wtorek, 9 sierpnia 2011

Zależność.

Zauważyłam pewną zależność. Zależność, nie zrealizowaną. Takie porównanie dwóch miast. Stalowej Woli i Krakowa. Być może każdego wielkiego i małego miasta również. Chodzi o czytanie książek. Chodzi o czas spędzany w tramwajach i autobusach. Chodzi o czas oczekiwania na nie. W mieście wielkim jakim jest w moich oczach Kraków na autobusy czy tramwaje nie oczekuje się długo. Przeciwnie. Niejednokrotnie nie sprawdza się nawet godziny ich odjazdu wychodząc z domu z pewnością, że jakiś nadjedzie. Przeciwnie jest w małym mieście za jakie uważam tu Stalową Wolę. Autobusy jeżdżą tak rzadko, że koniecznym jest sprawdzić o której odjeżdżają, a nawet dopasować cały swój plan dnia do ich rozkładu. Luka czasu powstająca w mieście małym. Przejazd w dużym mieście zazwyczaj zajmuje więcej czasu. Wszytko jest daleko od siebie, wszędzie trzeba dojechać spędzając długie godziny w tramwajach. W małym mieście czasem nawet nie siada się, mimo wolnych miejsc, gdyż przejazd z tu do tam zajmuje tyle co skasowanie biletu. Luka czasu w mieście dużym. W to wszytko, w te zależności opisane powyżej, ściśle wplecione jest czytanie książek. Publiczne ich odczytywanie. Po cichu. Normalnym widokiem w krakowskich tramwajach i autobusach wszelkich jest czytanie książek podczas podróży. Czas wówczas zostaje wykorzystany. Luka czasu zostaje zapełniona. Zjawisko zupełnie naturalne. Krakowiak z książką. Inaczej jest w mieście małym. Miałam dziś w torebce książkę. Kiedy dotarłam na przystanek zastało mnie tam 10 minutowe bezczynne oczekiwanie. Wyciągnęłam książkę i przez chwilę zastanowiłam się czy jestem pierwszą, która robi to w tym małym mym mieście? I jeszcze dwa pytania: czy ludzie w większych miastach czytają więcej od tych żyjących w Stalowych Wolach? Czy spędzanie czasu na czytaniu książek jest cenne?
Przeczytałam kilka stron. Posunęłam się odrobinę do przodu w moim tak dalece ubogim czytaniu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz