poniedziałek, 28 stycznia 2013

Dzwonię, tam gdzie miałam zadzwonić.

Rano. Budzik nie budzi, stukanie do drzwi też nie. Wstaję. Piję kawę. Dzwonię, tam gdzie miałam zadzwonić i dostaję odpowiedzi. Część z nich zadawala zupełnie, inna każe czekać wciąż, kolejna milczy głuchym sygnałem. Będę wytrwała. Cierpliwa. Dzielna. I uparta. Właśnie ku końcowi chyli się pięć lat mojej ciężkiej pracy. I choć zawód mój już do końca życia będzie wymagał ode mnie ciągłej nauki i zdobywania nieustannie aktualizowanej wiedzy medycznej, to jednak koniec studiów jest znaczący. Dlatego, że wymagał ode mnie życiowej decyzji te pięć lat temu. A może wymagał decyzji, że chcę wykonywać ten zawód, już o wiele wcześniej. A może przede wszystkim dlatego, że gdyby dziś ktoś ofiarował mi szansę ponownego wyboru, zdecydowałabym to samo. Dlatego, że studia, spakowały moje rzeczy i pchnęły życie do wyprowadzenia się z domu, do samodzielności, odpowiedzialności za samą siebie w obcym mieście. Dlatego, że od kilku lat setki nieprzespanych nocy, tysiące przepracowanych godzin i miliony spędzonych na uczelni. To wszystko ma wielkie znaczenie. Życiowe, niezmierzone, dlatego też koniec studiów wydaje się być tak istotny. 
Dlatego wstaję, piję kawę, dzwonie tam gdzie miałam dzwonić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz