piątek, 7 grudnia 2012

Ranek

Przepiękna muzyka towarzyszy mi ostatnio, ustrojona poezją, prawdziwą poezją. Wypełnia chwile milczenia, wolne od myśli. Nadaje myślom tor. A ja wstaję codziennie rano. Kiedy noc jeszcze ukrywa dzień pod swą ciemną powierzchownością. Wstaję i jadę tramwajem, który nigdy nie zjawia się na czas, zmuszając mnie do ciągłego pośpiechu. Wstaję, jadę i jestem w świątyni, na porannym spotkaniu z Bogiem, dającym najwspanialszy z możliwych początek dnia, zanim on jeszcze nastanie. Świeczka pali się w moich dłoniach. Cicho i wytrwale. Po wyjściu ze spotkania przechodzę przez rynek, wyjątkowy o tych porannych godzinach. Zapełniony szczelnie ciężarówkami i samochodami dostawczymi, mającymi go za rondo. Wszyscy żyją tam, w tym czasie życiem innym niż w każdej kolejnej godzinie dnia i nocy.
Zima ubrała mnie w czapkę, ciepły szalik i rękawiczki a ja ciągle, nieustannie marznę. Tak już chyba zostanie.
Staram się czytać. Coś mówi mi, że powinnam sięgać po książki, z których będę mogła stworzyć treść mojej pracy magisterskiej. Tak, z pewnością. Ale to nie wszystko. Jak narazie ta jakże istotna kwestia powoli nabiera kształtu. To nie wszystko. Dlaczego zaczynam czytać kilka książek naraz, mając w naglących planach kolejne? Także jedna z polecenia, w formie rozsypujących się kartek plącze się gdzieś na jednej z półek mojego białego mebla. Inna, dotąd nie moja, czytana po kilka stron, zaledwie, w wolnym czasie przechodząc obok, w Empiku. Dziś już, mam nadzieje, w drodze pod mój adres. Następna kupiona w przydrożnej księgarni, na temat macierzyństwa. I jeszcze jedna za trzy złote, kupiona w drodze na obiad, by zabić samotność przy stole. Obok łóżka leży ta towarzysząca mi co wieczór, zapisana listami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz