wtorek, 15 marca 2011

Zapatrzona.

Ostatnio czesto mój wzrok podczas jazdy tramwajem, tam lub wracając, przykuwały obrazy wyświetlające się na szklanym ekranie zawieszonym u sufitu. O ile tramwaj ma sufit. Nie istotne. Umieszczam tu jeden z nich. Nie wyświetlający się podczas moich podróży, ale namalowany przez tego samego artystę. Doceniając jego talent zachęcam do obejrzenia pozostałych. Wybrałam ten ze zwzględu na zmagania kobiety. Moje życie obecnie też polega na zmaganiach. Ku szczytom. Oczywiście. Poza 12 godzinnymi częściami mojego życia, o których wspominam nie raz, spędzonymi na sali porodowej walcze każdego dnia z moją pracą. A może raczej o moją pracę licencjacką. Sala porodowa przynosi mi tyle szczęścia co nowe życie i tyle nieszczęścia co robienie czynności zbędnych. Pozostajemy bez wpływu na to. Porzuciłam już oglądanie seriali. Nie zabrałam się jeszcze za czytanie książek nie mających związku z położnictwem. Wciąż plącze się po Krakowie załatwiając niezbędne sprawy zajmujące cenne godziny. Zazwyczaj towarzyszy mi SDM. Dziś mój zielony towarzysz śpiewający mi cicho do ucha odmówił współpracy. W nagrode stojąc w zatłoczonym tramwaju, usłyszałam jeszcze ciszej znajomą mi melodię. I tak oto nieznajomy młody człowiek stojący ramię w ramię ze mną także słuchał starego dobrego... Wiosna śmielej rozgościła się w tym mieście, pozwalając na lekki ubiór. Niech tak zostanie. Tęsknię za domem. Głos mamy był dziś dla mnie ukojeniem.
Kobieta zmagająca się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz