piątek, 30 grudnia 2011

Ogromnie wiele rzeczy chciałabytm zapisać.
Na szyi powinnam nosić notes, w kieszeni długopis.
I tak każdą myśl ku temu przeznaczoną zapisywać.
Nie chcę.
Znów pocałowałam na pożegnanie.
Znów desperacko trzymam się szczęścia, które czułam dziś rano przytulając się do Ciebie. Płacząc jednocześnie ze smutku pożegnania.
Bądź tu.



http://greencat.wrzuta.pl/audio/aaWQxtCngPD/antonina_krzyszton_-_dziekuje_za_slonce

środa, 28 grudnia 2011

Odpowiedź na zdziwienie.

Ku zdziwieniu wielu - pisanie kryje w sobie niemalże nieskończone możliwości.

"Okamgnienie trwać będzie tak długo jak zechcę,
pozwoli się podzielić na małe wieczności."
                                                  Radość pisania Wisława Szymborska

Czas świąteczny.

W pokoju choinka. W sercach dobro. Dzieciątko wciąż niekoniecznie dla wszystkich na pierwszym miejscu. Położniczy i cudowny aspekt tych świąt. A ja wciąż każdemu życzę poznania Boga w tej bezbronnej, tak ludzkiej postaci.

Wczoraj wybrałam się z J. na zakupy. Zaopatrzyłam się w ciepły, beżowy sweter, który kosztował jeden złoty. Mimo, iż J. twierdził uparcie, że nie ma wojny i takiego rodzaju ciuch kompletnie mi się nie przyda, ja wciąż uważam go za bardzo udany zakup. Oraz sukienkę w kolorowy wzór. Kupiłam też coś co wydało mi się niezwykłe, nie tylko ze względu na samą w sobie rzecz, czy cenę, ale fakt, że to ja kobieta 22 letnia to kupiłam. Haftowany w maleńkie chabry obrus, serwetkę z kwiatuszkiem w rogu i niebieskim obszyciem, bieżnik w kolorze szarym ze wzorem w kształcie dwóch jelonków i serwetkę z koronkowym obszyciem. Był to pierwszy tego rodzaju zakup w moim życiu, z wyobrażeniem nie tylko mojego studenckiego pokoju w tle, ale przytulnej kuchni, którą będę urządzała w przyszłości. Poczułam się dorosło i miło. Wszystkie moje zakupy w sumie zmieściły się w cenie dziesięciu złotych, co zawdzięczam sklepom ze starociami i rzeczami używanymi. Uważam takie miejsca za niezwykłe, kryjące w sobie wiele uroku i pięknej tajemnicy. Wierzę, że z takich właśnie rzeczy dzięki ich historii sięgającej daleko w nieznaną przeszłość wydobyć można wielki czar.

Miałam w planach upiec pierniczki, pomalować je lukrem i cieszyć się ich tworzeniem, wyglądem, zapachem i smakiem. Kolejność, w której wymieniłam te cechy jest zamierzona. Niestety nie zrealizowałyśmy tego zamiaru. Drugim elementem, który już od dawna zaprzątał moje ubogie plany kulinarne był Guinness Cake. Ciasto na bazie ciemnego, irlandzkiego piwa i kakao, przykryte delikatna bitą śmietaną. Ten mimo, iż mniej śmielszy plan, został zrealizowany i zniknął w ciągu krótkiej chwili.

środa, 21 grudnia 2011

Czajnik gwiżdże na gazie.


Herbata z cytryną i miodem. Mój dom. Moja rodzina. Taty zabrakło na pierwszym zdjęciu, dlatego dodaję drugie. Na tym znów nie jest sam, ale z naszą H., która jednak jest tak mała, że nigdy jej zbyt wiele.

niedziela, 18 grudnia 2011

W domu.

Wszystko wraca do normy. Znów działa nasza umowa o kolejności robienia sobie nawzajem czegoś do picia. Wymyśliłyśmy ją pięć lat temu zobowiązując się dożywotnio. Jestem w moim domu. Wszędzie pełno ludzi, osób mi bliskich. Pokoje przechodnie mają tę jedną dobrą cechę, nie pozwalają na czucie się osamotnionym. Tato robi nam herbatę według swojego magicznego przepisu. Zapewniam każdego, że nigdy w życiu nie udało nam się powtórzyć smaku herbaty jaki on potrafi z niej wydobyć. Sekret kryje się w herbacie czy w nim? Pogodziłam się dziś z moją najmłodszą siostrą, która jak sama stwierdziła dzień świąteczny uznała za najlepszy na przeprosiny. Przekazałam ten znak pokoju wielu innym. Żałuję, że nie widziałam się dzisiaj z T. choć jesteśmy tak blisko. Spędziłam za to wiele czasu z D. Wydrukowałyśmy sobie tekst szanty, którą wyśpiewywałyśmy przez pół dnia. Na stoliku w naszym pokoju, który D. już uważa za swój, leżą trzy moje książki. Jedna dla duszy, jedna związana z moim zawodem, jedna kolejna przypadkowa. Święta narodzin Jezusa zbliżają się. Czy te święta są z lekka położnicze? Taka myśl przeszła mi przez głowę. I chwilę po niej następna: dlaczego tak rzadko Jezus przedstawiany jest jako noworodek. Nowo narodzone, sine, zmęczone, najpiękniejsze niewinne maleństwo. Ten, który leży w żłóbku w kościele mojej parafii wygląda minimum na dwu latka, jeśli nie więcej. Dom mój nabiera świątecznego klimatu. W szopce już rozgrywają się scenki, choć Pan jeszcze się nie narodził. Gwiazda betlejemska świeci. Choinka mieni się kryształkami. Pogodziłam się z H. - świąteczny klimat zbliża się do naszego domu. W moich mocnych postanowieniach na pierwszym miejscu znajdują się lukrowane pierniczki. I jeszcze jedno słodkie coś, o czym napiszę gdy wszytko się uda.

A pieśń, która towarzyszy mi dziś niech rozbrzmiewa: http://w435.wrzuta.pl/audio/6FhpqbZI6Ng/tak_jak_ptaki_na_blekitnym_niebie

X-box prawdę ci powie, czyli mocne postanowienie poprawy.

sobota, 17 grudnia 2011

Żyd

Wszystkim, których kochałem. Martin Gray.
Kiedy wyjeżdżałam na lotnisko, poprosiłam tatę o jakąś książkę. Lot trwa ponad dwie godziny, moje czekanie na lotnisku jeszcze dłużej. Chciałam czytać. Tato jednak zamiast pojechać do biblioteki, przyniósł mi kilka starych książek, które udało mu się uratować przed wyrzuceniem na śmietnik. Wyrzucić chciał nasz sąsiad. Kilka, różnych, pachnących starością. Który to już raz się tym zachwycam? Wybrałam Wszystkim, których kochałem M. Graya. Z gwiazdą Dawida na okładce. O Żydzie. O Żydach. W rogu okładki napis: biografie niezwykłe. To prawda. Jeśli miałabym określić ją. Krótko. Tak właśnie bym powiedziała. Biografia niezwykła. Chyba nie lubię pisać o książkach, przepisywać ich sensu, nie oddając go nigdy. Ważne wydaje mi się jednak to, że nie jest to już pierwsza książka dotycząca drugiej wojny światowej w Polsce, którą przeczytałam. Nie był to pierwszy obraz Warszawy jaki malował się mej głowie. Ważne wydaje mi się to, że tym razem nie opowiedział mi o tym Polak - Miron Białoszewski. Nie opowiedział Niemiec - Jurgen Stroop. Opowiedział mi Żyd - Marcin Gray. Wątki łączą się. Wszystko uzupełnia obraz jaki namalowała druga wojna światowa w naszym kraju. Stroop w "Rozmowach z katem" opisywał grossaktion (likwidację getta w Warszawie). Nie wiem dlaczego wciąż odruchowo słowo 'grossaktion' czytałam jako 'grosskation'. Niewątpliwie jest w tym wielki sens. Marcin we "Wszystkim, których kochałem" pisał o generale Stroopie. Dostrzegłam wiele. Dotąd widziałam najwięcej przerażonych wojną, zniewolonych Polaków chodzących po ulicach Warszawy. Teraz zobaczyłam idące na śmierć dzieci, umierające z głodu i okrucieństwa za murem w tymże mieście.
Co oddałoby w kilku słowach przekaz tej książki? Być może to, że mimo iż opowiadała ona wciąż o ludziach, o tysiącach, milionach ludzi, o całych narodach, to tak rzadko a zarazem najdobitnej wypowiadane w niej zdanie "Spotkałem człowieka" wzruszało mnie ogromnie. Opowiadała ona o życiu przed wojną, które w ogromie okrucieństwa tego czasu wydawało się nigdy nie istnieć. Opowiadała ona o czasie wojny, który zmusił do przybrania tylu różnych ról, który nie tyle zrównał człowieka z ziemią, ale wepchnął w głęboki dół z żółtego pisaku, w którym leżały już tysiące. Opowiadała ona o zemście, która pokazała jak cienka linia oddziela ją od stania się oprawcą. Opowiadała o odrodzeniu w nowym świecie, o ucieczce od życia, a może właśnie do jedynego życia jakie pozostało, do jedynej rodziny. Opowiada o odnalezieniu sensu w życiu, miłości, dającej mocne fundamenty pod budowanie swej twierdzy. Opowiada o ulotności, o marności, o ...
Jedno wiem. Teraz chcę w Piśmie Świętym przeczytać o życiu Hioba.

niedziela, 11 grudnia 2011

Dorotka pamiętasz...

Dorotka pamiętasz jak gdzieś na początku zimnych dni mówiłam, że chciałabym mieć białą bluzę za tyłek z zebrą jedynie z przodu tej bluzy?
Znalazłam taką.
Marzenie stało się rzeczywistością.

Nie kupiłam jej.

środa, 7 grudnia 2011

Przeczytałam kolejną ksiażkę.

Od czasu postanowienia, znajduję więcej sposobności i czasu na czytanie książek. Choć niekoniecznie są one tymi, które rzeczywiście chce przeczytać staram się tym bardziej cenić te przypadkowe. Wybrane z powodu okładki, ceny, krótkiego opisu. Nie koniecznie znane i zachwalane przez tumy. Choć nie ukrywam, że w moich postanowieniach odnośnie czytania, to wlasnie te drugie tworzą juz długa listę czekającą na realizacje. Zważając na to, iz przypadek często kieruje wydarzeniami, nie tworzę sobie zapisanych list. Mogło by się okazać ze pozostaną jedynie zapisane. Tworzę je więc przypadkiem, zależnie od czasu, okoliczności, pogody, portfela, ilosic kartek, okładki, spotkań z ludźmi lub jakiś innych nieznanych mi sil. Czytam i zapisuję już te, które odbiły jakiś ślad na mojej duszy. Wszystkie przeczytane. Tym oto niezwykle pięknym przypadkiem wpadła w moje ręce Happy Sally Sary Stridsberg. Od pierwszych stron wydała mi się wyjątkowa i taką pozostała do ostatnich. Zaledwie 176 stron wypełnionych pamiętnikami. Narratorkami tej książki są trzy kobiety. Pływaczka, która w czasie gdy rozpoczynała się druga wojna światowa, przepływa kanal La Manche. Kolejna to również pływaczka, w latach osiemdziesiatych chce również dokonać tego czynu, zafascynowana swą poprzedniczką. Ostatnia narratorka jest dorosłą już córką tej drugiej, opisująca czas sobie współczesny oraz przede wszystkim wspominającą, w swych pamiętnikach, czasy zmagań swej matki z kanałem. Mimo iż pamiętniki trzech kobiet przeplatają się chaotycznie, ostatecznie tworzą niezwykłą opowieść o pasji i wszystkim co jej podporzadkowane. Układają się w zrozumiałą całość. Happy Sally to opowieść o pasji, a także o tym jak wiele ona determinuje w życiu każdej z bohaterek tej książki. Opowieść o wielkim zaangażowaniu. O sile. O wyjątkowym życiu pływaczek i ich rodzin. O miłości niezwykłej. O miłości między dwiema kobietami. O miłości między matką a córką. O tym co daje szczęście. O nieszczesciu.
najgorsze jest to, ze zycia nie da sie pogodzic.

czwartek, 1 grudnia 2011

"Szczęście mężczyzny" Jacek Pulikowski.

"Rybak siedzi na brzegu i patrzy w morze. Jest środek dnia. Podchodzi do niego bogaty biznesman i pyta, dlaczego siedzi bezczynnie.
- Bo już dziś złowiłem.
- To wypłyń jeszcze raz, złowisz więcej.
- Po co?
- Jak to, po co? Będziesz miał więcej pieniędzy.
- Po co?
- Kupisz sobie nowe sieci, kuter.
- Po co?
- Złowisz jeszcze więcej ryb, kupisz sobie całą flotyllę kutrów.
- Po co?
- Będziesz takim bogatym biznesmenem jak ja.
- Po co?
- Żebyś mógł się cieszyć życiem.
- Właśnie to robię!"

W nawiązaniu do naszej wczorajszej rozmowy. Cytat z podanej powyżej książki.