środa, 16 marca 2011

„Aby wypełnić ludzkie serce, wystarczy walka prowadząca ku szczytom.”

Pracę tą napisałam dwa lata temu. Na prośbę pewnego pana, wykładającego filozofię na moim uniwersytecie. Pan ten zwykł chodzic w czerwonych trampkach. Publikuję te słowa i rozważania 'Mitu Syzyfa'.

„Trzeba wyobrażać sobie Syzyfa szczęśliwym”

„Trzeba wyobrażać sobie Syzyfa szczęśliwym.” Pan swojego losu – Syzyf. Człowiek skazany na wieczną udrękę, brak nadziei na poprawę, na monotonię życia polegającą na cierpieniu, a mimo wszystko Albert Camus zachęca do spojrzenia na tę postać jako na kogoś szczęśliwego. Aby móc zrozumieć szczęście Syzyfa, którego postać jest ponadczasowym symbolem beznadziei, należy uświadomić sobie jak bardzo niejednoznaczne jest pojęcie szczęścia. W celu dostrzeżenia czym było szczęście dla naszego bohatera trzeba poznać Syzyfa za jego życia sprzed otrzymania kary od bogów. Nietrudno jest zauważyć jego umiłowanie do życia, uwielbienie ziemi i wszystkiego co ziemskie. Bogów, którzy stanowili znaczą cześć jego życia, którzy powierzali mu tajemnice, skarżyli się mu i opowiadali swoje żale, traktował z pewną lekkością. Nie straszny był mu boski gniew wobec radości jaką przynosiło mu życie, „łuki zatok, olśniewające morze i uśmiechy ziemi”. Dlatego też żywił pogardą decyzje, którymi wciąż, z przeróżnych powodów, próbowali zamknąć go w ciemnościach podziemnego świata zabierając możliwości radowania się urokami ziemi. Nadszedł jednak dzień, w którym Syzyf został 'dożywotnio' ukarany za swoje postępowanie. Igranie z bogami dobiegło końca. Po wieloletnich próbach oszukiwania śmierci oraz wyroków boskich Syzyf został skazany na mękę bez końca.
 Kara, która całe jego życie skupiła w wysiłku, nie dając nadziei na wytchnienie, była ciężarem, który już zawsze miał dźwigać na swych barkach. Stwierdzenie „ bogowie nie bez racji doszli do wniosku, że nie ma straszniejszej kary niż praca bezużyteczna i bez nadziei” nie jest jednak do końca słuszne. Syzyf bowiem odnalazł się w pewien sposób w tym życiu, stając ponad swoim losem. Odebranie mu możliwości radowania się tym co dawało mu ziemskie życie, a w zamian za to skazanie na wieczne cierpnie miało byc najgorszym losem jaki mógł spotkać osobę tak kochającą życie jak on, jednak Syzyf przezwyciężył ten los uświadamiając go sobie. Najbardziej wyjątkowym momentem, w jego monotonnej, wydawało by się, egzystencji jest chwila, w której Syzyf powraca z góry po kamień. Ten czas został nazwany „pauzą”, przerwą dającą odpoczynek i możliwość refleksji, „oddechem”, który tak samo jak cierpienie zawsze powraca. Powrót ten jest czasem jego świadomości. Czasem, który stawia go ponad swoim losem. Świadomość swojego istnienia sprawia, że staje się on silniejszy niż jego kamień, symbol i przedmiot jego udręki. Być może nadaje ona również tragizmu życiu bohatera jednak „nie ma takiego losu, którego nie przezwycięży pogarda”. Jasność z jaką widzi swoje życie tworzy go zwycięzcą. Zwycięstwo natomiast daje szczęście. Coś co miało go udręczać okazuje się wygraną. „Jeśli zatem to zejście w pewne dni jest cierpieniem, w inne może być radością.”
Albert Camus zwraca szczególną uwagę na zejście Syzyfa z góry, bo w tym właśnie momencie rozważa on swoje życie. Z uświadomienia sobie panowania nad swoim losem „płynie milcząca radość” bohatera. Być może człowiek odnajdujący szczęście w świadomości swojej udręki wyda się absurdalny, to jednak los jest jego własnością co często nie jest dane ludziom nieświadomym. To właśnie czyni Syzyfa zwycięzcą i stawia go ponad innymi, pomimo okrutniej kary jaką otrzymał. Człowiek jest skazany w swym życiu na pewien rodzaj koniecznego cierpienia.”Nie ma słońca bez cienia i nie można nie znać nocy.” Człowiek absurdalny jakim jest Syzyf jest przekonany, że jeśli istnieje los to na pewno nie został on nadany człowiekowi „ z wysokości”, z niej bowiem ”dane jest tylko rozwiązanie nieuchronne”, które jest warte jedynie pogardy. Los, który jest przeznaczony ludziom jest ich własnością. Każdy jest panem swojego losu. W tym tkwi całe sedno życia. Szczęście ma tu nadzwyczajny wymiar. Jest ono umiejętnością radowania się z wolności, z posiadania, z panowania nad swoim losem.
Syzyf powraca do swego głazu, do życia. Rozważa zdarzenia, które po sobie następują, nie mające związku ze sobą ale tworzące razem jego istnienie. Tam właśnie u stóp góry rozstajemy się z Syzyfem. Bohater ten jest przykładem dla ludzi, uczącym wierności wyższej. Wierności, „która neguje bogów i podnosi kamienie”. Uczy pomijania zdania i tego co jest dane z wysokości, nakazując jednocześnie uszczęśliwiania się z tego co daje nam nasze życie, co daje nam podnoszenie ciężaru kamienia, którym jest ono dla nas. Syzyf odnajduje życie w blasku minerału wtopionym w głaz, który musi wtaczać na górę. Nie chce zapominać o tych ciężkich momentach, które wciąż nieuchronnie powracają i wplatają się w jego istnienie. Wręcz przeciwnie, każdy z tych momentów tworzy jego świat.
„Aby wypełnić ludzkie serce, wystarczy walka prowadząca ku szczytom.”
To zdanie zwieńczające „Mit Syzyfa”, kryje w sobie całą tajemnicę jego losu, i to co swym życiem utkanym cierpieniem chce nam przekazać ten wieczny męczennik. Szczęścia należy doszukiwać się nie na szczycie, ale w samym jego zdobywaniu. Idąc za takim tokiem myślenia pojęcie to oznacza, że nie tylko osiągnięty cel jaki postawimy sobie w życiu ma nam dać radość, ale przede wszystkim jego zdobywanie, które z pewnością będzie pełne wzlotów i upadków ma nadać sens naszemu istnieniu.
Trzeba wyobrażać sobie Syzyfa szczęśliwym.
Albert Camus jako egzystencjalista patrzy na postać Syzyfa bardzo indywidualnie. Rozważa jego jako jednostkę zwracając uwagę na szczegóły. Bardzo dokładnie opisuje moment, w którym bohater wtacza głaz na górę. „Tu widać ciało napięte, aby dźwignąć ogromny kamień i pchnąć go na górę po stoku, setki już razy przebytym; widać ściągniętą twarz, policzek przy kamieniu, pomocne ramię, o które wspiera się oblepiona gliną masa, stopę odnajdującą równowagę ( …)”. Uniwersalność „Mitu Syzyfa” polega jednak na tym, że każdy człowiek, nazwany przez Alberta Camusa robotnikiem, może odnaleźć się w postaci wiecznego męczennika. Ukazując nam tę postać z całkiem odmiennej strony niż znaliśmy ją dotychczas uczy innego postrzegania swego życia, cierpienia, które stanowi jego nieodłączny element i odnajdywania szczęścia w walce prowadzącej ku szczytom.

 
              Dedykuję ten wpis pewnej osobie, której obiecałam coś, kiedyś zadedykowac. Czarodziejowi muzyki z przełomu lat 2010/2011.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz