięgałam po nią niejednokrotnie, dziś wieczorem kończąc na 323 stronie.

"Coma"  Robin Cook, 1977 r.

środa, 4 maja 2011

93 strony.

Monika Szwaja "Nie dla mięczaków."
Warszawa 2011.
Jeśli miałabym uzasadnic wybór książki, nie okaże się on chyba zbyt interesujący. Kupując wiersze dla dzieci, w jakże pięknie ilustrowanym wydaniu, dostałam ją w prezencie z okazji 'Światowego Tygodnia Książki 2011'. Prezentodawcą był empik. Niemniej jednak podarunek ten, wyciągnięty spod lady, przyniósł mi wiele szczęścia. Od jakiegoś czasu, mam bowiem w głowie, projekt tworzenia własnej biblioteczki. Mój księgozbiór składa się obecnie w większości z książek o tematyce położniczej, co jednak z upływem czasu postaram się zmienic.
Wciąż, na przekór moim planom, uwielbiam pożółkłe kartki bibliotecznych książek. Historie ludzi, którzy ją czytali, łączące się w jedność nadającą tym książkom coraz większe znaczenie. Uwielbienie to stanowi biegun przeciwny.
Cieszę się, że autorką tej książki była kobieta. Kolejna kobieta wśród autorów. Kobiety czyta się całkiem inaczej niż mężczyzn. Czy tylko ja zauważam tę różnicę? Nie oceniam tu wartości słowa pisanego przez która kolwiek z płci. Po prostu zauważam różnicę.
Jestem kobietą.
Chciałam tu sobie jeszcze napisać, że była to pierwsza książką zakładana moją zamówioną metalową zakładką, a w związku z napisaniem tego co miało byc napisane, wkrótce sama byc może stworzę zakładkę z zielonego materiału, który dostałam od babci.




" Pamiętaj, gdybyś chciał pogadać z kimś niezaangażowanym, zawsze możesz do mnie zadzwonić."
 Nie dla mięczaków. Monika Szwaja  

" Gdyby zmieniła zdanie, pokój  byłby potrzebny jako jej gabinet, pracownia, świątyńka dumania czy cokolwiek."
Nie dla mięczaków. Monika Szwaja

Spacerując z T. uliczkami starego miasta natrafiliśmy na targ starych książek. Od razu do głowy przyszło mi jedno, jedyne pytanie: Czy ma Pan "Szachistę" Łysiaka? Opowiedział, że tak, ma, w bardzo dobrym stanie. Kupiłam ją za jakieś grosze, ciesząc się cennym dla mnie nabytkiem, z pożółkłymi kartkami, w niesamowicie dobrym stanie.