czwartek, 13 lutego 2014

D. była u mnie. Spędziłyśmy razem trzy dni. Trzy dni wolne od pracy, a jednak moje myśli wciąż do niej wracały, rozmowy nieustannie nawiązywały do trudów położnictwa. Zwiedziłyśmy Opole. D. równie zgodnie ze mną określiła je jako śliczne miasto. Spacerowałyśmy po starej, najbardziej urokliwej jego części, którą mam zaszczyt zamieszkiwać, spełniając jednocześnie odwieczne marzenie mieszkania w kamienicy. Spacerowałyśmy nad opolską Wenecją, po wyspie Bolko. Siedziałyśmy na molo nad zamarzniętym stawem. Piłyśmy kawę w ukrytej w podziemiach kawiarni. Gotowałyśmy razem obiad. Wszystko to tworzyło wspólne życie, którego brakuje mocno już zaraz po pożegnaniu na dworcu autobusowym, z którego to D. ruszyła w drogę do naszego domu na Podkarpaciu, a ja powoli wróciłam w ten mroźny wieczór do pustego pokoju hotelowego. Nie przywiązuję się jednak do tej pustki, do odległości, do życia w hotelu, bez własnego przedpokoju i kuchni. Nie snuję planów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz