poniedziałek, 20 lutego 2012

W poszukiwaniu książek natrafiłam na kolejną powieść K. R. Zafon'a pt. Marina. Nie słyszałam o niej wcześniej, nie słuchając zresztą uważnie. Mój stosunek do tej książki ukształtował się po pierwsze zanim po nią sięgnęłam, z samego uwielbienia do tego pisarza, do drugie zaś w momencie czytania wstępu. W nim bowiem Zafon, pisze o pewnym sentymencie jakim darzy to dzieło. Nie wynika on z powodu sprzedaży w niesamowitym nakładzie, ani z powalających opinii krytyków. Tak twierdzi autor, a ja wierze mu do końca, z opisanego w drugim zdaniu względu. Przeczytałam w zadziwiającym mnie tempie. Być może moje mocne postanowienie dotyczące czytania książek, sprawiło, że w końcu zaczynam czytać szybciej niż jedna Lalka przez wakacje. 

Powoli dobiega końca czas przeznaczony na życie w domu z rodziną. Przyjdzie mi za kilka dni, za dwa, pojechać do Krakowa i zadomowić się tam na nowo. Spojrzeć na swój pokój i być u siebie. Przebywać wielkie odległości tramwajami, spędzając w podróży zbyt długą ilość czasu. Znów przyjdzie mi uczestniczyć w wykładach i ćwiczeniach, być studentem. Znów życie zmieni się zupełnie. To dobrze. Myślę o takim życiu często. O kilku równoległych życiach, a może o jednym z poprzeplataną strukturą po prostu. Czas studiów jest dla mnie piękny. I choć miliony razy słyszałam, że tak jest i aby się tym cieszyć bo jak minie to już nie powróci, myślę, ze nie musiałam tego słyszeć. Wiem to i jestem tego świadoma każdego dnia, ucząc się pokory z którą będę musiała powitać ten koniec. Kiedy nadejdzie. Tymczasem drugi semestr za chwilę się zacznie. Mój plan zajęć, jeszcze ciepły od druku, wysuwa się z drukarki.

1 komentarz: