piątek, 2 marca 2012

Słyszę budzik. Budzę się. Słyszę jakieś głosy, ale wciąż znajduję się w tym magicznym miejscu między jawą a snem, w którym mam wrażenie, że mogę wybrać, które z nich jest rzeczywistością. Głosy stają się coraz bardziej wyraźne, zaczynam czuć intensywny zapach kawy. Nie wiem gdzie jestem. Oczy powoli zaczynają się przyzwyczajać do światła zalewającego pomieszczenie, w którym się znajduję. Wstaję. Koszula nocna, którą mam na sobie dziwi mnie krojem i kolorem. Czuję się wciąż zmęczona, mimo jednoczesnego nieodpartego wrażenia, że obudziłam się właśnie ze stu letniego snu. Powoli zaczynam sobie przypominać. Znajome ściany, układ pokoi...Nie ma tu jednak moich rzeczy. Brakuje biurka przy którym tworze projekty na studia, brakuje lampki oświetlającej bezsenne noce. Idę tam skąd dochodzi wciąż intensywny zapach kawy. Wchodzę do kuchni wciąż nie do końca zdając sobie sprawę z otaczających mnie rzeczy, światła, przestrzeni. Widzę tam mężczyznę w podeszłym wieku. Siadam przy stole, na krześle obok niego. Nie poznaję go. Nie wiem co robi w moim domu, dlaczego patrzy na mnie tak spokojnie. Przyglądam mu się dokładnie, niepewna swych wątpliwości. Gdy dostrzegam jego oczy rozpoznaję w nim mojego narzeczonego. Wszystko zaczyna wracać. Mamy oboje po 87 lat i jak się domyślam większość życia za sobą. Wczoraj byliśmy na spacerze... przedwczoraj... rok temu... sześćdziesiąt lat temu. Moje życie minęło. Uświadamiam to sobie, coraz dokładniej wspominając przeszłość, coraz bardziej szczegółowo rekonstruując ją w pamięci. Ogarnia mnie niezmierzone przerażenie. Nie potrafię zlokalizować czasu, który właśnie upłynął bezpowrotnie. I teraz słyszę dźwięk budzika. Coraz bardziej intensywny. Budzę się, znów znajdując się w miejscu między jawą a snem. Tym razem mój budzik nie daje za wygraną, budząc mnie naprawdę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz