środa, 16 maja 2012

Tak się złożyło, że wracam w środku nocy do mieszkania. Sama. Tak się złożyło. Czasem. Moje osiedle całe zalane deszczem. Najwidoczniej płakało z tęsknoty. Idę, tym razem nie pocieszając nikogo, żadnego z tych najmniejszych. Nie odprowadzam nikogo do domu. Szłam spokojnie. Ostatnio codziennie tak się zdarza. Trwa tydzień juwenaliowy. Studenci pod wpływem alkoholu i dobrych nastrojów zalewają miasto swym wszechobecnym głosem. W nocnych autobusach brakuje miejsc. Gdyby nie pewien ciemnoskóry mężczyzna pewnie siedziałabym teraz na przystanku, w środku tego miasta i towarzystwie zapitych na sen i czekała, marznąc, na kolejny nocy autobus. W autobusach jak zwykle miliony twarzy, miliony słów, miliony żyć, miliony wyobrażeń. I ja. Jedna. Ten wyjątkowy tydzień sprawia, iż plany plany, które w ostatnim czasie szczelnie wypełniają mi życie, teraz wręcz stoją w kolejce. Dziś rano uszyłam pięć spódnic, na korowód, który odbędzie się w piątek. Później praca, i moje wielkie zaangażowanie. Miasteczko, plaża, zabrakło stroju. Rozebrałam się przez M., z którym chodzę na basen. Wystarczy. Czepek. Stanowczo wystarczy. Z. wspólny z nią obiad, oscypek z żurawiną na rynku, i kawa w naszej kawiarni odkrytej, gdzieś za rogiem. Zaraz przy moim ulubionym kiosku. I znów do pracy, ja pełna zaangażowania. Palce zamarzły mi na śmierć od wydzielania. Następnie koncert z A. i Czesław nam śpiewał Miłosza. 
Piszę w środku nocy, dopóki jeszcze mam głos, który jutro rano z pewnością będzie stracony. 

1 komentarz: