wtorek, 26 kwietnia 2011

Może być bez tytułu.

Tak się złożyło, że jestem i patrzę.
Nade mną biały motyl trzepoce w powietrzu
skrzydełkami, co tylko do niego należą
i przelatuje mi przez ręce cień,
nie inny, nie niczyjkolwiek, tylko jego własny.

Na taki widok zawsze opuszcza mnie pewność,
że to co ważne
ważniejsze jest od nieważnego.

W. Szymborska.

wtorek, 19 kwietnia 2011

Stanowczo za mało.

Książka.

     Kiedy ostatnio wytężyłam swoją pamięc licząc książki jakie w życiu przeczytałam ze wstydem błagałam gdzieś podczas liczenia, aby w końcu zabrakło mi palców. I mimo, że nie brałam pod uwagę lektur. Mimo, że z czasem przypomniało mi się jeszcze kilka, które dołączają do tej listy, wciąż jest ich mało. Jak na uwielbienie czytania. Jak na 22 lata życia. Wypowiedziałam mój wiek. Wypisałam go. Przeraziłam się. Wracam do książek.
     Kiedy ostatnio przyjechałam na lotnisko jedynym nocnym busem, który wyjechał o 2:30, i uświadomiłam sobie, że lecę za 6 godzin - kupiłam książkę. Nie licząc moich położniczo- ginekologicznych książek to była pierwsza cywilna jaką sobie kupiłam. I nawet nie do końca sobie, bo też dla T. Dlaczego spośród tych nielicznych kupiłam właśnie tę? Może dla błyszczących liter na okładce, może dla nazwisk: Coben, King którymi podpisane zostało kilka słów, stawiających ją w jasnym świetle, może dlatego, że napisała ją kobieta.

Mroczny zakątek, Gillian Flynn.

Dziś wstałam wcześniej, żeby przeczytac jej ostatnie kartki, bo wciąż odciągała mnie od koniecznych teraz moich obowiązków pisania i pisania. Przeczytałam. Zakładając ją zakładką, otrzymaną od mamy, która jako jedyna wzięła udział w konkursie na zakładkę, kiedyś ogłoszonym przeze mnie.
Dziękuję za nią.

sobota, 16 kwietnia 2011

czwartek, 14 kwietnia 2011

"Zakaszlałam głośno tylko po to, żeby usłyszeć jakiś ludzki głos."
Mroczny zakątek. Gillian Flynn.

środa, 13 kwietnia 2011

Jechałam dziś, tramwajem o zielonych krzesłach.

    Poprzedniego dnia wypiłam dużo płynów, wstałam rano, zjadłam śniadanie, pojechałam do Instytutu, wypełniłam ankiete, nawet pobrali mi krew, aby oznaczyc poziom hemoglobiny, siedziałam w kolejce, podwinęłam rękaw i ... zostałam niezakwalifikowana z powodu zbyt niskiego ciśnienia krwi.



    Kiedy usłyszłam 'Kobiety górą'- uwierzyłam, że dziś mogę zrobic coś naprawdę dobrego. Trzecie podejście. Rzeczy, na które bardzo się czeka, czasem mogą się nie wydarzyc. Ale dziś, pomyśłałam- uda się. Tu przecież chodzi o życie ludzkie, a nie o moje własne szczęście. Uda się na pewno. Byłam taka szczęśliwa. Dumna jak dziecko,które pierwszy raz może samo pojechac gdzieś autobusem. Przynajmniej moje wyobrażenie o takim dziecku. 'Kobiety górą.' Ile mocy miało w sobie to zdanie.Wszytko wyglądało tak jak miało wyglądac. Odczekałam pół roku, poprzedniego dnia wypiłam dużo płynów, wstałam rano, zjadłam śniadanie, pojechałam do Instytutu, wypełniłam ankiete, nawet pobrali mi krew, aby oznaczyc poziom hemoglobiny, siedziałam w kolejce, podwinęłam rękaw i ... zostałam niezakwalifikowana z powodu zbyt niskiego ciśnienia krwi.
Kiedy siedziałam wraz z innymi, czekając na nabranie sił przez kobiety, którym towarzyszyłam, Pani zajmująca się robieniem kawy dla tych bohaterów zaproponowała, że mi też zrobi, żebym nie siedziała taka smutna. Chwilkę później jeden z mężczyzn, popijających tak jak my kawę z plastikowego kubeczka położył przede mną stos czekolad mówiąc- To dla Pani. Prosze je zabrac inaczej będę musiał je wyrzucic. Po tym, jakże miłym geście, kobieta robiąca kawę podsumowała mnie mówiac: No to widzi Pani, prawie wszytko już Pani ma. Stanowczo zaprzeczyłam, zdziwiona podejrzeniem o taki płytki motyw oddania 450 ml siebie.


"Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest;
nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi" 
Jan Paweł II

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

'Przestawiam zegarki.'

Nie potrafię zrobić nic produktywnego. Siedzę godzinami bezczynnie szukając coraz to nowszych, pilnych zajęc takich jak zaparzenie kawy, wykonanie kolejnego telefonu, obejrzenie galerii obrazów. Ciąży nade mną obowiązek napisania kilkudziesięciu stron zwartego, logicznego tekstu, do którego na dodatek muszę byc tak święcie przekonana, że będę w stanie go obronic. Zegar tyka. Oszukuję czas. Przestawiam zegarki. Dni jednak płyną nieubłaganie. Nie potrafię kompletnie zorganizowac sobie czasu. Nawet skrupulatne pisanie dziennika, w bordowej okładce, który miał patrzeć na mnie z góry, nie pomaga. Miał byc moim codziennym rachunkiem sumienia. Posumowaniem dnia. Jest, a mimo to czas wciąż ucieka mi przez palce nie wiadomo kiedy. I już za oknem latarnia musi oświetlac ciemność nocy, już zegarek zaczyna swój cykl od zera na początku, już Kopciuszek dawno uciekł z balu... Praca. Praktyki zawodowe, aby wszytko było nazwane zgodnie z prawdą, nie daje mi satysfakcji, która nadała by sens dniom spędzanym w mieście z dala od rodziny. Chciałam przez to powiedzieć, że tęsknie za domem, i że na horyzoncie malują mi się same trudności związane z wygospodarowaniem czasu na drogę do jedynego, prawdziwego, mojego domu. Czytanie książek, które zawsze kochałam, choc z powodu mojego grzesznie wolnego czytania, praktykowałam od święta, teraz pochłania mnie zupełnie. Wciąż nie mogę, tak jak większość przykładnych mieszkańców Krakowa, czytac w tramwaju, co bardzo utrudnia całą sprawę. Ona czyta już 68. książę, ja wciąż tę samą. Bo nie jestem Krakowianką. Przestałam też słuchac muzyki jadąc tramwajem, tramwajami. Wsłuchuje się w muzykę tworzoną dźwiękami miasta. Wyobrażam sobie postac Augusta Rush'a. Jak dobrze, że D. nagrała mi kilka filmów nakręconych w domu, które mogę oglądac godzinami słuchając jak Hania mówi wierszyk na dzień babci: "Dziękuje".
Jestem tu sama.
Dlaczego?
W jakimś celu.

niedziela, 10 kwietnia 2011

sobota, 9 kwietnia 2011

Ratuj mnie.

Myśl.

Cytat z dnia dzisiejszego. Wypowiedziany przy okazji zakupu wyjątkowej zakładki do książki. Następnie przytoczony, wyrwany z kontekstu, ubrany w inne wyrazy oddające tę samą myśl.
Wraz z podkładem muzycznym.


"Jeśli masz w sobie piękno, to nie perły i rembrant."



Muszę to napisać.

Na trójkącie bermudzkim wieje niemiłosiernie.
Zawsze.
I jeszcze ta droga pod górkę.

Czarne chmury zbierają się nad miastem.

piątek, 8 kwietnia 2011

Na niebie.

Na niebie koloru, który nie został nazwany od początku dziejów tego świata, fruwa kremowy gołąbek. Z deszczu pereł została tylko jedna. Deszcz pada tylko podczas specjalnych okazji przybierając niezwykłe formy i kształty, kolory i odcienie. Inna z kropli tego deszczu zastygła na zawsze przeobrażając się w kryształ. Bliżej serca, na tle tego samego koloru dwa symbole miłości. Jeden z nich zwieńcza to miejsce od sześciu lat. Znalazł się w nim dzięki niezwykłej przyjaźńi i pytania zadanego w liście. O tej porze roku, którą teraz mamy znalazł tak mocne fundamenty iż niezmiennie od tylu lat chroni ten niezwykły świat, który go otacza. Wraz z nim trzy słońca rozświetlają życie. Przyjaźń, z granatową łezką szczęścia. Miłośc dwóch dusz splecionych w jednośc. Drugi z symboli miłości wraz z inną symboliką skrywają w sobie tę wiarę. Sznurek z trzema węzełkami, a każdy z nich ma swe tajemne znaczenie. Gdzieś powyżej, na tym samym niebie znów lata gołąbek. Z drewna tym razem, usiał na jednym z węzełków i patrzy na świat z wysoka.
A ziemia pod stopami tego nieba, w kolorze nienazwanym, cicho żyje w rytmie bicia serca.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Teatr.

Wiadomość o zmianie planów. Zamiast spaceru nad Wisłą. Bilety do teatru. Czy może być coś bardziej wyjątkowego? Niespodziewanie spełnia się marzenie, od dawna nie spełnione z wielu zawikłanych powodów. Plakaty obwieszczające światu o licznych spektaklach, przedstawieniach i innych wydarzeniach kulturalnych– na każdym rogu ulicy. Teatr. Najdostojniejszy w tym mieście. Teatr, ludzie w eleganckich strojach, bogate zdobienia, wielka scena, czerwone materiały, brawa, gongi, ciężka kurtyna. Podekscytowanie. Kremowa sukienka z granatowym haftem, powiewa na wietrze, który wzbudziłby niepokój u niejednego żeglarza. Buty w kolorze haftu. I torebka, konieczna podczas wyjścia do teatru, o czym nauczyła mnie pewna Pani, gdy miałam zaledwie 11 lat. Spotkanie przed gmachem swą architekturą zdobiącym to miasto. Towarzystwo pięknych Pań. Loża o numerze 12. Sala wzbudzająca zachwyt.

Sztuka zatytułowana: "Iwona, Księżniczka Burgunda", napisana w 1935 r. przez W. Gombrowicza. Przedstawiona przez aktorów Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, którzy odebrali należące się im liczne brawa.
Sztuka dająca wiele do myślenia i pozwalająca na szaleństwa w sferze jej interpretacji i rozważań.

A co zadziwiające było w tym oto przedstawieniu to kolor włosów bohaterki, wyróżniający się na tle czarno białych scen.

Dziękuję J. za ten wspaniały wieczór. Dziękuję M. za bilety do teatru. Dziękuję pięknym Paniom za towarzystwo.

wtorek, 5 kwietnia 2011

Myślę, że powinnam napisac o doświadczeniach, których nidzie, w żadnym innym miejscu nie zdobędę. O sytuacjach, w których już nigdy się nie znajdę. O tym co wzbudza we mnie uczucia, które każą zwrócic większą uwagę na każde słowo, gest, zachowanie. O ludziach tak bardzo dalekich od tego co uważamy za normę.
Kim my, wytyczający te normy, jesteśmy? Spoglądamy na siebie znacząco widząc, jak oni zapominają o szacunku.
Boję się. Często boję się tego wielkiego zagubienia. Odejścia od rzeczywistości. Przekonania do tego co się mówi, myśli, wie. Przekonania do rzeczy tak mocno odbiegających od realności. Osamotnienia. Braku krytycyzmu. Młodego wieku wielu z nich. Zmiejszenia wartości człowieka. Zamknięcia.
Coś co wczoraj wydawało mi się niesamowite, dziś przeraża swą realnością.
Poraz pierwszy w życiu widziałam dziś.
Każde spostrzeżenie uważam jako cenne i zapamiętuję je, aby móc byc może lepiej zrozumiec cokolwiek. Dostrzec coś. Byc uważną. Wiedziec.
Wróciłam. Znów. I będę tam znów. Tu będziemy też. I tyle jeszcze miejsc na tej ziemi...

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Niesamowite

Niesamowite podobieństwo w każdym aspekcie tego wydarzenia.
A. Jolie w filmie "Ostatnia lekcja muzyki" i dzisiejsza biała królowa.