niedziela, 7 sierpnia 2011

Byłam dziś w pięknym miejscu.

Widziałam dziś piękne miejsce. Jechałam prosto przed siebie na dwukołowym pojeździe w towarzystwie dziewczyny o jasnych włosach. Dookoła las, drzewa, zieleń, przyjemny chłód w tym środku upalnego dnia. Prosto obok leśniczówki, aby czuć się bezpiecznie pod opieką leśniczego. I dalej prosto przed siebie. I nagle. Dojechałyśmy. Leżałam na mostku, wodę łapiąc w dłonie. Podziwiałam blask ważki, obserwującej mnie bacznie. Mnie intruza w tym przepełnionym naturą miejscu. Deski pomostu były ciepłe. Woda w całej swej głębi niezmierzonej kryła czerń. Jedynie mała rybka płynąca zaraz obok pomostu złamała tę otchłań czarną, piękną. Dokoła ramka z drzew lasu tego. Z roślin, owadów, dźwięków, zapachu, wiatru i słońca. Leżałyśmy tak na ciepłych deskach drewnianego pomostu. Beztrosko. Otwierając oczy na piękno. Prawdziwe piękno. Kilkoro ludzi przemknęło koło nas. Podążyli dalej. Bardziej zdziwieni niż zachwyceni. Ja jednak dotykałam palcami tej czarnej toni niewielkiej powierzchni wody, nad którą nie tylko ja się nachylałam. Ważki wciąż bacznie nas obserwowały. Odcięte od świata. Cisza. Natura i dwa ludzkie pojazdy gdzieś pośród niej. Zatrzymane na chwilę. Wracając przebiłam oponę. W środku lasu, daleko od domu. Poskarżyłam się mówiąc o tym do maleńkiego ptaszka, nieprzeciętnej urody, który skakał obok mnie nie myśląc o ucieczce. Zadziwił mnie ten obraz. Zachwycił. Schowałam do kieszeni ciszę zdobytą wśród tamtych dźwięków i wróciłam do mojego okręgu przemysłowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz