środa, 28 grudnia 2011

Czas świąteczny.

W pokoju choinka. W sercach dobro. Dzieciątko wciąż niekoniecznie dla wszystkich na pierwszym miejscu. Położniczy i cudowny aspekt tych świąt. A ja wciąż każdemu życzę poznania Boga w tej bezbronnej, tak ludzkiej postaci.

Wczoraj wybrałam się z J. na zakupy. Zaopatrzyłam się w ciepły, beżowy sweter, który kosztował jeden złoty. Mimo, iż J. twierdził uparcie, że nie ma wojny i takiego rodzaju ciuch kompletnie mi się nie przyda, ja wciąż uważam go za bardzo udany zakup. Oraz sukienkę w kolorowy wzór. Kupiłam też coś co wydało mi się niezwykłe, nie tylko ze względu na samą w sobie rzecz, czy cenę, ale fakt, że to ja kobieta 22 letnia to kupiłam. Haftowany w maleńkie chabry obrus, serwetkę z kwiatuszkiem w rogu i niebieskim obszyciem, bieżnik w kolorze szarym ze wzorem w kształcie dwóch jelonków i serwetkę z koronkowym obszyciem. Był to pierwszy tego rodzaju zakup w moim życiu, z wyobrażeniem nie tylko mojego studenckiego pokoju w tle, ale przytulnej kuchni, którą będę urządzała w przyszłości. Poczułam się dorosło i miło. Wszystkie moje zakupy w sumie zmieściły się w cenie dziesięciu złotych, co zawdzięczam sklepom ze starociami i rzeczami używanymi. Uważam takie miejsca za niezwykłe, kryjące w sobie wiele uroku i pięknej tajemnicy. Wierzę, że z takich właśnie rzeczy dzięki ich historii sięgającej daleko w nieznaną przeszłość wydobyć można wielki czar.

Miałam w planach upiec pierniczki, pomalować je lukrem i cieszyć się ich tworzeniem, wyglądem, zapachem i smakiem. Kolejność, w której wymieniłam te cechy jest zamierzona. Niestety nie zrealizowałyśmy tego zamiaru. Drugim elementem, który już od dawna zaprzątał moje ubogie plany kulinarne był Guinness Cake. Ciasto na bazie ciemnego, irlandzkiego piwa i kakao, przykryte delikatna bitą śmietaną. Ten mimo, iż mniej śmielszy plan, został zrealizowany i zniknął w ciągu krótkiej chwili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz