środa, 23 kwietnia 2014

I. awansowała. Kupiłyśmy jej książkę o idealnie dopasowanym tytule "Jesteś cudem", by zmieniając piętro pamiętała o swojej wartości, z jaką to wypuszczamy ją z naszych objęć. Poszłyśmy coś zjeść i na spacer z okazji pięknego ciepłego wieczoru po burzliwym dniu. Spacer nad wodę i wodospad sprawia, że życie jest piękne. 

Drzewa

Mam w Opolu swoje trzy ulubione drzewa. Jedno stoi na samym środku miasta, blisko kamiennego ronda, blisko rynku i deptaka, obok uroczej fontanny z mozaiki i stoiska dla rowerów miejskich. Platan, ogromny platan stojący tam od zawsze zapewne. Jest piękny i dostojny, na swoim miejscu po prostu wrośnięty korzeniami głęboko w opolską ziemię. Drugie drzewo rośnie obok szkoły rodzenia. Schowane gdzieś przy parkingu szpitalnym, w miejscu, które mogę podziwiać z okien mojej pracy. Kwitnie w środku miasta na mocno i ciemno różowy kolor i tak zdobi widok z okien przynosząc na myśl nowe, rozkwitające życie, tak jak życia które rozkwitają w tym szpitalu nieustannie. Kolejne rośnie przy ul. Ozimskiej, zaraz obok budynku uniwersytetu. Jest jasno różowe, a może trochę brzoskwiniowe i mówię tu o kolorze, a jego kwiaty długo kwitnące są większe i bardziej nietypowe niż większość kwiatów na drzewach kwitnących. Drzewo to niskie jest i rozłożyste tworząc jedyny w swoim rodzaju parasol rozłożony nawet gdy nie pada deszcz. Oto trzy moje wybrane drzewa w Opolu. 
Piękno tego miasta zaczęło rozkwitać już kilka tygodni temu. Powoli i nieśmiało ukazując nowe i coraz śmielsze kolory. Z każdym dniem jest jednak coraz piękniej. Trawa zielenieje, jakby zakończenie postu dało jej jakieś ciche pozwolenie na to by radować ludzi. Ptaki zaczęły śpiewać i wypełniają teraz mój pokój swym śpiewem przez otwarte drzwi balkonowe. 
Słucham ostatnio muzykę, którą tworzy Ed Sheeran. I. ukazała mi piękno jego twórczości. I coś co pochłonęło mnie zupełnie, wplatając w słowa i melodię całe moje obecne życie i uczucia "Wayfaring stranger". Tęsknię już za domem. Potrzebuję go. Potrzebuję mojej rodziny. Miłość - cały sens życia. 

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Życie

Życie jest drogą prowadzącą do śmierci. Śmierć jest bramą do życia. Święta mijają. Po raz pierwszy spędziłam je poza domem. Poza rodziną. Życzliwi ludzie nie pozwolili mi zostać samej. To piękne i dobre. Nic jednak nie zastąpi domu, własnego i jedynego, nic nie zastąpi rodziny, każdego z osobna w niej. Nikt. Nie byłam sama. Jak przystało na święta piekłam placki i robiłam sałatki, pracowałam w kuchni w fartuszku i choć nie była to moja kuchnia to pełna wdzięczności jestem za tę pomoc w niejednym tego słowa znaczeniu. Wiele czasu spędziłam w pracy. Tym oto charakteryzuje się życie dorosłe. Pracą w święta,w dzień i w nocy, 400 km od domu, gdy wszyscy inny gromadzą się w nim przy jednym stole. Dnie spędzałyśmy z A. w szpitalu, wieczory w kościele. Tak jak przystało na Święta przystroiłyśmy koszyczek, który jednak nie został uświęcony wodą, zjadłyśmy śniadanie wielkanocne. A. zabrała mnie do swojego rodzinnego domu, gdzie był stół i jej rodzina i gdzie mogliśmy razem przy nim usiąść. 

Są różne lata życia i jest różne przeżywanie świąt, są różne miasta i domy na świecie, są różne kościoły w których można się modlić, różne okoliczności jedzenia śniadania wielkanocnego, ale to co jest w tym wszystkim najważniejsze Bóg jest jeden, ponad tym wszystkim ten sam. 

środa, 16 kwietnia 2014

Życie

To życie nie jest udawane. Żyję i oddycham na prawdę, moje serce na prawdę bije, z jednej strony tak przyziemnie tłocząc krew do każdej najmniejszej części mojego ciała, z drugiej zaś kryjąc w sobie pokłady miłości. To, życie mimo, że złożone z ulotnych chwil, z poczucia życia na odwiecznym wyjeździe, z mieszkania w pokoju hotelowym z odwieczną tęsknotą do prawdziwego domu, mimo to jest prawdziwe. Wszystkie uczucia, emocje, tęsknoty, szczęścia i zawody, to wszystko nadaje mu prawdziwości tu i teraz, jednocześnie rozciągając sens życia na wieczność. 

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Czas przedświąteczny.

Święta niedługo. A powinny trwać od ponad dwóch tysięcy lat. Zasadziłam rzeżuchę w małej szklarni i czekam na pierwsze kiełkujące rośliny. Kupiłam małego baranka, trochę przypominającego tego z Małego Księcia. Kilka malowanych, nieprawdziwych pisanek, by było widać w hotelowym mieszkaniu, że święta niedługo. Kupiłam też standardowe opierzone małe kurczaczki z oczkami z koralików i nóżkami z drutu. Do niczego nie pasują. Staram się. A i tak cały niemalże czas świąteczny spędzę w pracy. Jeśli nie w pracy, to w domach życzliwych ludzi. Nie tu, w hotelu. Ale niech hotel, któremu przydzielono na ten czas rolę mego domu, choć trochę odzwierciedla urok domu w Stalowej W., który to zawsze pełen jest wyjątkowości. 

czwartek, 10 kwietnia 2014

Mam wrażenie jakbym nie wychodziła ze szpitala. Ostatnimi czasy. A wyrabiam jeden klasyczny szpitalny etat.
Zbliżają się święta. Nie pojadę na wschód. Wyczekam zmartwychwstanie w tym dalekim kraju. Świętując, tak czy inaczej, w końcu to święto dotyczy losów całego świata od wschodu po zachód, z północy na południe. Muszę tylko moje serce i otoczenie przygotować na ten czas.


poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rower

Lubię jeździć na rowerze. Pochodzę z miasta zwanego kiedyś miastem rowerów. Dziś już chyba nie. Nie mam tu własnego, ale na szczęście Opole jest jednym z miast posiadających rowery miejskie. Stoją na rogach ulic w niebieskich szeregach czekając pokornie na rozkazy. Pojechałyśmy z A. na wycieczkę po wyspie. Wyspa cudowna. Brakuje słów by opisać, brakuje aparatu by sfotografować. Kupię sobie aparat, skoro rower mogę wypożyczać. Zieleń powoli zalewająca tę okoloną rzeką przestrzeń jest niezwykle żywa o tej porze roku. Kwiaty kwitnące, ukazujące swoje pierwsze kolory zachwycają swoim pięknem, z natury pięknym, po prostu stworzonym. Ludzie spacerujący, i korzystający z błękitu nieba są zwieńczeniem obrazka. A my przemierzałyśmy ścieżki wyspy poznając ją z pozycji rowerzysty. Śpiew ptaków, kaczki na stawie. Drewniane molo. Kiedyś to sfotografuje. Kiedyś to spamiętam na zdjęciach, bo pamięć zawodzi. 

środa, 2 kwietnia 2014

Znów poszłyśmy do kina. Tym razem w większym gronie. Tym razem sala była pełna. Znów podziwiałyśmy nie widząc. Znów oglądałyśmy wspaniały film, tym razem oparty na prawdziwej historii. Znów wyszłyśmy z kina tylnym wyjściem. Znów serce moje tęskni za nieskończonością.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Jak wygląda życie? A jak powinno wyglądać? Szczęście, nieszczęście, radość i wściekłość przeplatają się wzajemnie tworząc kolorowy krajobraz. Wszystko mnie boli. Wczoraj jeszcze się tego nie spodziewałam, ale dziś już boli. A najbardziej boli serce. I spacer nie pomógł. Na chwilę pomogła wizyta w kinie "Meduza" choć nie obejrzałam żadnego filmu. Spotkałam tam ludzi szczęśliwych i kulturalnych. To pomogło. Na chwilę. 
Po dłuższej chwili nieobecności wracam dziś do pracy. Z rozbitym sercem i myślami, które to wczoraj już zaczęły rozbijać się po mojej głowie szukając właściwego w niej miejsca. Nie znalazły. Życie.