poniedziałek, 25 czerwca 2012

Jeśli nie zrobię tego dziś, jutro mogę nie mieć czasu...

Skończyła się sesja. Szczęście zalało mnie, a wraz z nim nadszedł katar, ból głowy i złe samopoczucie. Stres odbił się na mojej odporności, zabierając radość z pierwszych wolnych od nauki dni. Nie ważne. Przede mną całe wakacje. Wróciłam do domu. Stalowa Wola wydaje mi się teraz wymarzonym miejscem, w którym mogę odetchnąć. Mogę zacząć czytać książki, pisać, spędzać czas z rodzeństwem, rodzicami, zapomnieć o ciągłym pośpiechu. Sesja skończyła się i mimo, że mało sypiałam, piłam ogromne ilości kawy i jadłam nie zważając na to co jem, jestem bardzo wdzięczna za jej owoce. Nadszedł czas odpoczynku. Pożegnałam się z dziewczynami, na te kilka tygodniu, po których spotkamy się w jakże wyjątkowych okolicznościach. Wracając z Krakowa, chciałam zrobić coś dobrego, za co zostałam zdecydowanie ukarana, a następnie pocieszona odwiezieniem do domu i czekoladą z orzechami przez niezwykle miłego pana w białej koszulce, co natomiast utwierdziło mnie w przekonaniu, że jak najbardziej mogę być dobrym człowiekiem, postępującym uczciwie. Wróciłam. Pojechałyśmy z D. do cioci. Namiastka raju na ziemi. Zbierałyśmy poziomki, i jadłyśmy deser. Podlewałyśmy trawę, na co znów mój organizm odpowiedział wielkim sprzeciwem w postaci uczulenia na jakiekolwiek przejaw natury. Wieczorem podziękowałyśmy za wszytko na Mszy Świętej, po której do ciemnej nocy uczestniczyłyśmy w ognisku. Wakacje zaczęły się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz