czwartek, 21 lutego 2013

Miasto, które studiuję od lat.

Śnieg zaciera ślady, które zostawiłam wychodząc z mieszkania. Myśli, że zgubi mnie w tym mieście, które studiuję od lat. Wieczór. Biel spadająca z nieba zamyka mi oczy. Światło latarni oślepia. Ciemne ulice nasilają samotność. Zimno ogarnia moje ciało i napawa złością. Ale iść muszę. Więc idę. Po to by wrócić. W mieszkaniu cisza pojedyńczości. Może to i dobrze. Usłyszę wreszcie siebie. Pijany człowiek zakrzycza swą samotność pod moim oknem. Kładę się spać, by rano zacząć od nowa. Dzięki Bogu z każdym wschodem słońca mogę zaczynać od nowa. Mogę zaczynać nawet na chwilę przed zaśnięciem. Wstaję nie zastanawiając się nad tym czy jestem wyspana. Biorę prysznic. Robię kawę. Porządkuję rzeczy materialne tworzące tu moje życie. Widoczne ramy mojego istnienia. Dostrzegam Gwiazdę Betlejemnską, która zwiędła z braku nadziei na pomoc z mojej strony. Zrobię wszystko by znów piękniała swą czerwienią. Układam ramki ze zdjęciami. Jedna jest pusta. Ściągam z półki dawno nie otwierane pudełko ze zdjęciami. Wspomnienia wracają, zalewają z nieubłaganą siłą. Chcę znaleźć zdjęcie mojego rodzeństwa. Mojej twierdzy. Nie znajduję. Nic piękniejszego. Pośród zdjęć miałam kilka czarno-białych, zrobionych ponad dwadzieścia lat temu, przedstawiających dwójkę ludzi. Dwoje ludzi, którzy zamykają w sobie każdego z nas, którzy oddają piękno mojego rodzeństwa. Jedno z nich umieszczam za szklaną szybką pustej ramki. Niech je chroni i pozwala podziwiać. 
Czytam to i uśmiecham się delikatnie. Chyba ciężki dzień mi nastał. Wracam więc na wschód. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz