sobota, 31 marca 2012

Zofia Nałkowska i jej mężczyźni. Kto ją zniewalał?

"Człowiek najbliższy - gdy chwytałam się brzegu tonąc - grubymi butami deptał mi po palcach". Zdradzał ją.


"Myślę, że tylko kochając, widzimy człowieka takim, jakim jest naprawdę, w pięknie jego najwyższych możliwości. Że zaślepienie jest najlepszym widzeniem".



Przeczytałam artykuł o kobiecie. Wielkiej pisarce. I odniosłam smutne wrażenie. Jak potęga intelektu może wywieść w miejsca, gdzie odnalezienie szczęścia wydaje się być niemożliwe. Jak inteligencja i przenikliwość świata, życia, ludzi może kształtować wymagania, które przecież wciąż rosną i dają uczucie ciągłego niedosytu. A ten znów, mam wrażenie, może człowieka zgubić podczas ciągłego poszukiwania i wiecznego niezaspokojenia. 

czwartek, 29 marca 2012

Stworzenie

Doświadczyłam pięknej rzeczy. Wyjechałam poza Kraków. W miejsce tak mało zmienione przez ludzi. W miejsce, któremu my ludzie nie zdążyliśmy jeszcze odebrać każdego kawałka natury, przykrywając ją ulicami, chodnikami, parkingami, budynkami. Byłam w górach. Wspięłam się na jedną z nich. U mych stóp, w dole leżała wioska, pokornie zajmująca małą przestrzeń. Dookoła mnie znajdowały się zdumiewające krajobrazy. Kiedy tak patrzyłam na pagórki i góry malowane lekką ręką Boga, która nie miała ani chwili wahania przy ich stworzeniu, naszła mnie pewna myśl. W Boga nie da się nie wierzyć. Ujrzałam jak piękne są jego dzieła, jak napawają zachwytem, dając szczęście z samego faktu istnienia. Jak precyzyjne i idealne. Wyobraziłam sobie jak Jego ręka, po lekkim namyśle, każe stać się tym ogromnym górom, zielonym lasom, łąkom. Zachwycona stworzeniem spojrzałam w dół. U stóp tych cudów natury zobaczyłam domy, wybudowane przez ludzi. Zdobycze ludzkości, dorobek życia, ba pokoleń. Zobaczyłam i śmieszne wydały mi się zmagania ludzkie w dorównaniu Bogu. Osobiste wieże babel. Śmieszne wydały mi się wkopane na dwa może trzy metry fundamenty. Tak mało stabilne wobec mocy jaką kryły w sobie góry, spokojnie stojące nad nimi. Nie ubiegające się o szacunek, czy podziw, ale służące pokornie jako pastwiska dla owiec. 

środa, 28 marca 2012

Pilne.

Potrzebuję pilnie biurka, fotela, lampki, pojemnika na długopisy, notatnika i regału na książki.

czwartek, 22 marca 2012

"Ponieważ byłem jedynym chłopcem w rodzinie, a sam mam trzech synów, wiem jedno na temat chłopców: wszyscy rodzimy się z pustką w piersiach wielkości taty. Nasi ojcowie albo ją wypełniają, albo w miarę dorastania czujemy tę pustkę coraz bardziej i próbujemy ją czymś zaleczyć."

Mój zwyczaj czytania kilku książek w jednym czasie pozwolił mi na przeczytanie - W pogoni za świetlikami Charles Martin. Jest to książka opowiadająca o sile więzi łączącej mężczyzn, gdy jeden wychowuje drugiego. O potrzebie syna dotyczącej posiadania ojca, oraz o wielkim szczęściu i spełnieniu jakie daje mężczyźnie posiadanie syna.

środa, 21 marca 2012

Książka zadana.

Kolejną zadaną książką jaką udało mi się przeczytać, a zdobycie ich jest nie koniecznie proste, jest Piąte dziecko Lessing Doris. Jest to jedna z najbardziej wyjątkowych książek jakie dotąd przeczytałam. W życiu.  Słowo wyjątkowy nie jest tu zabarwione pozytywnie ani negatywnie. Wciąż zastanawiam się dlaczego, a odpowiedź wcale nie jest taka oczywista. Cały tekst, choć opisuje kilkanaście obfitych w wydarzenia lat pewnej rodziny, wydaję się być jednocześnie powściągliwy. Konkretny przebieg wydarzeń, konkretna kolej rzeczy, konkretne problemy. Niecodzienne wręcz wyjątkowe, w specyficznym tego słowa znaczeniu, ale konkretne w opisie. Pory roku mijają jedna za drugą na przebiegu jednej strony. Ciąża trwająca dziewięć miesięcy skraca się do kilku wyrazów i nim się obejrzymy kobieta jest już w kolejnej. Książka ta poruszyła pewne nieuświadomione przeze mnie sprawy, które od dawna domagały się zajęcia mych myśli. Tematyka  dotyczy życia kobiety, jej przemyśleń, uczuć, roli i całej egzystencji, co oznacza, że mnie dotyka podwójnie. Jako kobiety i jako położnej czyli tej, która przy kobiecie jest. Byłabym ignorantką pisząc, iż opowiada ona tylko o kobiecie bo tak nie jest. Ten aspekt jednak szczególnie mnie poruszył. Popchnął me myśli na głębokie wody. Całość tekstu pokazuje szeroko rozumiane życie rodzinne. 
Nie chciałabym nigdy nikomu polecać tej książki opisując słowami dobra, ciekawa, zaskakująca, interesująca, poruszająca. Mogłyby one w pełni ją odzwierciedlać i równie bardzo rozczarować. Poleciłabym ją. Krótko. 
Zawsze pisząc o książkach zmagam się z tendencją do ujawniania jej treści. Staram się wyrazić emocje, nie zaś tekst, który każdy kto zechce, sam powinien odczytać i zinterpretować. Jeśli jednak zboczę z wyznaczonej sobie ścieżki, zrobię to niespecjalnie. 

poniedziałek, 19 marca 2012

Myślę, że trochę zaniedbałam me postanowienie. Nie w samym wypełnianiu, ale zliczaniu. To chyba dobrze świadczy o całym przedsięwzięciu.
12 h

Ziemia obiecana.

Wciąż szukam piękna. Oglądam krajobrazy, wzdychając nad każdym kolejnym, z coraz to większym zachwytem. Marzę o wyjazdach i zwiedzaniu całego świata. Neguje granice. Wszystko jest stworzone dla nas. Planuję miejsca, do których chcę dotrzeć, dotknąć, doświadczyć. 
Nie doceniając tego co mam w zasięgu ręki. 
Dzięki zaproszeniu Z. znów odkryłam Kraków. Mieszkam tu od czterech lat. Często śmiem twierdzić, że rozłożystość mej uczelni zaprowadziła mnie w najdalsze zakamarki tego miasta. Mylę się. 
Pomnik mijany każdego dnia, mimo iż zwracał mą uwagę ku sobie niejednokrotnie, omijany był dość obojętnie. Na wzgórzu, pęknięte serce. Nic poza tym. Nie potrafiłabym powiedzieć co upamiętnia. Nie potrafiłabym powiedzieć co kryje w sobie to wzgórze. Z. wraz z dwójką niesamowitych ludzi zabrała mnie w miejsca, które na swój sposób zachwyciły mnie najbardziej z wszystkich dotąd widzianych miejsc w Krakowie. Pisze dotąd, bo biorąc pod uwagę mą, jak widać słabą, spostrzegawczość jeśli chodzi o najbliższe otoczenie, jeszcze niejednokrotnie mogę się zdziwić. Urok i piękno tego miejsca to tylko jedna strona całej opowieści jaką w sobie kryje. Powiedziałabym, że wręcz ostatnia kartka, a przed nią cała długa historia, która doprowadziła do wczoraj, do dnia 18. 03. 2012. Uwierzcie, historia ta ma kilkadziesiąt lat.  Zaledwie dowiedziałam się jaki tytuł został jej nadany, a już chcę dokładnie poznać każdy najmniejszy wyraz opisujący tę historię. 
Nadużyłam wyraz historia. I słusznie. 
Podczas tej jakże odkrywczej wyprawy, w nieodpowiednich butach, zdobyłam kopiec Kraka. 

piątek, 16 marca 2012

Spałam dziś do 12:56 dlatego nie mogę teraz zasnąć. Uniemożliwiło mi to także, zakosztowanie piękna wiosny, która właśnie wyprasza zimę na dobre oraz zjedzenie obiadu. Po południu, które nadeszło niespodziewanie szybko - wprawdzie wstając o 12:56 mogłam się tego spodziewać - wyszłam z mieszkania. Niebo było niebieskie, wiatr ciepły. Pojechałam tramwajem. Wysiadłam pod Teatrem Bagatela. Wraz z J. wybrałyśmy się na wykład do Auditorium Maximum. Wykład w ramach tygodnia mózgu, nosił tytuł: Neurobiologia behawioru seksualnego. Niebieskie krzesła zajęte co do jednego. Frekwencja podobno największa w dziejach tego wydarzenia. Wykład owocny, w pewien sposób wpleciony w mój zawód i medyczne wykształcenie jak najbardziej. Stamtąd przez rynek na ul. Dominikańską. Wysłuchałyśmy mądrych słów, by z przemyśleniami wyjść w noc. Wczoraj również wysiadłam na Placu Wszystkich Świętych by uczestniczyć w niezwykłym spotkaniu. Z kobietą ocaloną z piekła. Piękną młodą Polką opowiadającą o swoim życiu. Opowieść ta jakiś czas temu została przelana na papier i zatytułowana określeniem, którego użyłam. Książka stoi na mojej półce, w kolejce za zadanymi. Myślę, że to wszystko ma znaczenie. 
Odnalazłam chwilę odpoczynku w ciszy. 

Książka zadana.

Oskar i pani Róża Eric- Emmanuel Schmitt
Książkę tę dostałam już kilka lat temu. Przeczytałam ją wówczas. Wróciłam do niej w tym tygodniu, czytając po raz kolejny. Opowiada ona o ostatnich dniach życia pewnego chłopca, który z pomocą pani Róży wypracowuje sobie pewien sposób interpretacji tych chwil. Jego życie ograniczone do oddziału szpitalnego odzwierciedla w rozważaniach dziesiątki lat życia każdego z nas. Książka ta zawarta została na niewielu stronach, które być może idealnie odzwierciedlają czas i kruchość stanowiące życie głównego bohater, pokazując jednocześnie, że każdy dzień ma wielkie znaczenie.

Kalejdoskop.

Kupiłam H. na urodziny. Najpiękniejsze jest to, że ona nie wie, że istnieje takie cudo.

środa, 14 marca 2012

Tydzień.

Wiele planów. Wypełniam nimi szczelnie czas. Stop. Muszę się na chwilę zatrzymać. Potrzebuję tego. Jeszcze jakiś czas temu nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, czym wypełniam życie, czym je kształtuję. Odkąd moja wspaniała uczelnia zaczęła obdarzać mnie darmowym prezentem, z logo Uniwersytetu, w formie kalendarza, wszytko się zmieniło. Być może to ja zapisując zaczęłam dostrzegać ogrom spraw i wydarzeń. Albo inaczej, to w pozapisywanym życiu zaczęłam znajdować miejsce na sprawy i wydarzenia. 
W każdym razie budzę się w chwili, w której ogrom wyrazów, podkreśleń, wykrzykników, serc, godzin i dat zapełnia tygodnie, które jeszcze się nie wydarzyły, na które jeszcze nie do końca dostałam pozwolenie. Tak bywa. I choć zwykle nieplanowane, spontaniczne kreowanie sobie czasu wydawało mi się być bardziej atrakcyjne, to jednak odkąd planuję wzbogacam me życie. I robię to nie tylko dla siebie, z mej samolubnej chęci pochłaniania życia pełnymi garściami. O nie. Głównym postanowieniem planowania, to oddać czas ludziom, którzy chcą ten czas przeznaczyć dla siebie. I to się spełnia. Ale nie wszytko naraz. Spokojnie. Kobieto. Nawiązując do poprzedniego postu, wszytko da się poukładać. W układankę mą, która piękną ma się stać wplatam więc spokój i odpoczynek. Chwilę przerwy, ciszy, samotności. By nie biec bezmyślnie do przodu, odznaczając tylko wyznaczone sobie cele. Jeszcze nie do końca jestem pewna jak uda mi się to zrealizować, co skreślić, który wykrzyknik zamienić na znak zapytania. To nie takie proste. By wciąż być szczęśliwą, by nie poprzestawać, by myśleć o innych, by wykorzystać siłę jaką daje młodość. By nie zagubić się w tym biegu. 

Lęk i piękno.

Słowa o kobiecie.

To wszytko da się poukładać. Wyzbywając się lęku, wydobywać piękno.

czwartek, 8 marca 2012

Doświadczona położna siedząca w rogu pokoju i robiąca na drutach.

Od dawna nosiłam się z zamiarem napisania o położnictwie. Udział w konferencji, której gościem był Michel Odent, francuski położnik będący dla mnie inspiracją, zmobilizował mnie do napisania tych kilku zdań. I choć wiele z tych myśli została już zapisana, to wciąż na świecie zbyt mało mówi się, a tym bardziej działa w sprawie oddania porodu kobietom. 

   Znaleźliśmy się na dnie przepaści. Poród, który jest z fizjologicznego punktu widzenia niezależny od woli, coraz bardziej chcemy zniewolić. Ochrona procesu niezależnego od woli jest zatem najważniejszym zadaniem położnych. Błędne przekonania odnośnie porodu wyrażają się w słowach: pomaganie, wspieranie, prowadzenie, zarządzanie, odbieranie. Słowa te podkreślają rolę wszystkich, z wyjątkiem głównych aktorów tego wydarzenia - matki i dziecka. Ochrona naturalnego procesu - oto kluczowe słowa. Wiedza z zakresu fizjologii niesie ze sobą optymistyczną wizję zwycięstwa fizjologii. Za poród odpowiadają archaiczne struktury mózgu. Mogą one jednak być tłumione poprzez pobudzanie nowej kory mózgowej. Ta z kolei struktura odpowiada za logiczne myślenie, rozumienie języków, obliczenia i tym podobne czynności. Podczas porodu działalność nowej kory mózgowej powinna być wygaszona by ustąpić miejsca archaicznym jego strukturom. Co pobudza nowa korę mózgową? Komunikacja za pomocą języka, mówienie racjonalne, wymagające myślenia, zadawanie pytań. Wobec tych faktów możemy łatwo wnioskować, że kobieta podczas porodu potrzebuje jedynie ciszy. A jeśli zupełną ciszę ciężko jest zapewnić to należy przynajmniej zminimalizować niepotrzebne bodźce. Kolejnym czynnikiem pobudzającym działanie nowej kory, a tym samym wyciszającym struktury archaiczne jest światło. Nie można wobec tego ignorować różnicy pomiędzy światłem ostrym a przygaszonym. W przyciemnionych warunkach organizm kobiety wytwarza hormon ciemności - melatoninę. Hormon ten redukuje działanie nowej kory na codzień ułatwiając zasypianie, natomiast w tym przypadku poród. Ostatni główny czynnik to obserwowanie. Kiedy czujemy się obserwowani, czując pewne zagrożenie, sami zaczynami siebie obserwować. Tak samo jest podczas porodu. Czynniki dające wrażenie lub wprost obserwujące kobietę rodzącą pobudzają działanie nowej kory mózgowej. Stad właśnie bierze się ogromna różnica pomiędzy położną "przed rodzącą" a położną "w rogu sali". Również aparatura specjalistyczna czy nawet aparat lub kamera, mające upamięnic piękne chwile, wpływają na poczucie obserwowania. Wobec powyżej opisanych zależności podstawową potrzebą kobiety rodzącej jest poczucie bezpieczeństwa. Poczucie bezpieczeństwa bez poczucia bycia obserwowanym. Tu rola położnej, której zadaniem jest zapewnić kobiecie najlepsze warunki do urodzenia przez nią dziecka. Z podkreśleniem czterech ostatnich słów. W powyższych rozważaniach nie wspomniałam o tak ważnym działaniu hormonów regulujących przebieg porodu. Jest to jednak tak rozległy temat, iż wymaga odrębnego opisu. Należy pamiętać, że działanie hormonów, a w szczególności koktajlu hormonów miłości jest kluczowe podczas porodu. Wiedzę potrzebną do zrozumienia tych procesów nie jest trudno zdobyć, trudno natomiast jest ją przyswoić.

Doświadczona położna siedząca w rogu pokoju i robiąca na drutach.

Zdanie to kryje w sobie tajemnicę sztuki położnictwa. Opisuje rolę położnej w przebiegu porodu naturalnego. I z choć z pozoru wydawać się może nieadekwatne, to jednak po wysłuchaniu światowej sławy położnika, zyskało dla mnie na życiowym znaczeniu.

Powyższy tekst to fragment refleksji i notatek uczynionych na jednym z wykładów Konferencji organizowanej przez Fundację Rodzic po Ludzku, która odbyła się w Warszawie 07.03.2012 r.

poniedziałek, 5 marca 2012

Krakowskie życie w chwili obecnej. Zamiary.

Zdecydowanie muszę popracować nad organizacją czasu. Plany nie mieszczą się w 24 godzinnym systemie życia. Czasem znów jest ich tak wiele, że przytłaczają swym ogromem odbierając wiarę w to, że realizacja ma sens. Chcę się skupić na położnictwie. Na zawodzie mym wymarzonym, w który tak wiele z nas, uczących się każdego dnia, straciła już wiarę. Uczestniczyć w konferencjach medycznych, czytać artykuły, kupować książki. Dyskutować szukając rozwiązań. W między czasie chcę kochać i spędzać czas. Utrudniony, przed komputerem, z głosem w słuchawce. Chcę żyć z moim rodzeństwem i rodzicami. Dbać o to, żeby istnieć w Hani życiu. Chcę spotykać się z ludźmi. Wielkim skarbem tego świata. Spotykać, rozmawiać, pisać, być. Chłonąć kulturę. Czytać książki, czasopisma, chodzić do kina, teatru, na koncerty, wystawy. Dbać o życie i samą siebie modląc się, słuchając słów, czytając je. Chcę cieszyć się tym co mam w tej chwili, spacerować po rynku krakowskim, nad Wisłą, odwiedzić miejsca, które kryje w sobie to miasto.

Idąc w słoneczny piękny dzień przez rynek, patrząc na sukiennice, chciałam tę chwilę zachować na zawsze. Wydrukować na powiekach. Abym zawsze, gdy tego zapragnę, mogła zamknąć oczy i zobaczyć to, co w tamtej chwili sprawiło mi szczęście.

niedziela, 4 marca 2012

Siedzę zdezorganizowana. Słucham delikatnych dźwięków fortepianu w mym ulubionym męskim wydaniu. Muzyka klasyczna. 

Minione trzy dni spędziłam na kolejnym wyjeździe z Krakowa, ale nie poza Kraków. Wśród ludzi, przy świecach i cichej rozmowie dającej ukojenie. Od ludzi można tak wiele się nauczyć. Tam również M. grała na pianinie piękne dźwięki muzyki. 

Siedzę zdezorganizowana. Chcąc od życia wciąż czegoś więcej. Siły i czasu na wszystkie plany. To nie tak. 

Takie dni jak te minione nadają życiu sens, wskazują drogę. Na wschód. Do domu. 

W głowie wciąż snują mi się myśli dotyczące tego czego jeszcze nie zrobiłam i tego co chcę zrobić lub co powinnam. Brakuje mi siły i czasu. To nie tak. 

Spotkałam ludzi. Małżeństwo. Które w wieku 42 i 40 lat mówiło do mnie o 12 swoich dzieciach. Podziwiam ich. Usłyszałam, że aby dojść do takiego etapu w swoim życiu i żyć wciąż w szczęśliwym małżeństwie trzeba umieć przebaczać. I to właśnie przebaczenie traktować poważnie, jako istotny środek utrzymujący związki. Mężczyzna, ojciec 12 dzieci, trzymający za rękę swą żonę, matkę 12 dzieci, opowiadał o swym mylnym wyobrażeniu małżeństwa. O wspólnych zainteresowaniach, tych samych ulubionych potrawach, słuchaniu tej samej muzyki. Doświadczenie jednak nauczyło go, że nie to gwarantuje szczęście w związku dwojga ludzi. Nie ma ludzi idealnie do siebie dopasowanych. Różnice zaś często powodują konflikty, w rozwiązywaniu których przebaczenie gra kluczową rolę. Wymieniając liczne imiona swych córek i synów ukazywał nam historię swego życia, która zachwyciła i wzruszyła do reszty. 

Wciąż mam swe postanowienia. Cześć w realizacji. Inna znów czeka na swój czas. Który przyszedł wczoraj. Czy mało mam mobilizacji? Nie wiem. Czasu i siły wystarczająco. To, że wciąż narzekam na ich brak to tylko mój własny wymysł. W zły sposób je wykorzystuję. Mocne postanowienie poprawy. 
I bałagan niepoukładany. 

1h 30'
1h 30'

piątek, 2 marca 2012

Słyszę budzik. Budzę się. Słyszę jakieś głosy, ale wciąż znajduję się w tym magicznym miejscu między jawą a snem, w którym mam wrażenie, że mogę wybrać, które z nich jest rzeczywistością. Głosy stają się coraz bardziej wyraźne, zaczynam czuć intensywny zapach kawy. Nie wiem gdzie jestem. Oczy powoli zaczynają się przyzwyczajać do światła zalewającego pomieszczenie, w którym się znajduję. Wstaję. Koszula nocna, którą mam na sobie dziwi mnie krojem i kolorem. Czuję się wciąż zmęczona, mimo jednoczesnego nieodpartego wrażenia, że obudziłam się właśnie ze stu letniego snu. Powoli zaczynam sobie przypominać. Znajome ściany, układ pokoi...Nie ma tu jednak moich rzeczy. Brakuje biurka przy którym tworze projekty na studia, brakuje lampki oświetlającej bezsenne noce. Idę tam skąd dochodzi wciąż intensywny zapach kawy. Wchodzę do kuchni wciąż nie do końca zdając sobie sprawę z otaczających mnie rzeczy, światła, przestrzeni. Widzę tam mężczyznę w podeszłym wieku. Siadam przy stole, na krześle obok niego. Nie poznaję go. Nie wiem co robi w moim domu, dlaczego patrzy na mnie tak spokojnie. Przyglądam mu się dokładnie, niepewna swych wątpliwości. Gdy dostrzegam jego oczy rozpoznaję w nim mojego narzeczonego. Wszystko zaczyna wracać. Mamy oboje po 87 lat i jak się domyślam większość życia za sobą. Wczoraj byliśmy na spacerze... przedwczoraj... rok temu... sześćdziesiąt lat temu. Moje życie minęło. Uświadamiam to sobie, coraz dokładniej wspominając przeszłość, coraz bardziej szczegółowo rekonstruując ją w pamięci. Ogarnia mnie niezmierzone przerażenie. Nie potrafię zlokalizować czasu, który właśnie upłynął bezpowrotnie. I teraz słyszę dźwięk budzika. Coraz bardziej intensywny. Budzę się, znów znajdując się w miejscu między jawą a snem. Tym razem mój budzik nie daje za wygraną, budząc mnie naprawdę.