wtorek, 12 listopada 2013

Ciąg dalszy

Wróciłam. 
Stolica przyjęła mnie gościnnie swoimi ramionami zbudowanymi z ogromnych budynków, zatłoczonych ulic, biegnących przechodniów. Myślę - to nie dla mnie. Ale jestem w stolicy z G. moją, by uczyć się sztuki położnictwa. Śmiejemy się trochę z siebie, że wydajemy grubą kasę na to, by dokształcać się w tym naszym ukochanym kierunku, który pracy za nic dać nam nie chce. A może wina leży gdzie indziej. Nie istotne, położną jestem i zostanę. Idziemy więc ulicami Warszawy, gubimy się by dojść do budynku fundacji. Tam trzy dni zanurzone na nowo w położnictwie, nowym, nieznanym, przepięknym, naturalnym, odważnym. Moim. Tam wśród położnych, które myślą podobnie do mnie, chcą coś zmieniać, zmieniają lub dodają odwagi by te zmiany wprowadzać, bo są to zmiany na lepsze. Cudowny czas, ukierunkowujący spojrzenie, rozpalający na nowo iskry tlące się w sercu. Spędzamy tam trzy dni, twierdzimy, że zbyt mało. Tam wszystko jest tak bliskie, położnictwo leży w moich rękach, wokół kobiety, tam nie gaśnie ani na chwilę zapał i chęć wdrożenia w życie wiedzy, którą zdobywamy. Tam czuję się bezpiecznie, chciałabym więc zostać na dłużej. Ale nie. Życie każe wracać. Wracam więc. Ale wcześniej zwiedzamy wieczorami stare miasto, pijemy grzane wino na Krakowskim Przedmieściu. Wcześniej spacerujemy, rozmawiamy, śmiejemy się, snujemy plany...

Moje życie od pewnego czasu znalazło się w miejscu bardzo specyficznym. Być może wciąż jestem na owym moście. Być może jednak zamiast iść na drugi brzeg, wychylam się zbyt mocno przez balustradę i widzę jedynie przepaść. Narzekam wciąż i mówię, że nie jest łatwo. Nie chcę tego. Wydaje mi się to całkiem pozbawione sensu, gdy jako młoda kobieta posiadająca usłużny zawód pozostaję w bezruchu. Chcę działania.

W tym wszystkim otwieram się na nowe możliwości. Mam wspaniałych ludzi wokół. Rodziców i rodzeństwo. Wparcie z każdej strony opatulone w szacunek do mojej własnej woli i pokorę co do Wyższych planów dotyczących mojego życia. Mam również wokół cały świat potrzebujących kobiet, płaczu dzieci. Nigdy nie byłam głodna, zawsze miałam dach nad głową, nie marzłam z braku rękawiczek. Czy to nie jest właśnie przestrzeń do działania?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz